Był rok 1960. Matematyk William Martin miał 29 lat, od trzech lat pracował w objętej wówczas najwyższym stopniem tajności Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Zajmował się zaszyfrowywaniem informacji. Po początkowej euforii tak świetnym, wydawałoby się, miejscem pracy, Martin przeżył szok. W gruzach leżała jego głęboka wiara w "ostoję wolności", którą, słowami prezydenta Eisenhowera, były USA.
Z tym przekonaniem w amerykański mit wolności William Martin musiał patrzeć, jak amerykańskie tajne służby bezczelnie szpiegują inne państwa, podsłuchują nawet swoich zachodnioeuropejskich sprzymierzeńców. Pracownicy NSA otwierali wręcz prywatne listy przysyłane z zagranicy do amerykańskich obywateli.
Martin czuł dyskomfort i podzielił się swoimi obserwacjami z przyjacielem, też pracownikiem NSA, 31-letnim Bernonem Mitchellem. Obydwaj zdecydowali, że muszą coś zrobić. Podobnie, jak 53 lata później zrobił to Edward Snowden. - Martin i Mitchell kierowali się, jak Snowden, źle pojętym idealizmem - uważa ekspert ds. wywiadu agencji Bloomberg John Walcott.
Martin i Mitchell wzięli urlop i po krótkim pobycie w Meksyku i na Kubie wylądowali w Moskwie. 6 września 1960 r. podzielili się swoją wiedzą z dziennikarzami z całego świata w moskiewskim Domu Dziennikarza. Opowiedzieli, jak to istniejąca od 1950 roku NSA szpieguje bez mała cały świat, jak udało się złamać zakodowane informacje tureckiej ambasady w Waszyngtonie, jak CIA od lat uprawia szpiegowskie loty nad obszarem ZSRR i jak USA wspiera potajemnie przewroty polityczne na świecie.
Po tym, jak dziennikarze uzyskali tajne informacje, prezydent USA Eisenhower wpadł w szał. Martina i Mitchella nazwał zdrajcami. Amerykanie zareagowali wówczas o wiele ostrzej, niż dzisiaj. - Był to szczytowy okres zimnej wojny. Po przeciwnych stronach stały dwa mocarstwa atomowe. Jedno i drugie uważało Martina i Mitchella za zdrajców - tłumaczy John Walcott.
- Mimo podobieństw istnieje zasadnicza różnica w sposobie obchodzenia się z posiadanymi informacjami przez Martina i Mitchella a Snowdena - zauważa ekspert. Ówcześni "odszczepieńcy" NSA przekazali posiadane przez siebie informacje ZSRR, Snowden zwrócił się do opinii publicznej. John Walcott jest jednak przekonany, że Rosjanie dawno już zrobili użytek z obecności Snowdena. - Rosyjski wywiad jest bardzo agresywny. Jeżeli spada im z nieba ktoś taki jak Snowden, niewyciągnięcie od niego możliwie wszystkich informacji byłoby głupotą - mówi Walcott.
Losy Snowdena ważą się, jego przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania. Dalsze losy Martina i Mitchella potoczyły się dość smutno. Obydwaj zostali w ZSRR.
William Martin zmarł w 2001 roku. Bernon Mitchell wielokrotnie stawiał w latach 70. wniosek o przywrócenie mu amerykańskiego obywatelstwa. Bezskutecznie. Rząd USA odmawiał mu nawet wizy turystycznej. Przyjął go w końcu Meksyk. Mitchell zmarł tam na raka w wieku zaledwie 55 lat.
Artykuł pochodzi z serwisu ''Deutsche Welle''