- Moja matka zmarła na raka piersi, gdy miała 56 lat. Według lekarzy istniało 87 proc. ryzyka, że zachoruję na to samo - napisała w przejmującym artykule Angelina Jolie , informując, że zdecydowała się na prewencyjną podwójną mastektomię. Jak przekonują lekarze, jeśli u pacjentki wcześnie wykryje się mutację genów BRCA1, BRCA2 i przeprowadzi działania profilaktycznie, może być bezpieczna. - Te kobiety często nie wiedzą, że są nosicielkami wadliwego genu i że mogą zachorować . A to wszystko są kobiety do uratowania - mówił dr hab. n. med. Andrzej Nowicki w rozmowie z Gazeta.pl.
Teraz zapytaliśmy lekarza onkologii, jak w polskich realiach wygląda zabieg, na który zdecydowała się Angelina Jolie.
Dr n. med. Sławomir Mazur, chirurg-onkolog z Centrum Onkologii w Warszawie: Z mastektomią prewencyjną w Polsce jest taki problem logistyczny, że oficjalnie w ogóle jej nie ma. To znaczy, nie ma takiej procedury w wykazach NFZ. Narodowy Fundusz Zdrowia jej nie refunduje.
- Tak. Ale praktyka jest taka... Gdy potrzebny jest zabieg mastektomii prewencyjnej, najczęściej od razu z rekonstrukcją, to musimy trochę naginać opis sytuacji, pisząc w rozpoznaniu, że przy zabiegu usuwamy jakąś tam chorobę czy guzek, który został znaleziony w piersi. I na tej podstawie zabieg może się kwalifikować do rozliczenia przez NFZ.
Teoretycznie te operacje powinny być dofinansowane przez Ministerstwo Zdrowia. Ale wiąże się to z taką ilością formalności, że bardzo rzadko wybiera się to rozwiązanie.
Paradoksów jest zresztą więcej. System jest tak skonstruowany, że kobieta, która decyduje się na taki zabieg, jest kierowana przez poradnię genetyczną. To najczęściej nosicielka mutacji genowej BRCA1, BRCA2. Pacjentka musi przejść przez konsultację psychologiczną, psychoonkologiczną, czasem również psychiatryczną. Zgodę na zabieg musi wyrazić kierownik kliniki onkologicznej i chirurg rekonstrukcji piersi. A na końcu tego łańcucha ogląda pacjentkę chirurg, który taką operację wykona. Co jest bez sensu, bo to ten chirurg powinien obejrzeć ją na samym początku! Ale do tego trzeba by było odwrócić do góry nogami całą tę piramidę.
- Nie mogę komentować tego, co robią inni lekarze i co zalecają pacjentkom. Ale faktem jest, że w państwowych placówkach nie robi się za wiele takich operacji.
Część kobiet, które mają takie możliwości, decyduje się na mastektomię prewencyjną i rekonstrukcję w prywatnych klinikach. Ale jest to kwestia potężnych kosztów, bo w zależności od rozległości operacji taki zabieg może kosztować od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych.
- Nie, nie można go tak traktować. W przypadku raka piersi rekonstrukcja jest ważnym elementem leczenia, jest i powinna być finansowana przez NFZ. Problemem nie jest sam zabieg czy jak jest traktowany, tylko fakt, że, jeżeli pacjentkę poddajemy rekonstrukcji jednej piersi, to czasem bardzo trudno uzyskać jest idealną symetrię, kształt i wielkość piersi zdrowej. Często, żeby ta operacja w ogóle miała sens, konieczne jest skorygowanie kształtu czy wielkości tej zdrowej piersi. Ta procedura już nie jest refundowana. A wielu kobiet po prostu na to nie stać, żeby potem prywatnie sobie tę drugą pierś skorygować.
Oczywiście NFZ twierdzi, że wszystko się wykonuje, że wystarczy, że się pacjentka zgłosi i lekarz już wszystko robi. Ale najlepszym przykładem jest to, że jeżeli pacjentka jest po obustronnej mastektomii, chcemy zrobić podwójną rekonstrukcję, ale nie możemy, bo Fundusz za to nie zapłaci, on płaci tylko za jedną stronę. Ja muszę pacjentkę przyjąć ponownie po kilku tygodniach i zrobić rekonstrukcję drugiej strony!
- Właśnie nie.
- Tak, i to jest zwykła głupota i szafowanie zdrowiem. Nierzadko pacjentka ma raka obu piersi, a można robić tylko jedną stronę naraz. Oczywiście wielu onkologów, mówiąc kolokwialnie, to olewa, ale najgorzej wychodzi na tym klinika, bo nie zwraca się jej za to pieniędzy... Najdziwniejsze dla mnie jest to, że w tej chwili prezesem NFZ jest kobieta i jakoś wcale nie pali się, żeby rozwiązać te bardzo ważne dla kobiet sprawy.
- Oficjalnie to Fundusz mówi, że można wystąpić o sfinansowanie takiego zabiegu i oni zawsze za wszystko płacą. Ale jeżeli już nawet lekarz o to wystąpi, to Fundusz zapłaci najwyżej połowę tego, co powinien zapłacić, bo jest ileś luk w przepisach i Fundusz umie sobie radzić.
- W Centrum Onkologii akurat nie mamy problemu z nadwykonaniami. Mamy tak szeroki kontrakt, że możliwości są duże - my rocznie leczymy 1000 nowych raków piersi. To jest tyle, co w całym państwie duńskim. U nas to jest fabryka. Ale brakuje raczej personelu. W mojej klinice ja właściwie wykonuję to jednoosobowo, mam tylko jednego asystenta. Przez różne zawieruchy specjaliści odchodzą.
- Bywa różnie, bo nie są to zabiegi ratujące życie. Ale gdy pacjentka przejdzie już szereg tych konsultacji i kwalifikacji, a to, wiadomo, zależy od różnych czynników, to jest wpisana w kolejkę i otrzymuje realny termin zabiegu. I to nie jest rozłożone na lata. Taki zabieg jest najczęściej możliwy w ciągu dwóch-trzech miesięcy.
- Zgadza się. Część kobiet chce tylko się uwolnić od choroby, nie chce żadnych dodatkowych operacji. Ale za każdym razem, gdy pacjentka przychodzi do mnie z problemem, to ja ją informuję, jak wyglądają procedury, jakie jest ryzyko. Są pacjentki, które, po wysłuchaniu pełnej informacji medycznej, po uświadomieniu im też ryzyka, z jakim się wiąże taki zabieg, czasem decydują się na samą profilaktyczną mastektomię, bez rekonstrukcji.
W Polsce w ogóle robienie rekonstrukcji nie jest zbyt powszechne, bo ciągle jest za mało placówek, które ją wykonują. Nasze Centrum Onkologii jako pierwsze w Polsce zaczęło wykonywać rekonstrukcję piersi. I wygląda to tak, że w przypadku, gdy nie można wykonać zabiegu oszczędzającego, jeżeli to możliwe, wykonuje się rekonstrukcje. Choć wiadomo, że zabiegi oszczędzające są najlepsze.
Protezy piersi szansą dla kobiet po mastektomii. "NFZ refunduje tylko dwa rodzaje"
- Tak, ale ciągle u nas za mało się o to dba. Kobiety za późno przychodzą do lekarza. Bo jeżeli diagnoza raka piersi nastąpi we wczesnym stadium, to nie trzeba wcale tej piersi amputować, tylko można wykonać tzw. zabieg oszczędzający. W dobrych ośrodkach w Europie czy na świecie 75 procent operacji, które się wykonuje z powodu raka piersi, to są operacje oszczędzające. I taka powinna być proporcja. Pozostałe 25 procent powinno mieć oferowaną możliwość leczenia z natychmiastową rekonstrukcją.
W przypadku naszej kliniki nie jest tak różowo, choć jesteśmy największym ośrodkiem w Polsce, który się tym zajmuje. U nas ok. 50 procent pacjentek przechodzi zabieg oszczędzający. Reszta pacjentek musi poddać się mastektomii. Z tego część pacjentek jest kwalifikowana do natychmiastowej rekonstrukcji. Ale jest to kwestia bardzo indywidualna. Bo jeżeli pacjentka wymaga intensywnej chemioterapii czy radioterapii, to natychmiastowa rekonstrukcja nie jest najlepszym pomysłem.
- Nie ma innej metody, jak: badać się, kontrolować, sprawdzać. Ciągle za wiele przypadków odkrywamy za późno, by uratować piersi czy życie.
agnieszka.wadolowska@agora.pl