Mandat za nieotwarte piwo. "Strażnik zauważył, że kieszeń mi odstaje"

Olsztyńska policja usiłowała ukarać mandatem 67-letniego Jana, który w miejscu publicznym miał przy sobie piwo. Problem w tym, że mężczyzna niczego nie pił, a zamknięte fabrycznie piwo miał w kieszeni - informuje serwis Olsztyn.wm.pl. Pan Jan nie przyjął mandatu, a sprawa trafiła do sądu.

Pana Jana olsztyńska straż miejska zatrzymała 4 kwietnia, gdy wracając z działki spotkał kolegę, który na ulicy stał z otwartym piwem. Do rozmawiających mężczyzn podeszli strażnicy i usiłowali wręczyć Janowi mandat w wysokości 50 złotych. Dlaczego? - Bo strażnik zauważył, że kieszeń mi odstaje - mówi Jan w rozmowie z serwisem Olsztyn.wm.pl . Faktycznie - Jan miał przy sobie piwo. Tylko że w fabrycznie zamkniętej butelce, którą dopiero co kupił.

Okazało się, że funkcjonariusze zamierzali ukarać olsztynianina mandatem za "usiłowanie spożywania alkoholu w miejscu publicznym". W polskim prawie rzeczywiście istnieje takie wykroczenie. Rzecz w tym, że, jak twierdzi Jan, piwa nawet nie trzymał w ręce.

- Nie zgodziłem się. Nic nie piłem i nawet nie tknąłem tego piwa, więc za co mandat? - mówi pan Jan.

Sprawą zajął się Sąd Rejonowy w Olsztynie. Jedna rozprawa już się odbyła, ale sąd nie doszedł do żadnych wniosków. 4 lipca odbędzie się kolejna rozprawa, podczas której przesłuchany zostanie nowy świadek "przestępstwa".

Więcej o: