- W tekście Szczygła nie znajduję nic szczególnie nowego. Nie nauczył mnie niczego o autorytarnej osobowości czy czymkolwiek innym. Jest tam za to alternatywny wymiar sprawiedliwości - tak na antenie TOK FM dr Paweł Moczydłowski komentował głośny reportaż Mariusza Szczygła. - Bohaterka tego tekstu popełniła straszną zbrodnię. Ale sąd zbadał sprawę i miał coś więcej niż Szczygieł - wysłuchał jej. Sąd ją pytał, rozmawiał z nią. A autor reportażu? Uważa się, że skoro Ewa T. odmówiła rozmowy, to dalej można jeździć i pisać. Nie, nie można! Bo tu chodzi o olbrzymi dramat życiowy - podkreślił b. szef więziennictwa.
- Gdyby represja eliminowała przestępczość, to byśmy już ją wyeliminowali kilka razy - podkreślił Moczydłowski. - To prawo, które sami stworzyliśmy, powiada nam, że musimy znaleźć w sobie możliwość, żeby wszyscy w tym świecie mogli istnieć. Także ci, którzy po sprawiedliwym osądzie zostali skazani i mają poczucie, że odpokutowali. Ci ludzie mogli mieć poczucie - fałszywe, jak się okazuje! - że mogą zacząć normalne życie. Teraz nie mogą go mieć, bo zaraz przyjdzie ktoś i zacznie ich rozliczać z przeszłości. Więc płacą jeszcze raz za to samo. W tym względzie prawo jest mądrzejsze.
Czego zabrakło Moczydłowskiemu w tekście Szczygła? - Ewa T. odmówiła udziału w tym wywiadzie, więc my nie wiemy, czy nie stało się w jej wnętrzu coś, co spowodowało jej transformację. Tu są tylko jakieś cienkie dowodziki coś sugerujące. A być może ona jest ciekawym bohaterem, rodem z powieści Dostojewskiego? Ja tego nie wiem. Dlatego nie mogę uznać tego alternatywnego wymiaru sprawiedliwości. Mogę być tylko oburzony. Niczego mnie ten artykuł nie nauczył. Może jedynie tego, że można dzisiaj człowieka osądzić i zatłuc.
- Pomyślimy przez chwilę, w jakiej sytuacji jest ta kobieta: ktoś przychodzi do niej w sprawie sprzed 30 lat, kiedy ona już ma prawo myśleć, że ma normalne życie. No bo przecież nie za darmolca dostała to wyjście z więzienia wcześniej! A może przeszła przeistoczenie w zakonie? Ja tego nie wiem i tego nie ma w tekście! - oburzał się dr Moczydłowski. - Tak to jest zrobione, że negujemy wszystkie instytucje: prawników, prokuratorów, sędziów, więzienie, karę, resocjalizację; to wszystko w dupę poszło!
- To jest wygodnictwo dziennikarskie: przychodzę do niej, mówię, że chcę pisać, a skoro odmówiła, to jest to proste! - podkreślił b. szef więziennictwa. - W tym jest bardzo dużo narcyzmu i hipokryzji. A co Ewa T. miała zrobić? Jak dowiedziała się, że ktoś idzie po wydarzenia sprzed 30 lat, to mogła pomyśleć: "o kurde, idzie egzekucja". Czy widzimy, żeby ona w tej sytuacji opowiadała piękne teksty o resocjalizacji? I czy w związku z tym autor tego tekstu jest zwolniony z odpowiedzialności za to, że nie pokazał, że może jest inaczej? Biorę to poważnie, bo chodzi o rzeczy ostateczne. Mówimy o tym, że ta kobieta pozbawiła kogoś życia, ale teraz ten dziennikarz wykonuje drugi wyrok. Teraz została skazana za coś... bez przestępstwa - stwierdził Moczydłowski.
I podsumował: - Jeśli ona jest bardzo dobrą nauczycielką i daje dobry produkt, to co - nie ma prawa do zmiany wewnętrznej?