Robota na konkurs NASA zgubił im kurier. Zbudowali nowego. "Całe Centrum Kosmiczne Kennedy'ego nas dopingowało" [WYWIAD]

- Informacja, że Polakom zgubili robota, obiegła Centrum Kosmiczne Kennedy'ego w ekspresowym tempie. Każdy pracownik, nawet ochroniarze, dopingowali nas. Pomagały nam też inne drużyny - opowiada Gazeta.pl Adam Karcz z polskiej drużyny, która jako jedyna w Europie zakwalifikowała się ze swoim księżycowym łazikiem do prestiżowego konkursu NASA. Robot Husar, niestety, nigdy nie dotarł na Florydę...

Drużyna studentów z Politechniki Warszawskiej stworzyła najlepszy w Europie projekt robota-koparki zdolnej do pracy na Księżycu, Husara. Robot został zakwalifikowany do prestiżowego konkursu Lunabotics Mining Competition odbywającego się w Centrum Kosmicznym Kennedy'ego na Florydzie. To jedyny taki projekt, który został zauważony i zaproszony z Europy przez amerykańskich specjalistów. Niestety, na Florydę już nie dotarł.

Polacy jednak się nie poddali. Przez kolejne dwa dni i dwie noce odbudowywali robota. Dali radę. Jury konkursu NASA Lunabotics Mining Competition 2013 nagrodziło ich "Perseverence Award", nagrodą za wytrwałość. Konkurencyjne drużyny - gigantycznymi owacjami.

Gdzie podział się wasz robot?

Adama Karcz (student Politechniki Warszawskiej): - Zgubił się i do dzisiaj nie wiemy, gdzie jest. A jak do tego doszło? Przygotowywaliśmy się do zawodów NASA Lunabotics Mining Competition już od półtora roku. Pierwsze pomysły na przygotowanie łazika kosmicznego skonkretyzowały się przed rokiem. Kiedy już po wielu dniach ciężkiej pracy robota przygotowaliśmy, trzeba było jakoś wysłać go do USA, do Centrum Kosmicznym Kennedy'ego.

Postanowiliśmy podzielić robota na dwie mniejsze paczki, zależało nam na czasie dostarczenia przesyłki. Byliśmy ograniczeni regulaminem konkursu NASA, który mówił, że przesyłka musiała być dostarczona po 13 maja, a zawody zaczynały się tydzień później. To okienko było dość wąskie, dlatego zorientowaliśmy się w możliwościach różnych firm kurierskich, decydując się na przesyłkę lotniczą. Nadaliśmy robota jako wielopak w jednej przesyłce amerykańskiej firmy kurierskiej - miał być dostarczony w dwa dni, był ubezpieczony.

Paczka została zatem nadana. Robot poszedł w świat...

- ...i wszystko wydawało się być OK. Paczkę nadano w Polsce, przeszła cło w Stanach Zjednoczonych, trafiła do magazynu. Otrzymaliśmy nawet informację z Centrum Kennedy'ego, że paczkę dostarczono na miejsce. Bez zmartwień i zadowoleni przylecieliśmy na Florydę. W poniedziałek rano udaliśmy się na konkurs, przeszliśmy pierwszą odprawę. Kiedy doszliśmy do naszego boksu, zastaliśmy dwie paczki. Okazało się jednak, że jedna z nich nie jest nasza, a innego zespołu, z Indii. Zostaliśmy zatem z jedną paczką.

Co zrobiliście?

- Skontaktowaliśmy się z firmą kurierską, zgłosiliśmy sprawę. Ruszyły poszukiwania wszelkimi możliwymi kanałami zarówno ze strony polskiej, jak i amerykańskiej. Teoretycznie czas mieliśmy do wtorku do 17.30, kiedy to powinniśmy przed sędziami pokazać, że mamy pełną kontrolę nad robotem, a my tu nie mamy wszystkich jego części elektronicznych.

Zdołaliśmy dowiedzieć się, że paczka została zagubiona w magazynie Louisville w Kentucky. W poniedziałek wieczorem dostaliśmy informację, że została ona natychmiast wysłana do centrum NASA, już nawet bez potwierdzenia, że to ta właściwa paczka. We wtorek rano odebraliśmy przesyłkę, ale niestety, okazało się, że to wcale nie jest nasz robot...

To musiało być dopiero rozczarowanie!

- Oczywiście. Jednak już dzień wcześniej postanowiliśmy, że chcemy się pokazać, chcemy coś zrobić. Nawet jak ta paczka się nie znajdzie. Nie było opcji wyjazdu na plaże Florydy. Poprosiliśmy inne zespoły o pomoc i zaczęliśmy zbierać interesujące nas części. Powiedzieliśmy sobie, że mamy coś w tej pierwszej paczce, może uda się to jakoś zrobić. Porozmawialiśmy z sędziami, że potrzebujemy tych paru dni i spróbujemy coś zbudować i postawić na arenie.

Inne ekipy zareagowały na waszą prośbę o pomoc?

- O tak! Pomagały nam wszystkie drużyny. Informacja, że Polakom zgubili robota, obiegła Centrum Kosmiczne Kennedy'ego w ekspresowym tempie. Każdy pracownik, nawet ochroniarze, wiedzieli, co robimy i dopingowali nas. Przede wszystkim pomagały nam inne drużyny. Udostępniły nam jakieś materiały, części, nawet narzędzia. Trudno wymieniać wszystkich, ale sporo pomogli nam koledzy z Uniwersytetu Karoliny Północnej czy z Uniwersytetu Iowa. Pomagali nam także sędziowie, którzy przesunęli nam termin prezentacji na środę. Byli bardzo wyrozumiali.

Ten drugi robot bardzo różnił się od pierwszego?

- Musieliśmy przeprojektować mnóstwo rzeczy, do tego w dwa dni. Nie mieliśmy silnika, przełożenia napędu, musieliśmy wykonać nowe ramiona. Było bardzo dużo pracy. Praca robota i wygląd były podobne, ale gorzej było z elektroniką i sterowaniem, bo to musieliśmy wykonać od zera. Do tego w pierwszej wersji Husara właśnie te elementy były wykonane na najwyższym poziomie. Ale udało się!

Gdyby Husar nr 1 nie zaginął, to moglibyście wypaść lepiej?

- Jeśli chodzi o nasze wrażenia, to jesteśmy bardzo zadowoleni. Czujemy się bardzo spełnieni, pokazaliśmy się z dobrej strony i zostaliśmy docenieni przez sędziów i inne zespoły. Wchodząc w piątek na arenę, dostaliśmy brawa. Pozostaje jednak żal... Gdyby ten robot przyszedł na czas, to być może moglibyśmy powalczyć o pierwsze miejsce, a przynajmniej być w finale, w top 10.

Co dalej z robotem? Jakie macie plany?

- Nasz cel numer jeden to znaleźć zagubionego robota, który jeszcze do nas nie trafił. Poświęciliśmy mu setki godzin pracy. To była dobra konstrukcja. Jednak i ten na nowo zbudowany wywołał furorę. Zainteresowało się nim wiele ludzi, dlatego chcemy go przywieźć z powrotem. A raczej to, co z niego zostało, bo niektóre części były przecież pożyczone.

Jak wygląda taki konkurs? Czy jedzie się tam z nadzieją, że NASA kupi coś od was?

- To jest edukacyjny konkurs dla drużyn akademickich. NASA chce przede wszystkim promować techniki kosmiczne, naukę o kosmosie, o inżynierii kosmicznej. To jest zgodne z ich aktualną strategią, czyli powrotem człowieka na Księżyc, eksploracją przez człowieka asteroid wokół Ziemi, a w przyszłości i Marsa. I ten konkurs właśnie idealnie wpisuje się w te plany. NASA chce, by młodzi naukowcy i inżynierowie pokazali rozwiązania na temat możliwości wydobywania surowców w kosmosie. Oni obserwują i szukają osób, które w przyszłości będą projektować takie łaziki jak nasz Husar.

Czekacie na telefon z NASA?

- Hmmm... Może jak będą robili jakąś rekrutację, to kto wie? Może przypomną sobie o nas...

Więcej o: