Miesiąc temu świat nie miał pojęcia o istnieniu Davide Martello, niemieckiego pianisty o włoskich korzeniach, który wychował się w malowniczej Konstancji na południu Niemiec.
Dotąd mało znany artysta po występie na placu Taksim stał się przez noc globalnym celebrytą, symbolem konfliktu między demonstrantami a tureckim rządem. Po powrocie do Berlina, gdzie obecnie mieszka, samozwańczy muzyczny ambasador pokoju planuje następną fazę swojej "dźwiękowej misji".
Kiedy w Turcji trwały demonstracje, Martello był w trasie koncertowej w Bułgarii. Postanowił ją jednak przerwać i udać się na plac Taksim. O tej decyzji powiedział: - Przyznaję, że nie wiedziałem, co robię. Akurat byłem w Sofii, gdzie z telewizji dowiedziałem się, co się dzieje w Stambule. Pomyślałem, co by było, gdybym postawił na środku placu Taksim mój fortepian i zaczął grać.
Już następnego dnia Marcello udał się do Stambułu, żeby wysondować sytuację. - Tego dnia wcale nie zamierzałem grać. Chciałem poszukać hotelu i odpocząć. Nagle wpadł mi w oczy szyld prowadzący do placu Taksim. Powiedziałem kolegom: Podjedźmy pod ten plac i zobaczmy, co się tam teraz dzieje - opowiada Martello. - Gdy dotarliśmy na miejsce, zdjęliśmy fortepian z przyczepy, ustawiliśmy go na środku placu i zacząłem grać - dodaje.
Martello grał i grał. Ani się nie obejrzał, a minęły trzy noce. Tłum był oczarowany. Podobno nawet policja uległa czarowi niepozornego muzyka i surrealizmu sytuacji.
Czwartej nocy wszystko się zmieniło. W ruch poszedł znów gaz łzawiący i ludzi oślepiały jaskrawe światła reflektorów radiowozów. Martello nie chciał przerywać gry, ale w pewnym momencie gazy łzawiące i chaos zrobiły swoje. Porzucił instrument i uciekł z innymi demonstrantami. Gdy następnego dnia powrócił na Plac Taksim, fortepianu jednak nie było. Dzięki pomocy ambasady niemieckiej i włoskiej oraz ekipom kilku stacji telewizyjnych udało mu się odebrać instrument od policji.
Martello przyznaje, że nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak jego gra mogłaby wpłynąć na zmianę sytuacji. - Ale po drugim czy trzecim dniu doszedłem do wniosku, że muzyka może zmienić politykę. Nie sądziłem, że sztuka czy muzyka mogą powstrzymać przemoc - wyjaśnia. - Nigdy przedtem czegoś takiego nie przeżyłem. Policjanci zdjęli hełmy, usiedli i zaczęli z ludźmi rozmawiać. Było tak spokojnie - opowiada.
Kariera Martello jako muzycznego ambasadora pokoju zaczęła się dosyć banalnie parę lat temu. Gdy stwierdził, że praca fryzjera w Konstancji nie jest szczytem jego marzeń, zdecydował się poświęcić swojej pasji - muzyce. Piosenki komponował już jako nastolatek. - Mając 17 lat, skomponowałem piosenkę dla mojej dziewczyny. Spodobała jej się i tak to się zaczęło - wspomina.
Potem Martello starał się dostać do różnych akademii muzycznych w Niemczech. Na próbę zaprosiła go renomowana berlińska Akademia Muzyczna im. Hannsa Eislera. Nie skorzystał jednak z tej szansy, ponieważ otrzymał telefon od dawnego klienta salonu fryzjerskiego w Konstancji. Ten powiedział, że zbuduje mu fortepian marzenie. - W związku z tym szybko pospieszyłem do domu, żeby planować trasę koncertową. I tak zaczęło się moje życie trubadura - opowiada.
Marcello postanowił wystąpić we wszystkich stolicach świata: - Zacząłem podróżować z moim fortepianem i sprzedawać wyprodukowane przeze mnie kompakty. Tym się zajmowałem, zanim zdecydowałem się jechać do Stambułu.
Stambuł zmienił wszystko. Martello pokazuje żółty kask i maskę gazową, które nosił na placu Taksim, i które zatrzymał na pamiątkę. Stambuł, właściwie przez przypadek, stał się ważnym szczeblem jego muzycznej kariery.
- Przyznaję, że to wszystko, co było po Stambule, jest nie do opisania. To nie była świadoma autoreklama, ale cieszy mnie, iż ludzie interesują się mną i tym, co robię. Chcę dalej podróżować. Następne etapy mojej trasy koncertowej to Paryż, Londyn i Dublin - mówi Martello.
Od powrotu ze Stambułu Davide Martello zebrał 15 tysięcy lajków na Facebooku.
Artykuł pochodzi z serwisu ''Deutsche Welle''