Po materiale z wypowiedziami naszych bohaterów, którzy opowiadali o swoich doświadczeniach z pracą w korporacjach, otrzymaliśmy od was wiele maili. Za wszystkie dziękujemy. Dzisiaj publikujemy list naszej czytelniczki, która pracę w korporacji bardzo sobie chwali.
Agnieszka,
29 lat
, magister filologii francuskiej
Dziwię się listom opublikowanym do tej pory. Pracuję w korporacji od kilku lat. Po przeczytaniu Waszych materiałów, po pogardliwych uśmieszkach ludzi z Polski (mieszkam w innym kraju), dowiedziałam się, że korpo jest be.
Moja praca? Też jesteśmy na wszystkich kontynentach, powszechnie znana firma z tradycją, sektor finansowy. Nigdy jednak nie zdarzyło się, żebym musiała pracować po nocy, bo ktoś z drugiej strony globu chce ze mną porozmawiać. Tego typu spotkania mamy o rozsądnych porach, czyli np. ja o 9 rano, podczas gdy dla drugiej osoby jest 13 albo 18.
Mamy nienormowany czas pracy i możemy pracować zdalnie, co pozwala na organizację według potrzeb. Jest to świetne rozwiązanie zwłaszcza dla młodych rodziców, którzy mogą zrobić kilka przerw, np. na odebranie dziecka ze szkoły. Ale również dla mnie: kiedy nie mogę się skupić na pracy, wystarczy, że wyślę maila szefowej, że wskakuję w dres, i idę pobiegać przez dwie godziny. Czekam na przesyłkę? Kot zachorował, pies wyje? Żaden problem, tego dnia po prostu pracuję z domu.
Dzięki tak elastycznej firmie skończyłam kilka kursów (na własną rękę się zapisałam, w tym na prawo jazdy, a zajęcia odbywały się w południe). Wystarczyło, że wysłałam maila, że nie będę online w danych godzinach. Uprawiam regularnie sport i jestem w stanie prowadzić normalne życie. Kiedy dużo imprezowałam, zaczynałam pracę o 11, kiedy miałam dużo zajęć (towarzyskich lub kursy) - odpalałam komputer o 6 rano i kończyłam pracę o 14.
Nigdy nie zmuszano mnie do nadgodzin. Co więcej, jak ktoś zauważył, że zostaję po godzinach, to zaraz szefowa przypominała mi, że nie powinnam tego robić, ponieważ, niestety, nikt za nadgodziny nie płaci. Jeśli mamy deadline i bez nadgodzin się nie obejdzie, nie ma problemu: następnego dnia pracuję krócej.
Nikt nikogo nie uważa za idiotę, co więcej: bardzo, ale to bardzo docenia się indywidualizm i własne pomysły. Jesteśmy regularnie zachęcani do własnej inicjatywy, do "nieproszenia o pozwolenie" (!), do walki o własne idee.
Praca sama w sobie? Owszem, czasem jest nudna, nie jest zgodna z moim wykształceniem (filologia), ale coś za coś: wolę czasowy luz, niezależność i wyluzowanych ludzi wokół. No i co miałabym niby robić po filologii?
Nie narzekam na pensję, da się spokojnie wyżyć, nie zarabiam jakoś szalenie dużo, nie mam trzynastek. Nie martwię się tym jednak, ponieważ nie jestem tak głupia, żeby wziąć kredyt na 30 lat przy obecnej sytuacji na świecie. Nie dostaję żadnych plusów, premii, zniżek. Wystarczy mi odpowiednia doza człowieczeństwa, której najwyraźniej brakuje ludziom, którzy pisali do tej pory opublikowane w Gazeta.pl listy.
To już kolejna odsłona naszego cyklu materiałów poświęconych 30-latkom. O jakich sprawach pokolenia wyżu chcielibyście jeszcze przeczytać? Co jest dla Was ważne? Jakich tematów dotyczących młodych brakuje Wam w mediach? Piszcie do autorek na adresy: agnieszka.wadolowska@agora.pl, anna.pawlowska@agora.pl