- Chcemy też ubiegać się o zadośćuczynienie dla ofiar, wpływać na naszych parlamentarzystów, by zmienili prawo, zgodnie z którym zbrodnia pedofilii ulega przedawnieniu po 15 latach, a także pomagać pokrzywdzonym. Chodzi nam o pomoc psychologiczną. To ostatnie wynika z naszych osobistych doświadczeń. Mamy takie dziwne wrażenie, że kiedy pojawiamy się u specjalistów i opisujemy nasz problem, oni jakby nam nie dowierzają, minimalizują problem. Mamy już odnalezioną klinikę, która podejmie się leczenia osób, które zdecydowały się ujawnić po latach - mówi Marek.
A co najważniejsze - dodaje Marek - celem naszym będzie przekonanie społeczeństwa, że to nie my zawiniliśmy, lecz nam zrobiono krzywdę. A z tym bywa inaczej - często w naszych małych środowiskach jesteśmy postrzegani jak czarne owce, wielu z nas musiało zmienić miejsce zamieszkania.
Na razie fundację reprezentują trzy osoby - wśród nich Wojciech, który został jej prezesem. Po sygnałach z całej Polski, a nawet z zagranicy jest przekonany, że do organizacji przystąpią całe rzesze osób, które były krzywdzone na przełomie lat 70. i 80: - Szacujemy, że jest to ok. 10 proc. społeczeństwa. Zwłaszcza w tamtych latach, ponieważ wtedy było takie nastawienie, że Kościół to guru. Każdy musiał chodzić na lekcje religii, a to właśnie wszystko najczęściej działo się w salkach katechetycznych, które w tamtych czasach były przy kościołach.
Założyciele oceniają na podstawie swoich doświadczeń, że temat molestowania dzieci - zazwyczaj ministrantów - przez księży jest zamiatany pod dywan. Największą karą, jaką otrzymywali ich oprawcy, było przeniesienie do innej, najczęściej prowincjonalnej placówki kościelnej lub do zakonu.
Teraz, by Fundacja "Nie lękajcie się" zyskała pełen status prawny, musi jeszcze zostać zarejestrowana w Krajowym Rejestrze Sądowym - w ciągu tygodnia jej członkowie złożą odpowiednie dokumenty, by sąd wyraził zgodę na jej działalność.