Kominek o hejterach: Największa bakteria internetu. Trzeba ich ubić

- W internecie nie może być wolności słowa polegającej na mówieniu, co się chce. Nie może być wolności polegającej na nienawiści. Hejterzy nie są partnerami do rozmowy, trzeba ich bezwzględnie wycinać - mówi w rozmowie z portalem Gazeta.pl Tomek Tomczyk, znany jako bloger Kominek.

Niektórym komentarzom pod artykułami daleko do merytorycznej dyskusji. Niektóre obrażają bohaterów tekstów, ich autorów i innych komentujących. Dlatego w portalu Gazeta.pl zaczynamy rozmowę na ten temat. Dyskusję rozpoczęły dziewczyny z redakcji Kobieta.gazeta.pl , rozmawialiśmy o tym również z CeZikiem .

Dziś rozmowa z Tomkiem Tomczykiem, znanym jako bloger Kominek. Tomek prowadzi dwa blogi - Kominek.in i Kominek.es . To on jako pierwszy w polskiej blogosferze wypowiedział wojnę hejtowi w komentarzach. Wojnę - dodajmy - wygraną. Jak to zrobił, skąd bierze się hejt w sieci i dlaczego z hejterami trzeba walczyć?

Łukasz Głombicki, Gazeta.pl: Jesteś prekursorem walki z hejtem w blogosferze, rozpocząłeś ją w momencie, w którym niewielu jeszcze o tym myślało. Kiedy zaczęło Ci to przeszkadzać?

Tomek Tomczyk : - Na początku mi nie przeszkadzało. Bloger, który zaczyna pisać i ma pod swoimi tekstami dziesiątki, setki komentarzy cieszy się, że ktoś w ogóle go czyta. Nie zwraca uwagi na to, że co drugi komentarz zawiera słowo "k...", a co trzeci słowo "ch...". Dopiero po pewnym czasie zauważyłem, że chamstwo przyciąga chamstwo.

Wulgarne komentarze, na niskim poziomie intelektualnym, zaczęły dominować. Pod każdym tekstem hejterzy nie naśmiewali się jedynie z tego wpisu. Wulgaryzmy z klimatu bloga, z odpowiedzi na tekst zmieniły się w wulgaryzmy i hejterstwo skierowane bezpośrednio we mnie.

W maju 2006 roku byłem tak osaczony przez hejterów, że czego bym nie napisał, było złe. Jest takie powiedzenie: jeśli trzecia osoba mówi ci, że jesteś pijany, to idź się prześpij. Mnie tysiące czytelników mówiło, że jestem kompletnym beztalenciem, jestem do dupy i powinienem się powiesić. Mogłem im uwierzyć i tak zrobić, albo postawić na jedną kartę. Albo ja, albo oni.

Jak zacząłeś z nimi walczyć?

- Zacząłem od nich. Uznałem, że to oni się mylą, ja jestem zajebisty i piszę dobre teksty. To było jedyne założenie, które mogło przedłużyć moją egzystencję. Nie miałem innego wyjścia. Dosyć szybko wprowadziłem zakaz używania wulgaryzmów, hejtowania i obrażania innych czytelników. Z biegiem czasu "przepisów" pojawiało się więcej, łącznie z tym, jakiego ktoś może, a jakiego nie może mieć nicka. W tej chwili na moim drugim blogu Kominek.es niezbyt przychylnie patrzę nawet na mowę potoczną. W tym miejscu wymagam jeszcze wyższego poziomu kultury.

Dokładnie po roku od wprowadzenia regulaminu, w czerwcu 2007 roku, liczba komentarzy pod moimi tekstami skoczyła dziesięciokrotnie. Aż do wyjścia z platformy Blox.pl w 2010 roku, napisano pod moimi tekstami pół miliona komentarzy.

Wprowadzenie dość rygorystycznego regulaminu nie zmniejszyło liczby komentarzy?

- Oczywiście, że nie. Wielokrotnie ją podniosło. Ludzie zaczęli czuć się swobodnie, nie bali się już komentować, a - co za tym idzie - zaczęli się lubić. Komentarze pod tekstem pełniły funkcję czatu. Między czytelnikami zaczęły się kształtować relacje. Powstały zręby społeczności, która przeniosła się do realnego życia. Wielu z nich nie czyta już mojego bloga, ale mam ich w znajomych na Facebooku. Do dziś się znają, spotykają, dwoje z nich nawet wzięło ze sobą ślub.

W jaki sposób zacząłeś egzekwować stosowanie się do regulaminu na blogu?

- Pomogły mi tak zwane Iwonki - moderatorki, które wspomagają mnie już od siedmiu lat. Są wybierane spośród najbardziej zaufanych komentatorek. Miałem taki system, że jedne Iwonki były w Japonii, drugie - w USA, a większość - oczywiście - w Polsce. Dzięki temu 24 godziny na dobę miałem kontrolę nad blogiem.

One natychmiast nie tylko kasowały komentarze, ale też banowały czytelników, którzy nie rokowali nadziei. A że żaden hejter nie rokuje nadziei, rozlało się tysiące banów. Krótka piłka. W początkowej fazie czytelnictwo spadło mi o około 25 proc., ale też zmieniłem tematykę na łagodniejszą. Z czasem zacząłem ich jednak odzyskiwać. Dla mnie nie stanowi wielkiej różnicy, czy czyta mnie 300 tysięcy, czy 250 tysięcy osób.

Dlaczego jest tyle hejtu w sieci, skąd to się bierze?

- W największym stopniu z poczucia anonimowości. Hejter nie bierze żadnej odpowiedzialności za swoje słowa, czuje się bezkarny. Gdyby nie było Kodeksu karnego, to ludzie by się okradali i zabijali. Nie liczmy na to, że jesteśmy dobrzy z natury. Ludzi trzeba trzymać na krótkiej smyczy, po to wymyślono prawo.

Nie ma sensu zastanawiać się, jaki jest sposób myślenia hejtera, ani tym bardziej myśleć, jak do niego dotrzeć. To tak, jakbyś chciał swojemu psu wytłumaczyć sens życia. Hejter pewnych rzeczy nie skuma, trzeba go po prostu ubić, jak bakterię.

To pokazuje, dlaczego Gazeta.pl ma problem z hejterstwem. Uważam, że to zjawisko jest u was największe w sieci. To jest wyłącznie wina portalu i łagodnego traktowania hejterów. Pozwoliliście im się rozwijać.

Warto walczyć z hejterami?

- Oczywiście! Oni nie mają dla portalu, dla bloga żadnej wartości. W ich miejsce przyjdą normalni ludzie.

Da się tę walkę wygrać?

- Z nimi można wyłącznie wygrać. Jestem tego przykładem. Po pierwsze: jakkolwiek mogą oni stanowić większość komentatorów, to stanowią zdecydowaną mniejszość czytelników. Także u was. Wycinając w pień wszystkich hejterów, niewiele stracicie, podejrzewam, że w waszych wynikach to będzie niezauważalne.

Dzięki wojnie z hejterami możecie tylko zyskać. Ludzie będą chcieli spędzić więcej czasu na Gazeta.pl, czytając komentarze pod artykułami. Ja ich nie czytam, bo wiem, że ciężko będzie mi odszukać coś ciekawego. Czytam za to komentarze na blogach, gdy wiem, że bloger panuje nad swoją społecznością.

Jeśli zaczniesz kasować komentarze hejtera, bezwzględnie go usuwać, on nie będzie miał możliwości rozwijania się. Pójdzie do innego miejsca w sieci. Hejterzy są jak karaluchy, jak spryskasz sobie mieszkanie, pójdą do sąsiada.

Zdarzyło Ci się, że hejt z internetu przeniósł się do realnego życia? Masz takie doświadczenia?

- Nie. Teraz raczej nie podpadam ludziom, a w czasach, kiedy zaczynałem i pisałem teksty, które aż prosiły się o hejt, było inaczej. Blogerzy byli anonimowi, nikt nas nie znał, nie zwracaliśmy takiej uwagi. A dziś spotykam się raczej z pozytywnym odbiorem. Na szczęście hejterzy pozostają hejterami tylko w sieci.

Jak oceniasz antyhejterską akcję dziewczyn z redakcji Kobieta.gazeta.pl ?

- Uważam, że była kompletnie niepotrzebna. Ta akcja sama w sobie nie nauczy hejtera kultury. Do tego niezbędny jest bat. Moim zdaniem nie ma sensu robić takich akcji, trzeba zacząć działać i bezwzględnie usuwać wszystkie, nawet najmniejsze przejawy hejterstwa.

Dziewczyny właśnie chcą działać. Ta akcja miała na celu pokazanie: Zobaczcie, to my. Nie zgadzamy się na hejtowanie naszego wyglądu, mówimy "nie" temu całemu jadowi. One podjęły kroki, powiedziały, że nie będą tego tolerować, będą kasować komentarze i apelują do swoich czytelniczek o pomoc!

- Słusznie. Musicie jednak przestać się bać hejterów. To nie są partnerzy do rozmowy. To tak, jakbym chciał złodzieja moich rzeczy traktować jak partnera. To jest kompletnie porąbany system. Tylko kasowanie i blokowanie jest rozwiązaniem. Oczywiście, ludzie będą niezadowoleni, będą pytać, gdzie jest wolność słowa. Możecie im odpowiedzieć, że w dupie.

Jak hejterzy chcą wolności słowa, niech jej sobie szukają gdzie indziej. Nikt was za to nie ukarze, przeciwnie. Zabierając wolność słowa hejterom, oddacie ją normalnym użytkownikom, a oni będą wam za to wdzięczni. W internecie nie może być wolności słowa polegającej na tym, że można mówić, co się chce. Nie może być wolności polegającej na nienawiści. Takie postępowanie doprowadzi w końcu do czyjejś śmierci.

A myślisz, że CeZik będzie miał mniej hejterów dzięki swojej nowej piosence ?

- Oczywiście, że tak. Co prawda tych zatwardziałych, dumnych z tego, co robią hejterów to nie ruszy. Ale da do myślenia grupie ludzi, która w przyszłości może go hejtować. Podobnie to działało na moich blogach.

Pewni ludzie przychodząc do mnie, widząc reguły gry, nie hejtują. Ja znam ich nazwiska, widzę, że są hejterami na innych blogach. U mnie tego nie robią, bo wiedzą, że to bezcelowe.

Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najważniejszych wydarzeniach? Masz telefon z Androidem? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Najważniejsze informacje codziennie, na żywo w Twoim telefonie!

Więcej o: