Warszawski sąd rozpoczął przesłuchania sześciu lekarzy oskarżonych o narażenie trzyletniego Jasia na utratę życia. Chłopiec zmarł ponad cztery lata temu. Jaś zmarł na zawał serca w wyniku sepsy. Matka chłopczyka - Anna Kęsicka - była odsyłana od szpitala do szpitala, a kolejni lekarze nie postawili dobrej diagnozy. - Dziecko umarło, bo lekarz potraktował je jak paczkę do nadania - mówiła, w poruszającej rozmowie z portalem Gazeta.pl, Anna Kęsicka.
Nie znamy nazwisk lekarzy, którzy stanęli przed sądem. Bo od 1984 roku obowiązuje przepis Prawa prasowego, który mówi, że "nie wolno publikować w prasie danych osobowych ani wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe".
Ale radca prawny i wykładowca w Wyższej Szkole Bankowej Studio Wrocław - Piotr Bodył-Szymala - przekonuje, że są przepisy, na podstawie których dane i wizerunek oskarżonych w tej głośnej sprawie mogłyby zostać ujawnione. Bo taką możliwość daje obowiązująca od 2001 roku Ustawa o dostępie do informacji publicznej.
- Stawiana przeze mnie teza nie dotyczy ujawnienia wizerunku i danych osobowych wszystkich oskarżonych. Tylko mniejszej ochrony funkcjonariuszy publicznych. Nikt nie ma obowiązku być funkcjonariuszem publicznym. A jeśli już pełni taką funkcję i my za to płacimy, to takie ukrywanie się bywa irytujące - stwierdził gość programu "Połączenie" w TOK FM.
Co ważne, zgodnie z rozstrzygnięciem Sądu Najwyższego lekarz pracujący w publicznej służbie zdrowia jest funkcjonariuszem publicznym. - Chcę poznać imiona i nazwiska lekarzy, którzy działali w sprawie Jasia Olczaka. Nie chcę ich skazywać. Niech się nie chowają za inicjałami - mówił prawnik.
Piotr Bodył-Szymala jest zaskoczony, że sądy - także Sąd Najwyższy - traktują przepisy Ustawy o dostępie do informacji publicznej jak "kwiatek do kożucha". - Jeżeli jest tak, że ktoś - za publiczne pieniądze w publicznym zakładzie opieki zdrowotnej - coś zrobił, to ma prawo się bronić. Obowiązuje konstytucyjna zasada domniemania niewinności. Ale ja mam prawo wiedzieć, kto to jest. I mam prawo o tym rozmawiać publicznie np. na antenie radia. A nie podlegać presji, że nagle spuszczamy na sprawę zasłonę milczenia - przekonywał gość "Połączenia".
Oczywiście problemu z chronieniem danych i wizerunku funkcjonariuszy publicznych nie byłoby, gdyby przestało obowiązywać Prawo prasowe, przygotowane w 1984 roku. Ale choć już wielokrotnie zabierano się za prace nad nowelizacją tych przepisów - przepis nie zniknął.
Ale może zmiana prawa nie będzie konieczna, jeśli prawnicy przypomną sobie o prawie obywateli do informacji publicznej. - Wierzę w to, że w końcu jakiś sędzia powie: koniec, czas z tym skończyć. Bo przecież celem nie jest niezdrowa ekscytacja, tylko to, by odpowiedzialność osób, które pełnią funkcję publiczną, była większa - podkreślał Piotr Bodył-Szymala.
"Pani syn jest aniołkiem. Nie chciałby, aby ścigała pani moich kolegów" poruszająca rozmowa z matką Jasia Olczaka>>>