"Matura nie jest od sprawdzania patriotyzmu. Zszokowało mnie, jak ciężkie tematy serwuje się 19-latkom" [WYWIAD]

- Tematy na maturze nie powinny być wzięte z kosmosu. Moglibyśmy pokazywać aktualne problemy, jak bezrobocie, kariera, posiadanie, zamożność, rodzina, a nie wiejskie rytuały z "Chłopów". Być może okazałoby się, że uczniowie potrafią o tym pisać - mówi zawiedziony tegorocznymi tematami maturalnymi z jęz. polskiego Dariusz Chętkowski, polonista z XXI LO w Łodzi.

Robert Kowalik: Dość emocjonalnie zareagował pan, nazywając działania Centralnej Komisji Egzaminacyjnej przy tegorocznych maturach "blamażem na całej linii". Tematy przez nią opracowane, zdaniem pana, skierowane były "do omszałych starców i starych dewotek, a nie dla młodzieży".

Dariusz Chętkowski: To były świeże emocje, napisane zaraz po tym, kiedy zapoznałem się z tymi tematami. Zaszokowało mnie, że są one takie ciężkie dla całego pokolenia 19-latków. Bo maturę zdają różni ludzie, inaczej niż przed wojną, kiedy do szkół średnich chodziły dzieci inteligencji zapoznane z patriotycznymi lekturami. Czasy się zmieniły. Mamy zupełnie inną młodzież, z różnych środowisk, a serwuje im się takie "ciężkie Norwidy". To jest anachronizm.

Moim zdaniem matura powinna być lżejsza, powinna odwoływać się do doświadczeń współczesnej młodzieży. Kiedy tematy będą bliższe, to nie będą się kompromitować. Od lat problemem jest niski poziom wypowiedzi maturalnych. Jak jest to możliwe, że z języka ojczystego młodzież tak słabo pisze? To jest paradoks swego rodzaju. Być może zmuszamy uczniów do tego, fundując im takie anachroniczne tematy. Może nie da się lepiej pisać?

- Ciężki Norwid i nudna Orzeszkowa, która była w tym roku na maturze, są jednak na liście lektur. Skoro są, to logicznym wydaje się, że można z nich odpytywać. Także na maturze.

- Przez trzy lata w liceum czy przez cztery w technikum omawia się całą historię literatury - od Biblii, Homera, tragików greckich, dociera się aż do współczesnych laureatów nagrody Nike. Ponieważ jednak matura od lat głównie bazuje na XIX w., romantyzmie i pozytywizmie, to zmusza się polonistów, którzy przecież też chcą błysnąć przed dyrekcją i rodzicami, żeby porządnie realizować właśnie program od Mickiewicza do Żeromskiego.

- Ministerstwu chodzi z pewnością o wychowanie patriotyczne i argumentuje, że kiedy uczyć takich zachowań, jak nie właśnie w liceum...

- Egzamin maturalny to nie jest miejsce, gdzie należy sprawdzać poziom patriotyzmu u uczniów. Tego typu rzeczy można realizować na lekcjach wychowawczych. Egzamin maturalny z języka polskiego jest mylony z egzaminem z postawy patriotycznej. A to są zupełnie dwie różne sprawy. Kiedy byłem z moją klasą w Niemczech i spotkałem się z germanistką, ta zapytała o nasz program. Powiedziałem, że omawiamy m.in. literaturę baroku. Odpowiedziała: co za ambicja, i że trzy, cztery razy do roku robi lekcje z literatury, a głównie skupia się na rzeczach praktycznych. Żeby umieć mówić o sprawach współczesnych i istotnych - powiedziała. Nasza młodzież jest świetna, jeśli chodzi o wygłoszenie przemówienia podczas uroczystości patriotycznej czy na pogrzebie. Kiedy jednak przychodzi moment, by zabrać głos w debacie współczesnej o palących problemach dzisiejszych, to mamy do czynienia często ze skromnymi i nieudolnymi wypowiedziami.

- Pan proponuje zastąpienie tematów zmurszałych takimi, w których uczniowie mogliby pokazać, jak pan to ujął, kły i pazury. Czy da się ze starych lektur zdmuchnąć kurz?

- W złą stronę idzie formułowanie tematów. Wydaje się, że w tych lekturach można by znaleźć fragmenty odnoszące się do współczesności i problemów młodzieży. Mogłyby to być choćby relacje męsko-damskie. Chodzi o to, żeby to nie była totalna Atlantyda i kosmos dla uczniów. Tematy maturalne zdają się pokazywać młodzieży, że literatura polska w ogóle się nie rozwija, że zatrzymała się na walce powstańców o ojczyznę, na strzelaniu i poświęcaniu życia, a dalej nie ma nic. A to nieprawda. Moglibyśmy pokazywać tematy świeże, wzięte z życia społecznego, z życia miejskiego, jak choćby praca, bezrobocie, kariera, posiadanie, zamożność, rodzina, a nie wiejskie rytuały z "Chłopów". Być może okazałoby się, że uczniowie potrafią o tym pisać.

- Problem matur wraca w maju każdego roku. Pan podkreśla, że osoby za nie odpowiedzialne wciąż coś przy maturach majstrują.

- To prawda, zaskakują nas tymi zmianami. Przede wszystkim nie są uwzględniane głosy środowiska. Od czasu do czasu dowiadujemy się, że jakiś ośrodek akademicki wiedzie prym w forsowaniu zmian na maturze. Podchodzi się do tego w ten sposób, jakby wszyscy absolwenci szkół średnich mieli studiować polonistykę. A przecież odsetek tych, którzy to zrobią, jest znikomy. Warto byłoby uwzględnić w związku z tym głosy praktyków, nawet nie tylko tych z liceów, ale także techników czy szkół wieczorowych.

- Jak maturę odbiera młodzież, czy też jest przeciw wałkowaniu starych lektur?

- Paradoksalnie młodzież jest zadowolona z obecnych matur. I to jest najgorsze. Utraciliśmy przez lata funkcjonowania nowej matury skłonność młodzieży do buntu. Nie ma wśród niej krytycyzmu. Oni są przyzwyczajeni, że matura to jest bzdura, że trzeba to zaliczyć i zapomnieć, więc już się nie buntują. Są przyzwyczajeni do formuł, że matura nic nie daje.

Więcej o: