Rośnie liczba przeciwników demokracji. To jeszcze błąd statystyczny czy już siła, która wejdzie do parlamentu?

Według najnowszej ?Diagnozy społecznej? prof. Janusza Czapińskiego, rośnie liczba Polaków niezadowolonych z demokracji. - To wciąż niewielkie liczby, na poziomie błędu statystycznego - uspokajał w Radiu TOK FM prof. Wojciech Łukowski, socjolog z UW. - Raczej na poziomie miejsc mandatowych w parlamencie - ostrzegł Jan Ordyński.

W najnowszej "Polityce" prof. Janusz Czapiński opowiada o prowadzonej przez siebie "Diagnozie społecznej" . Z ostatniego badania wynika m.in. że Polacy są zadowoleni z siebie, ale niezadowoleni z rządów. - Nasz narodowy charakter to narzekactwo - stwierdziła w audycji Daniela Passenta w Radiu TOK FM Dorota Warakomska. - Należy to przełamać. Takie badania, wiarygodne badania, pokazują, że nie jest tak źle, jak się powszechnie mówi - podkreśliła dziennikarka.

- Też chciałbym się tak cieszyć jak pani redaktor, że poziom zadowolenia jest bardzo wysoki - przyznał prof. Wojciech Łukowski, socjolog z UW. Jego zdaniem postrzeganie świata przez Polaków jest bardziej skomplikowane. - Robiłem niedawno badania w Ełku na Mazurach. Wszyscy na pytanie "Jak się żyje w Ełku?", mówią: "Wspaniale!". Ale pada drugie pytanie: "Jak tu się pracuje?". "Beznadziejnie". To taki schizofreniczny sposób budowania tożsamości - mówił socjolog.

Polacy mają sentyment do bezmyślnej krytyki?

- Zadowolenie z sytuacji w kraju spada od czterech lat. Podobnie jak ocena reform w 1989 r. Wciąż maleje zaufanie. Brakuje więzi, bezpieczeństwa? - pytał Passent. Zdaniem Warakomskiej, ludzie mają się coraz lepiej pod względem ekonomicznym. - Jak ludzie mają wszystko, włączają telewizję i słuchają polityków opozycyjnych, którzy walą jak w bęben, że wszystkiemu winny jest rząd. Nie chcę go chwalić, ale odnajduję w wynikach badań sentyment Polaków do krytyki bez względu na wszystko - tłumaczyła dziennikarka. Nawet więc osoby, które cieszą się wysoką stopą życiową, słysząc polityków krytykujących wszystko, co stało się po 1989 r., przyłączają się do tego chóru. - Przecież niemożliwe, żeby było dobrze - rekonstruowała sposób myślenia Polaków Warakomska.

- Chcę upomnieć się o tę czwartą część ludzi niezadowolonych i znajdujących się w niedobrej sytuacji. To spory odsetek - zaznaczył prof. Łukowski. - Solidaryzuję się z tą częścią krytyki, która widzi, że władza jest często niezainteresowana, nie zauważa biedy, nierówności społecznych, że jest nastawiona na ludzi sukcesu - podkreślał Jan Ordyński. - Od dawna nie słyszę wystąpienia polityka, który by się pochylał nad ludźmi mieszkających na terenach popegeerowskich - zauważył publicysta. Jednak Warakomska przypomniała, że każdy polityk, który zdecydowałby się pojechać do popegeerowskiej wsi, natychmiast zostałby ostro skrytykowany za populizm. A wszystko przez brak zaufania do klasy politycznej. I jej arogancję, przez co nie potrafi porozumieć się ze społeczeństwem.

"W Polsce jest jakiś potencjał frustracji"

I choć z "Diagnozy społecznej" wyłania się obraz konsekwentnie bogacącego się społeczeństwa, prof. Łukowski studził nastroje. Passent przypomniał, że odsetek martwiących się o finanse spadł przez dwa lata z 82 do 71 proc., a narzekających na niepewność dochodów z 62 do 58 proc. - Te liczby się zmniejszają, ale to wciąż spora grupa niezadowolonych - stwierdził prof. Łukowski. I zaznaczył, że nie można sugerować się Warszawą, która w żaden sposób nie oddaje przekroju całego społeczeństwa. - Prof. Czapiński mówi o Wałbrzychu. To miasto, które podupadło. Takich miast, ośrodków, wielkich budów socjalizmu wcale nie jest mało. Ludzi dotkniętych rozwarstwieniem jest sporo. Wielkim wyzwaniem dla władzy i reszty społeczeństwa jest również to, by tę sytuację zmieniać - podkreślał socjolog. - Uważam, że niedostatecznie władza zajmuje się sprawami ludzi biednych, wykluczonych dzieci, które mieszkają gdzieś w popegeerowskich wsiach - ciągnął profesor. Jako przykład podał ceny leków, które mimo zapewnień ministra Bartosza Arłukowicza wzrosły.

I to właśnie takie drobiazgi mogą być iskrą, która wywoła ogromne rozruchy. Jak zauważył Passent, tak właśnie stało się w Hiszpanii, Chile, czy ostatnio w Brazylii, gdzie ludzie protestowali przeciwko podwyżkom cen biletów komunikacji miejskiej. Zdaniem komentatorów, ten sam mechanizm może tłumaczyć sukces inicjatywy referendum ws. odwołania prezydent Warszawy. - Tempo uzyskania tych podpisów jest zadziwiające. To pokazuje, że w Polsce jest jakiś potencjał frustracji - przyznał prof. Łukowski, przypominając, że Hanna Gronkiewicz-Waltz atakowana jest nie tyle jako polityk Platformy Obywatelskiej, ale jako przedstawicielka establishmentu w ogóle. - Sama inicjatywa wyszła jednak od polityków - oponowała Warakomska. - Bo politycy w takich sytuacjach są inicjatorami - przyznał prof. Łukowski. - Z uporem podkreślałabym, że jest coś takiego, jak podsycanie nastrojów społecznych, wykorzystywanie ich przez polityków. Nie bagatelizujmy tego - wskazywała Warakomska.

Przeciwnicy demokracji? "Niewielkie liczby, ale na poziomie miejsc w parlamencie"

Zgromadzonych w studiu komentatorów szczególnie zainteresował także wzrost liczby osób przekonanych, że demokracja jest złą formą rządów. Dwa lata temu było ich 3,6 proc., teraz to 5,8 proc. - Wydaje mi się, że to liczby niewielkie - uspokajał prof. Łukowski. - Profesor Czapiński się martwi, że to wzrosło, ale to ciągle poziom błędu statystycznego - wskazywał socjolog. - Ale na poziomie miejsc mandatowych w parlamencie - zauważył Ordyński.

Co jednak zrobić z przeciwnikami obecnego systemu politycznego, którzy są coraz bardziej aktywni w sferze publicznej? - Są różne szkoły. Gdy krzyczymy "nie", musimy powiedzieć, przeciwko czemu krzyczymy. Wówczas musimy powtarzać te oskarżenia, bzdury, złe słowa, które padają publicznie, a nie powinny - podkreślała Warakomska. - Nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji - dodała. A to dlatego, że "ta młodzież po prostu szuka zadymy". I będzie się pojawiać tam, gdzie znajdzie telewizyjne kamery.

- Jest jeszcze jeden, trudno uchwytny w tych badaniach wymiar - dodał prof. Łukowski. - To poczucie przynależności. Poczucie, że to jest mój kraj, w którym się dobrze czuję, który nie tylko zapewnia mi wodę w kranie, ale także pewną symboliczną treść. Potrzebne jest poczucie, że mieszczę się w tym kraju ze swoimi poglądami, aksjologią. To największe wyzwanie w tej chwili - podkreślił socjolog.

Więcej o: