Alicja Tysiąc po publikacji "Wprost": Ktoś sobie zrobił ze mnie zabawkę. Poniżono mnie, bardzo. A ja tylko walczę o swoją godność

"Alicja Tysiąc chce więcej pieniędzy. Znalazła sposób, jak nadal zarabiać na zakazie aborcji" - oskarża na okładce dzisiejszy "Wprost". - Ktoś sobie zrobił ze mnie zabawkę, nie wiem dlaczego. Teraz "Wprost" zarabia pieniądze. Miałam trudno, a teraz mam jeszcze trudniej. Jest mi przykro, nie rozumiem, dlaczego zostałam tak zaatakowana - mówi w rozmowie z portalem Gazeta.pl Alicja Tysiąc.

"Alicja Tysiąc chce więcej pieniędzy. Znalazła sposób, jak nadal zarabiać na zakazie aborcji" - napisał dzisiejszy "Wprost". Tygodnik opublikował wywiad z Tysiąc, w którym przedstawioną na okładce tezę potwierdzają jednak jedynie pytania i komentarze dziennikarki, która go przeprowadziła.

Tytuł artykułu brzmi "Chcę więcej pieniędzy!". Zwrotu, który wydaje się cytatem, próżno jednak szukać w tekście. Tysiąc nic takiego nie mówi, chociaż skarży się, że jest jej ciężko, nie ma pracy ani pieniędzy na czynsz za mieszkanie. We wprowadzeniu do artykułu czytamy zaś: "słynna niedoszła aborcjonistka ma sposób na życie - procesy". Potwierdzenia także tej tezy nie znajdziemy w wywiadzie.

Gazeta.pl: Co pani poczuła, kiedy zobaczyła treść wywiadu w najnowszym numerze "Wprost" i okładkę ze swoim zdjęciem?

Alicja Tysiąc*: Wczoraj zobaczyłam w internecie okładkę "Wprost" z tym napisem dotyczącym pieniędzy. Zrobiono ze mnie osobę, która ma nie wiadomo jakie miliardy złotych i jeszcze potrzebuje kolejnych miliardów. Przez to moje dzieci mają w tym momencie kłopoty. Nie czują się teraz komfortowo, mają przecież znajomych... Ja się na takie rzeczy nie umawiałam, miały być niektóre fragmenty poprawione, nie zostały. Po prostu poczułam się oszukana.

Decydując się na ten wywiad, na co pani liczyła?

- Przede wszystkim na pomoc w znalezieniu pracy, bo w tym momencie mam różne problemy.

Sama się pani zgłosiła do dziennikarki "Wprost"?

- Poleciła mi ją pewna bardzo znana osoba. Myślę, że ona sama nie wiedziała, że tak wyjdzie. Czułam się podczas rozmowy ciągle atakowana, ale ta pani tłumaczyła mi, że to jest wywiad i ona musi zadawać takie pytania, a ja mam na nie odpowiadać.

Dziennikarka zarzuciła pani, że procesowanie się to pani sposób na życie, na zarabianie pieniędzy...

- To po prostu bzdura. Przecież to normalny ludzki odruch, że ktoś, kto jest szykanowany i obrażany, broni się, nie pozwala sobie na to.

Ile osób do tej pory pani pozwała?

- Pozwałam "Gościa Niedzielnego" i Tomasza Terlikowskiego [naczelnego serwisu Fronda.pl - red]. To nie jest nie wiadomo ile procesów. Pan Terlikowski opisał mnie w dwóch książkach, porównał do hitlerowskich zbrodniarzy, nie pozwolę sobie na to. Jaki to jest sposób zarabiania? Ja walczę o swoje prawa, o swoją godność.

Teraz chcę, żeby ta sprawa ucichła, nie chcę, żeby moje dzieci miały problem. Ten artykuł miał mi pomóc. Okazało się, że mi jeszcze zaszkodził. Jestem zdenerwowana, otrzymuję różne telefony, dzwonią do mnie moje dzieci. Poniżono mnie, bardzo.

Tytuł artykułu brzmi, jakby to pani mówiła: "Chcę więcej pieniędzy!".

- To bzdura totalna. Jak ja mogłam do tej kobiety tak powiedzieć? Ktoś sobie zrobił ze mnie zabawkę, nie wiem dlaczego. Teraz "Wprost" zarabia pieniądze. Nie wiem, czego chciał ten tygodnik, ale czuję się obrażona. Dość, że miałam trudno, to teraz mam jeszcze trudniej. To jest po prostu przykre i bardzo źle się z tym czuję. A pani redaktor nie odbiera teraz ode mnie telefonów. Dzwoniłam dwa razy i tylko się nagrałam na pocztę.

Z wywiadu wynika, że oczekuje pani, że państwo pomoże pani w znalezieniu pracy...

- Nie państwo! Znalezienie pracy z moim nazwiskiem graniczy z cudem. Jeżeli ktoś usłyszy nazwisko Tysiąc, to, niestety, boi się. Boją się, że będą mieli jakieś protesty, jakieś kontrole. Ja nie chcę żebrać, ja chcę po prostu mieć pracę. Jestem inwalidką pierwszej grupy i trudno mi znaleźć pracę.

Planuje pani podjęcie jakichś kroków prawnych w związku z artykułem i okładką?

- Nie myślę o tym teraz. Jest mi przykro, jestem zdenerwowana, nie rozumiem, dlaczego zostałam tak zaatakowana.

* Alicja Tysiąc to matka trójki dzieci. W 2000 roku, kiedy zaszła w trzecią ciążę, lekarze orzekli, iż urodzenie dziecka może poważnie zagrażać jej zdrowiu, powodując utratę wzroku. Kobieta zdecydowała się na legalną aborcję, jednak nie udało jej się znaleźć lekarza, który by dokonał zabiegu. Usłyszała, że zagrożenie dla jej zdrowia jest niewystarczające, by uzasadnić przerwanie ciąży.

Tysiąc urodziła córkę, jednak jej wzrok uległ znacznemu pogorszeniu i kobiecie przyznano pierwszy stopień niepełnosprawności. W 2003 roku kobieta złożyła skargę na Rzeczpospolitą Polską do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, zarzucając polskim urzędnikom naruszenie prawa do poszanowania życia prywatnego w związku z uniemożliwieniem jej dokonania legalnej aborcji. W 2007 roku Trybunał nakazał RP wypłacić Alicji Tysiąc 25 tys. złotych zadośćuczynienia.

Więcej o: