W wywiadzie, przeprowadzonym, jak opisuje "Guardian" , "przy kanonadzie artylerii, dźwięczącej w murach prezydenckiego pałacu w Damaszku", Baszar al-Asad ostrzegł USA i Rosję, że ich wysiłki zmierzające do posadzenia zwaśnionych stron przy stole negocjacyjnym nie zatrzymają wojny domowej, która niszczy jego kraj. Podkreślił, że nie zamierza ustąpić ze stanowiska.
Asad zaznaczył, że nie ma nic przeciwko dialogowi, ale dodał, że to zachodnie państwa próbują podsycać przemoc w Syrii, zamiast jej przeciwdziałać. W rozmowie z reporterem "Clarin" syryjski prezydent stwierdził, że rozdrobnienie grup opozycyjnych uniemożliwi im dotrzymywanie ewentualnego zawieszenia broni.
- Oni nie są jednością. To różnorodne grupy i bandy, są ich nie dziesiątki, a setki. A każda ma swojego lidera. Kto może zjednoczyć tysiące ludzi? - pyta Asad. Dodał, że siły opozycji są powiązane z zagranicą i nie potrafią same podejmować decyzji. - To oni pokazali, że nie chcą dialogu z państwem - zaznaczył.
Za wojnę, której potworny bilans wynosi już - według różnych szacunków - między 70 a 120 tys. zabitych, odpowiedzialne są według Asada obce państwa, próbujące obalić jego władzę niezależnie od liczby ofiar. Za podsycanie powstania obwinił Arabię Saudyjską, Katar i Turcję oraz Izrael. Zwracając się do Johna Kerry'ego, stwierdził, że amerykański sekretarz stanu nie otrzymał od syryjskiego narodu mandatu do decydowania, czy ktoś powinien odejść, czy nie.
- Jakiekolwiek decyzje o reformach w Syrii będą pochodziły od samej Syrii. Ani USA, ani żadne inne państwo nie ma prawa się tu wtrącać - podkreślił syryjski prezydent.
Asad po raz kolejny ostro zaprzeczył, by jego armia użyła broni chemicznej. - Zachód kłamie i fałszuje dowody, by prowokować wojny. Takie ma zwyczaje - powiedział. Odrzucił też oskarżenia, jakoby jego żołnierze "nadużywali siły" w działaniach przeciw opozycji. - Jak się definiuje nadużycie siły? Kto decyduje, od kiedy zaczyna się nadużycie? - pytał.
Wojna domowa w Syrii trwa już trzeci rok. Konflikt, będący pokłosiem "Arabskiej Wiosny" - serii rewolucji, które zmiotły autorytarne władze m.in. w Libii, Egipcie i Tunezji, szybko przerodził się w krwawą, chaotyczną wojnę domową, w której obie strony dopuszczają się okrucieństw. Syria stała się poligonem dla rozmaitych watażków oraz grup walczących już nie o obalenie Asada, ale o stworzenie po jego obaleniu islamskiego państwa wyznaniowego.
Syryjska Wolna Armia pozostaje nominalnie główną siłą opozycji, jednak jej pozycja osłabła, a lokalni watażkowie urośli w siłę. W targanym wojną kraju rozmnożyły się grupy powiązane z al-Kaidą. Osłabiona centralna władza nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa.
Według ostatnich szacunków liczba uchodźców z Syrii sięgnęła półtora miliona.