Pierwszy w Polsce przeszczep twarzy. Szef zespołu: Nie sądziliśmy, że nasze zdjęcia będą odebrane jako drastyczne

- Od rodziny dawcy otrzymaliśmy pisemną zgodę na publikację wizerunku - twarzy przed-, śród- i pooperacyjnych - broni się prof. Adam Maciejewski, szef zespołu, który przeprowadził pierwszy w Polsce przeszczep twarzy. Twierdzi, że na podstawie zdjęć udostępnionych przez szpital nie dało się dotrzeć do dawcy

W Centrum Onkologii w Gliwicach lekarze przeprowadzili pierwszy w Polsce przeszczep twarzy. Zbieg pod kierownictwem prof. Adama Maciejewskiego był jednocześnie pierwszym tego typu na świecie przeprowadzonym dla ratowania życia. Choć to olbrzymi sukces, polscy transplantolodzy oburzyli się na szczegółowe i bardzo drastyczne zdjęcia, które szpital udostępnił mediom, i możliwość zidentyfikowania na ich podstawie dawcy.

Niektóre media pokazały te zdjęcia, tabloidy dotarły nawet do matki dawcy, która nie chciała rozmawiać, więc pokazały grób jej syna.

- Absolutnie nie powinno to mieć miejsca. Prawo transplantacyjne chroni dane dawcy i jego wizerunek. To, co się ukazało, wywołało ogromne poruszenie w naszym środowisku. Nie wiemy jeszcze, czy sprawą zainteresujemy prokuraturę - mówił profesor Roman Danielewicz, dyrektor Poltransplantu . - Taka "reklama" może tylko spowodować, że był to pierwszy i ostatni przeszczep twarzy w Polsce - mówił Marek Skiba, podlaski koordynator transplantacyjny , obawiając się, że publikacja zdjęć i łatwość zidentyfikowania dawcy i jego rodziny odstraszy potencjalnych dawców.

Agnieszka Wądołowska: Dlaczego zdecydowali się państwo na przekazanie mediom zdjęć, które pozwalały na identyfikację dawcy twarzy do przeszczepu? Przecież prawo transplantacyjne chroni dane dawcy i jego wizerunek.

Prof. Adam Maciejewski, szef zespołu: Naszym zdaniem na podstawie opublikowanych zdjęć nie dało się dotrzeć do dawcy. Dzień wcześniej, jeszcze przed naszą konferencją prasową, pojawiły się informacje dotyczące innych pobrań od tego samego dawcy, być może to one pomogły go zidentyfikować.

A jeżeli chodzi o udostępnienie zdjęć z pobrania i zabiegu, to była wspólna decyzją zespołu. Postąpiliśmy na wzór tych konferencji, które były robione i dotyczyły innych przeszczepów.

A co z rodziną dawcy i koniecznością zapewnienia jej ochrony?

- Od rodziny dawcy otrzymaliśmy pisemną zgodę na publikację wizerunku - twarzy przed-, śród- i pooperacyjnych. Nie sądziliśmy, że te zdjęcia zostaną wykorzystane w taki sposób, że media będą docierać do rodziny dawcy i pokażą tę sytuację w tak nieprzyjemny sposób.

Na podstawie samego wizerunku oraz danych o dawcy, które się pojawiły, można było dość łatwo dojść do jego danych osobowych, miejsca zamieszkania czy tak - jak to się stało - do samej matki dawcy.

- Wie pani co, moim zdaniem po tym wizerunku to raczej trudno byłoby i nadal trudne jest, by dotrzeć do tego, kim był.

Nie lepiej było pokazać cały zabieg w formie symulacji, a nie jeden do jednego: twarz odejmowana dawcy, twarz przenoszona w słoiku, twarz przykładana do krwawej masy - mięśni i kości głowy biorcy...? Po co takie drastyczne zdjęcia udostępniać mediom?

- Wydawało się nam, że tak złożony zabieg jak ta operacja nie mógłby zostać dość rzetelnie pokazany bez tych zdjęć. Żadna symulacja nie oddałaby tego w tak dokładnej formie, jak chcieliśmy. Oczywiście nie sądziliśmy, że ten materiał będzie odebrany jako drastyczny. Przyznam, że liczyliśmy w tej kwestii na media, które wiedzą, który materiał jest drastyczny i które zdjęcia można pokazać, a które nie. To media opublikowały akurat te materiały, a nie my.

My sobie zdawaliśmy sprawę, że one są drastyczne, ale nie sądziliśmy, że zostanie to tak odebrane. Nie było to podyktowane chęcią bulwersowania kogokolwiek, tylko potrzebą, żeby rzetelnie i wiarygodnie przedstawić kluczowe elementy zabiegu.

Szczerze mówiąc to, co państwo widzieli, to jest tylko wierzchołek góry lodowej - drastycznych materiałów z zabiegu, które my mamy. I staraliśmy się wybrać te, które są najmniej drastyczne. Przykro mi, że tak zostało to odebrane.

Na świecie, mimo że wykonano już 25 takich zabiegów, nie pokazuje się takich materiałów?

- Ja na wielu konferencjach pokazywałem już materiały z różnych zabiegów tego typu, oczywiście mając zgodę autorów. I na tych zdjęciach są i dawcy, i biorcy. I my to na wzór tego robiliśmy. Nie chodziło o sensację, tylko o jakąś prawdę, która jest w tym zawarta. Wzorce, jak to pokazywać, czerpaliśmy z Zachodu i spoza Europy.

Niemniej nawet w samym środowisku transplantologów ta sytuacja wywołała spore oburzenie.

- Ja nie jestem transplantologiem i już któryś raz z rzędu prezentowaliśmy informacje o zabiegach wykonywanych po raz pierwszy w Polsce i do tej pory nigdy nie usłyszeliśmy żadnych zarzutów. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo mi przykro słyszeć tego typu informacje.

***

Polskie prawo w jasny sposób chroni dane biorców i dawców. W ustawie transplantacyjnej z 1 lipca 2005 roku widnieje następujący zapis: "Dane osobowe dotyczące potencjalnego dawcy, dawcy, potencjalnego biorcy i biorcy są objęte tajemnicą i podlegają ochronie przewidzianej w przepisach o tajemnicy zawodowej i służbowej oraz w przepisach dotyczących dokumentacji medycznej prowadzonej przez podmioty lecznicze".