Zawód europoseł? Na Zachodzie ciężka praca i szczyt kariery. W Polsce droga na skróty i wysoka emerytura

O eurodeputowanych Polacy nie wiedzą wiele. Niezbyt interesujemy się tym, co robi polityk w Parlamencie Europejskim, ile zarabia i jak tam trafia. - Ważniejsze są dla nas wybory do samorządu - mówi politolog dr Rafał Chwedoruk dokładnie rok przed kolejnymi wyborami do PE. - Kariera polityczna w Polsce to droga na skróty - ocenia ekspert. Nasi eurodeputowani często jadą do PE po pieniądze lub są tam ?zsyłani?.

Dokładnie za rok Polacy ponownie wybiorą polityków, którzy będą ich reprezentować w Unii Europejskiej. Czym będą się oni tam zajmować? I jaka jest rola posłów do Parlamentu Europejskiego, potocznie nazywanych eurodeputowanymi?

Ich podstawowym zadaniem jest udział w dwudniowych sesjach plenarnych, odbywających się w Brukseli spotkaniach grup politycznych i komisji parlamentarnych. Każdy z posłów jest zaangażowany w pracę kilku takich komisji. Ich skład powinien odzwierciedlać skład Europarlamentu.

A oto lista polskich europosłów>>

Zarobki? Kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Plus zwrot kosztów

Za swoją pracę politycy będą oczywiście dostawać wynagrodzenie. Otrzymają także wiele przywilejów. Jest o co walczyć, bo i pieniądze, i przywileje są bardzo wysokie. Europoseł otrzymuje miesięcznie ok. 30 tys. zł. Kwota zależy od liczby organów parlamentu, w których zasiada poseł. Dosłownie - bo obecność na obradach jest obowiązkowa. Jeśli poseł nie podpisze się na liście, nie otrzyma za dany dzień diety.

Dostaje także pieniądze na prowadzenie biura i zatrudnianie asystentów, którzy pomagają im w pracy, prowadzą biuro i zajmują się kontaktem z wyborcami. Do tego dochodzi wysoka emerytura. Po 5-letniej kadencji eurodeputowany ma zagwarantowaną emeryturę o wysokości ok. 5700 złotych.

Ponadto posłowie do Parlamentu Europejskiego są chronieni immunitetem, mogą swobodnie przemieszczać się po terenie państw członkowskich UE i otrzymują zwrot wydatków, które ponoszą, wykonując obowiązki poselskie.

Dostanie się do PE to na Zachodzie droga przez mękę. W Polsce...

Innymi słowy stanowisko europosła jest bardzo intratne i przez wielu polskich polityków bardzo pożądane. Oznacza to, że do PE powinni trafiać najlepsi z najlepszych, doświadczeni, wytrawni politycy. Czy rzeczywiście tak jest? Niekoniecznie.

- W Polsce droga do kariery politycznej w bardzo wielu wypadkach jest drogą na skróty (vide dr Migalski). W świecie zachodnim z reguły trzeba przejść "drogę przez mękę", od najniższego szczebla radnego dzielnicy. U nas zaś wciąż mamy przykłady "cudownych karier". To dotyczy także PE - mówi politolog dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.

Problemem jest też charakterystyczny dla Polski paradoks. - Ceną kariery w Brukseli jest problem z karierą w kraju - mówi ekspert. A to niektórych polityków "z górnej półki" może odstraszać. - Przez to znani politycy czasami unikają jak ognia statusu europosła. Bo cóż z tego, że zarobią krocie, skoro wypadną z realnego życia politycznego - podkreśla Chwedoruk. Taki polityk praktycznie znika z oczu wyborców, którzy niezbyt interesują się działalnością PE.

Jak politycy trafiają do PE? Zesłanie, działania wizerunkowe...

Jednak z różnych powodów do PE trafiają politycy, którzy tego nie chcieli. - Czasami jest to po prostu "zesłanie" - mówi politolog. Politycy są wyznaczani do udziału w wyborach do PE, bo ich przełożeni chcą odsunąć ich od głównego nurtu polityki w kraju. - Zdarza się też, że do PE trafiają znane twarze, osoby, które próbowały tego uniknąć, niekoniecznie były do tego przygotowane (vide Tadeusz Cymański), ale wymaga się od nich startu w wyborach. W tym wypadku nie chodzi o zesłanie. Takie osoby mają przyciągnąć partii dodatkową pulę wyborców - twierdzi.

Wszystko to, zdaniem eksperta, wiąże się ze słabością polskich partii politycznych, których większość ukształtowała się dopiero w ostatnich latach. - Z kolei zachodnie partie zazwyczaj mają wieloletnią tradycję i doświadczenie - mówi.

Wybory do PE? W Polsce frekwencja dramatyczna

W Polsce w wyborach do europarlamentu uczestniczy wyjątkowo mało osób. - Frekwencja jest dramatyczna - mówi dr Chwedoruk. Winna jest temu niska świadomość społeczna co do tego, jak ważny jest i czym właściwie zajmuje się PE. - To jest błędne koło. Media rzadko podejmują tematykę międzynarodową, bo spada im oglądalność - twierdzi politolog. W efekcie przepływ wiedzy jest bardzo słaby.

Również polscy politycy nie przyczyniają się do zmiany tej sytuacji. - W zasadzie nie mają nic do powiedzenia na temat przyszłości instytucji europejskich - mówi Chwedoruk. - Zauważmy męki naszych europosłów w głosowaniach. Oni są rozdarci między reprezentacją w obrębie międzynarodówek a interesami krajowymi - dodaje.

Jako przykład podaje niedawne głosowanie na temat emisji CO2, w którym Joanna Senyszyn i Adam Gierek głosowali inaczej niż reszta SLD. - To pokazuje, że my z powodu deficytu wiedzy i dyskusji nie zdefiniowaliśmy dokładnie tego, czym dla nas jest PE - twierdzi dr Chwedoruk. - Nie dziwmy się więc, że nasi europarlamentarzyści nie mogą odgrywać dużej roli - dodaje.

To jak z Paradą Schumana - baloniki są, ale informacji już nie

Czy sytuacja ulegnie zmianie? - Tu pewną nadzieją są najbliższe 2 lata. Cztery kolejne kampanie wyborcze powinny przeorać polską politykę. Później mechanizmy rekrutacyjne do PE wewnątrz partii się zmienią - prognozuje politolog. - Wejście do polityki kolejnego pokolenia Polaków spowoduje, że być może nasze myślenie o Europie stanie się bardziej pragmatyczne - dodaje.

- Jednak teraz istotny jest deficyt wiedzy. Symbolem tego jest Parada Schumana. Wielka impreza, wiele baloników i nic z tego nie wynika. Pokazuje się popkulturowy wymiar, nie przekazując istotnych informacji - kwituje ekspert.

Więcej o: