W ostatnich dniach coraz częściej dochodzą do nas informacje o wyłapywaniu i karaniu mandatami rowerzystów . Szczególnie tych, którzy od niebezpiecznej drogi wolą chodnik.
Policjanci twierdzą, że ich nadaktywność wobec rowerzystów wynika z akcji "Niechronieni uczestnicy ruchu drogowego". Ironia polega na tym, że akcja ma na celu ochronę pieszych i rowerzystów przed zagrożeniem, jakie stwarzają kierowcy samochodów. Tymczasem okazuje się, że ofiarą akcji padają właśnie rowerzyści. Nasz reporter donosi : "W Kielcach łapali wczoraj wszystkich jak leci. Kilku rowerzystów stało w kolejce po mandat za spokojną jazdę po chodniku zamiast po zakorkowanej drodze".
Mandat za jazdę chodnikiem to 50 zł, a przejazd rowerem po przejściu dla pieszych może kosztować nawet 200 zł. To świetne źródło zysku dla stróżów prawa. "Rzeczpospolita" napisała, że śląska drogówka w trzy dni wystawiła rowerzystom ponad pięćset mandatów. Także stołeczna straż miejska w ramach akcji "Rower" kilkukrotnie przebiła już zeszłoroczne statystyki co do karania rowerzystów.
Gdyby stołeczni strażnicy czy policjanci ustawili się wzdłuż jedynej ścieżki rowerowej łączącej Ursynów ze Śródmieściem, mieliby jeszcze większe plony. Radosław Wałkuski, jeden z warszawskich rowerzystów, wykazał, że jadąc zaledwie 1 km tą ścieżką (ul. Sikorskiego), powinien zsiąść z roweru sześć razy, by nie dostać mandatu, bo na trakcie dla cyklistów nie są wytyczone przejazdy rowerowe. Nakręcił film, który to świetnie dokumentuje:
Policja na pytanie, dlaczego zaczęła tak ochoczo karać rowerzystów, odpowiada: - Jeżeli chcą być pełnoprawnymi uczestnikami ruchu drogowego, muszą się liczyć z tym, że za łamanie przepisów trzeba ponosić konsekwencje - podkreśla podkom. Jarosław Sawicki z Komendy Stołecznej Policji.
Takie działanie rodzi sprzeciw. "Na chodniku nie grozi mi bycie naciskanym przez samochód, którego kierowcy zbyt się spieszy" - pisze jeden z rowerzystów . Podaje kolejne sześć argumentów, "dlaczego chce jeździć rowerem po chodniku".