Wszystko zaczęło się jeszcze w 2009 r., kiedy dyrektor jednego z sanatoriów w Kudowie-Zdroju postanowił pozbawić koncesji restauratora działającego w jego ośrodku. Powód? - Ten człowiek nie respektował wewnętrznych zarządzeń - mówi dziś były już dyrektor, który prosi o anonimowość. W aktach sprawy czytamy o "zakłócaniu ciszy i porządku" w sanatorium przez klientów i interwencji policji w lokalu. Mówiąc po ludzku, chodziło o pijaństwo.
Gminna Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych stwierdziła jednak, że wszystko jest w porządku. A burmistrz - na początku 2011 r. - odmówił cofnięcia koncesji. Ręce umył także departament zdrowia MSWiA, stwierdzając, że sprzedaż alkoholu w sanatorium nie wymaga jego zgody.
- Jako absolwent wydziału prawa nie potrafię tego ogarnąć - komentuje dziś ówczesny dyrektor.
Dyrektor sanatorium postanowił więc działać na własną rękę. W międzyczasie wymówił lokal restauratorowi, powołując się m.in. na formalne nieprawidłowości w umowie. Jednak i to nie pomogło, bo najemca wymówienie zaskarżył do sądu. I wciąż sprzedawał alkohol.
- Kuracjusze po spożyciu alkoholu są za knajpiarzem, a nie za pielęgniarką czy lekarzem - rozkłada ręce były dyrektor. I dodaje, że kiedy jeden z rozochoconych klientów lokalu spadł ze schodów, to jego, dyrektora, pytano, dlaczego dopuszcza do obecności alkoholu w sanatorium.
Umowa z restauratorem spisana była jednak na czas określony i po kilku miesiącach najemca zmuszony był zamknąć swój przybytek. Pracownicy sanatorium odetchnęli, a sprawa żyła własnym życiem w sądach.
Z końcem 2011 r. sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ten w marcu tego roku przyznał rację dyrekcji sanatorium. A w uzasadnieniu stwierdził, powołując się na Ustawę o wychowaniu w trzeźwości, że "sprzedaż, podawanie, jak i spożywanie napojów alkoholowych o zawartości powyżej 18% alkoholu na terenie sanatorium należy uznać za zabronione".
Tymczasem w wielu sanatoriach działają lokale serwujące wysokoprocentowy alkohol. Dotąd wydawało się, że nie ma ku temu przeszkód, jeśli nie zabroni tego gmina tworząc obszar ochrony uzdrowiskowej lub sama placówka w swoim regulaminie. Wyrok NSA może sprawić, że wódka z sanatoriów zniknie.
Jednak były dyrektor z Kudowy dziwi się, że w ogóle się w nich pojawiła, ponieważ NSA tylko zinterpretował przepisy ustawy, która obowiązuje od lat. To oznacza, że w sanatoriach nigdy pić alkoholu się nie powinno.
Sytuację, w której w placówkach leczniczych serwuje się wódkę, nasz rozmówca nazwał podwójną moralnością.
- Każdy wyrok sądu administracyjnego jest wyrokiem w indywidualnej sprawie - wyjaśnia dr hab. Jerzy Korczak, prawnik z Instytutu Nauk Administracyjnych Uniwersytetu Wrocławskiego. Oznacza to, że wysokoprocentowy alkohol nie zniknie natychmiast ze wszystkich sanatoriów, a policja nie zacznie wlepiać mandatów odpowiedzialnym za jego obecność w placówkach uzdrowiskowych. To orzeczenie może jednak służyć za oręż tym, którzy będą chcieli wódkę z sanatorium wyeliminować.
Praktyka pokazuje jednak, że nikt nie jest zainteresowany, by alkohol z sanatoriów zniknął.
Nawet gdyby dyrekcja zapobiegliwie nie pozwoliła na sprzedaż alkoholu na terenie sanatorium, alkoholowy problem nie zniknie. - Życie kuracjuszy ma drugie dno. Niejedno się działo i dzieje - przyznaje w rozmowie z nami pielęgniarka z jednego z sanatoriów w Ciechocinku. I opowiada o kuracjuszce, która nago wędrowała po piętrach czy mężczyźnie, który po pijanemu podpalił pościel w sanatoryjnym pokoju.
- Była kiedyś kobieta, chyba nauczycielka, która miała co jakiś czas ciągi alkoholowe. W domu ukrywała to, biorąc zwolnienie. W sanatorium wpadła w taki ciąg i wieczorem w koszuli nocnej powędrowała do kawiarni po butelkę. Opróżniła ją z gwinta na miejscu - opowiada pielęgniarka. Wezwany mąż zabrał pijaną kobietę do domu, prosząc o dyskrecję, by "nie łamać jej życia zawodowego".
Zazwyczaj jednak po pierwszym incydencie przeprowadzana jest dyscyplinująca rozmowa, a niestroniący od alkoholu kuracjusze są relegowani z sanatorium dopiero, gdy powtarzają swoje wybryki. Jak podkreśla nasza rozmówczyni, osoby przeprowadzające zabiegi kąpielowe - które mają najwięcej kontaktów z kuracjuszami - są instruowane, by zgłaszać przypadki nietrzeźwych pacjentów.
Tyle że często sami kuracjusze bardziej niż na kuracji skupiają się na zakrapianym alkoholem życiu towarzyskim.
Co się właściwie dzieje w polskich sanatoriach? Jak wygląda życie kuracjusza? Napisz do nas i podziel się swoimi doświadczeniami: krzysztof.lepczynski@agora.pl