- Klasy będą grupowane w zależności od tego, w jakim półroczu dzieci się urodziły - przedstawiał szczegóły reformy premier Donald Tusk. - Efekty tej decyzji będą korzystne i pozytywne. Jestem przekonany, że wkrótce przekonają się do niej także najwięksi sceptycy. To zmiany w interesie dzieci i ogółu.
Rząd przyjął dziś projekt zmian w systemie oświaty: od 1 września 2014 r. obowiązkowo do klasy pierwszej pójdą dzieci urodzone w pierwszym półroczu 2008 r. Te urodzone w drugim półroczu obowiązkowo rozpoczną edukację szkolną w 2015 r. Ale ich rodzice będą mogli zdecydować o wcześniejszym posłaniu dzieci do szkoły. Od 2015 r. obowiązek szkolny obejmie wszystkie sześciolatki.
- Zobowiążemy dyrektorów, by układali klasy względem wieku urodzenia. Tak aby od 1 września 2014 do klasy 1a trafiły najmłodsze dzieci, 1b - starsze, 1c - najstarsze - tłumaczy Krystyna Szumilas, minister edukacji narodowej.
Kolejną ważną zmianą od przyszłego roku będzie wprowadzenie klas maksymalnie 25-osobowych. Od 2015 r. będą to klasy pierwsze i drugie, od 2016 r. klasy pierwsze, drugie i trzecie itd.
Dodaje, że kuratorzy oświaty są zobowiązani do reakcji na uwagi każdego rodzica, który wyraża obawy w sprawie wieku szkolnego. Dla zaniepokojonych rodziców MEN uruchomiło dziś infolinię: 22 3474700. - Rodzice uzyskają informację, co dziecku przyniesie obniżenie wieku szkolnego. To także infolinia interwencyjna. Jeżeli rodzic będzie się niepokoił, że szkoła, do której wybiera się jego dziecko, jest nieprzygotowana na przyjęcie sześciolatków, będzie mógł to zgłosić. Te informacje trafią do kuratorium - wyjaśnia Szumilas.
Premier zaprosił - w charakterze eksperta - Dorotę Zawadzką, byłą gwiazdę stacji TVN, znaną również z występów w reklamie (Zawadzka najpierw uzyskała popularność i wiarygodność jako Superniania, a później reklamowała margarynę - przekonywała w niej dzieci, że dzięki margarynie dzieci mogą rosnąć - przyp. red.). - Rozumiem lęk rodziców, ale przypominam im, że lęk jest słabym doradcą - mówi na konferencji. - Przedszkole, jak sama nazwa wskazuje, ma przygotować dziecko do szkoły. Nasze dzieci są mądrzejsze, sprytniejsze i bardziej samodzielne, niż nam się wydaje. Nam, rodzicom. Sześciolatek to gotowe dziecko, by podjąć naukę w szkole. Nowa ustawa i podręczniki są skrojone na ich potrzeby. Nasi nauczyciele nauczania zintegrowanego są najlepiej wykształceni w Europie - przekonuje.
Twierdzi, że większość szkół jest przygotowana do reformy. - Dużo podróżuję po Polsce, klasy są wyposażone bardzo dobrze. Na moje wizyty nie maluje się w nich, tak jak na przyjazd premiera, trawy na zielono. Wszystkich rodziców, którzy mają obawy, radzę, by zapytali dziecka, czy chce iść do szkoły. Marzeniem każdego dziecka jest to, by się uczyć - twierdzi.
- Proponujemy bardziej racjonalny start szkolny. To wiek, w którym człowiek po raz pierwszy kontaktuje się ze szkołą: uczy się czytania, pisania i liczenia. Od połowy lat 70. rozwlekamy w czasie ten proces, który powinien być skondensowany. Ta reforma to kończy. Dziecku się nie dzieje żadna krzywda. Można nawet powiedzieć, że podstawa programowa jest skrojona pod 1/5 najsłabszych uczniów - przekonuje prof. Krzysztof Konarzewski.
Dziennikarze pytali premiera, dlaczego w sprawie sześciolatków nie poprze zwolenników referendum. - Nikt nie ma prawa lekceważyć wysiłku rodziców, nawet wtedy gdy spowodowany jest akcją zbierania podpisów pod dość niefortunnym hasłem "Ratuj maluchy". Gdyby do mnie ktoś podszedł i powiedział: "Proszę się podpisać, robimy akcję 'Ratuj maluchy'", to wyłączyłbym umysł, włączyłbym serce i podpisał się obiema rękami. Bo kto nie chciałby uratować swojej córki, syna czy wnuków? - wyjaśnia premier Donald Tusk.
- Nie mam żadnych wątpliwości, że zwolennicy referendum kochają swoje dzieci. Jednak jeśli z punktu widzenia przyszłości dzisiejszych pokoleń cztero-, pięcio- i sześciolatków uznamy, że inaczej niż w innych krajach, polskie dzieci mają być izolowane od dzieci starszych, to w efekcie one na tym stracą. Nie ma takiej zmiany, która nie miałaby swoich przeciwników. Tym bardziej gdy dotyczy ona wielopokoleniowych przyzwyczajeń. Wyrażając uznanie dla energii i intencji na rzecz akcji referendalnej, ja jej nie mogę poprzeć - tłumaczy.