Marzena Filipczak : - Nie ma żadnego porównania, jest dużo taniej. Kilka lat temu, chyba w roku 2005, pierwszy raz leciałam tanimi liniami - do Edynburga. To był Centralwings, a bilet kosztował 600 zł, co wydawało mi się wyjątkowo mało. Gdy jakieś 10 lat temu leciałam na Islandię, agent znalazł mi bilet za 2 tys. zł, co też wówczas uważałam za świetną okazję.
- Teraz na Islandię lata się z Polski, Berlina, Londynu albo dowolnego miejsca w Skandynawii. Kupując szybko, w promocji, da się złożyć loty za 300-400 zł. Za 600-1000 zł można polecieć, nawet specjalnie nie szukając.
- Uwielbiam Stambuł. Pamiętam, jak kiedyś polowałam na bilety i udało mi się je kupić za 400 zł w jakiejś superpromocji. Ale to była jedna taka okazja na kilka lat. Teraz za 350-400 zł można polecieć praktycznie w każdej chwili - np. linią Pegasus ze Lwowa czy Wiednia. Oczywiście trzeba na te lotniska wcześniej dojechać, ale dla osób z południa Polski to nie problem, z Warszawy też można się łatwo dostać do Lwowa. Trochę drożej można polecieć z Berlina.
- Sytuację trzeba cały czas śledzić, bo się zmienia; linie kasują połączenie, ale też je otwierają, a wtedy zwykle mają dobre ceny. I z tego trzeba korzystać. Niektórzy narzekają, że nie ma już słynnych biletów za złotówkę. Rzeczywiście, kiedyś w Ryanair bywały promocje za jeden czy cztery grosze albo nawet bilety za darmo. Potem długo ich nie było, ale gdy otwierano lotnisko w Modlinie, bilety za złotówkę znowu się pojawiły, i to na dłużej. A przecież wcześniej wiele osób powtarzało, że nie wrócą już nigdy, i to koniec taniego latania.
Nie znoszę, gdy ktoś narzeka: "na wakacje nie można znaleźć żadnego taniego lotu". Rok w rok, gdzieś od kwietnia, praktycznie nie ma dnia, żeby nie odezwał się jakiś znajomy z prośbą, żeby znaleźć mu tani lot na urlop np. na Majorce. Odpowiadam: "ok, jest coś za 400-500 zł", a on zaczyna narzekać, że to drogo. A przecież to wakacje i wakacyjny kierunek. Bilet na pociąg nad polskie morze kosztuje 300 zł. Oczywiście, że 500 zł to nie złotówka, ale w porównaniu z tym, co było kilka lat temu, zmiana jest niebywała. Wtedy o takich cenach można było tylko pomarzyć.
Kilka lat temu jechałam na wyspy estońskie: najpierw samolotem do Helsinek za 800 zł w promocji, potem promem do Tallina, stamtąd wypożyczonym samochodem. Dzisiaj by mi to do głowy nie przyszło. Do wyboru są: tanie autobusy, loty łączone tanimi liniami albo bezpośrednie w promocji - za połowę tamtej ceny.
- Moim zdaniem narzekania wynikają z tego, że ktoś gdzieś usłyszy, że można kupić bilety za złotówkę czy 50 zł, i pomyśli: "Fajnie, to ja w następny piątek polecę sobie do Barcelony za 50 zł". Tworzą się legendy i niezdrowe emocje.
Często pasażerowie mają też za duże oczekiwania i nie wiedzą, z czym się wiąże tanie latanie. Trzeba godzić się na kompromisy: lecisz taniej, ale zgadzasz się, że jest ci mniej wygodnie, zabierasz mały bagaż, na pokładzie nie dostajesz ciasteczka. Trzeba też jednak pamiętać, że lot liniami lowcostowymi nie zawsze będzie tańszy niż regularnymi, i na odwrót - to zależy od kierunku, czasu, od tego, czy jedziesz z rodziną, czy musisz zabrać bagaż. Trzeba szukać czegoś dla siebie.
- Teraz takiej reguły nie ma. Wszystko zależy od linii. Przy lotach najpopularniejszymi europejskimi tanimi liniami zwykle najtaniej jest sześć do ośmiu tygodni przed wylotem, ale to nie jest sztywna zasada. Niektóre linie mają najtańsze bilety wtedy, kiedy wrzucają je do systemu, a robią to dwa razy w roku - na sezon letni i zimowy. Tak robi np. easyJet, ale poza tym też od czasu do czasu organizuje promocje. Promocje mają też linie regularne - niektóre stałe, a innych nie da się przewidzieć.
- Najlepiej to zrobić odwrotnie: dać biletom znaleźć siebie. Najtańsze bilety kupuje się, dostosowując się do kierunku i daty promocji, ale wiadomo, że kierowanie się tylko tym dla wielu osób jest bez sensu. Można więc np. wybrać sobie kilka kierunków, określić mniej więcej daty, i czekać na okazję. Oczywiście, że tak też nie każdy może, bo potrzebny jest wolny czas. Ja akurat nie jestem w stanie zaplanować sobie wyjazdu z rocznym wyprzedzeniem, bo nie wiem, co będę wtedy robiła. Ale mnóstwo osób może. Jakiś czas temu była okazja marzenie - bilety za niewiele ponad 2 tys. zł [z dolotami ok. 2,5 tys. zł] do Nowej Zelandii, na dodatek na zimę, czyli wtedy, kiedy tam jest sezon. Ktoś na pewno mógł to wykorzystać i zaplanować świetny urlop. Jedni nie mogą lecieć natychmiast, spontanicznie, inni z kolei - planować odległej podróży. Ale każdy sobie coś znajdzie.
- Nie. Przede wszystkim musimy sobie powiedzieć, co jest dla nas ważne. Jeśli ktoś absolutnie nie ma czasu, noc spędzona na lotnisku go mierzi i będzie potem jęczał przez trzy dni, to nie ma sensu, żeby szukał kombinowanych połączeń. Wtedy niech poluje na promocje w liniach regularnych. Mnie akurat niewygoda nie przeszkadza: nie traktuję lotniska jak hotelu, tylko jak poczekalnię na dworcu. Poza tym, gdy się przesiadam, mogę przy okazji coś zobaczyć, a nie siedzieć bezczynnie godzinami w terminalu. Ale każdy podchodzi do tego na swój sposób, nic na siłę.
Istotne jest też to, żeby wiedzieć, z jakim ryzykiem wiąże się podróżowanie na dwóch biletach. Jeśli pierwszy samolot się spóźni, to drugi lot przepada. Wszystkim powtarzam, żeby nie rzucali się na bilety tylko dlatego, że są tanie. Każdy przypadek trzeba na chłodno rozważyć, chociaż czasami jest to trudne i sama często mam tak, że gdy trafia się okazja, od razu chcę kupować. Wiem jednak, że potem może się okazać, że czas na przesiadkę jest za krótki albo generuje ona koszty (np. przejazdy między lotniskami), które przekroczą cenę regularnego lotu. Nie zawsze więc się opłaca. Żeby tanio latać, trzeba to umieć zaplanować.
- Dla zupełnie początkujących to coś łatwego, np. popularny i częsty w promocjach Budapeszt albo jakieś miasto włoskie - choćby Bolonia albo Bergamo. Z Polski tanimi liniami bardzo łatwo można dolecieć do Skandynawii, z kierunków bardziej egzotycznych - z przesiadkami na Wyspy Kanaryjskie albo do Maroka. Ostatnio bardzo ładnie rozwijają się Bałkany, coraz łatwiej jest z Izraelem, są genialne ceny do Gruzji. Przez Stambuł można tanio polecieć do Iranu czy wschodniej Turcji, otwiera się też Azja Centralna. Warto szukać lotów np. z Berlina, Londynu, nie upierać się tylko przy polskich lotniskach.
- Cztery grosze, ale nie można tego porównywać, bo to było lata temu w jakiejś promocji Ryanaira. To był przelot wewnętrzny we Włoszech, a biletów w podobnej cenie było wtedy mnóstwo. Dziś najbardziej spektakularne ceny wynikają z błędów taryfowych.
Czasem można dużo oszczędzić dzięki znajomości swoich praw. Jesienią kupiłam bilet na lot z Polski do Brukseli, ale przewoźnik zmienił czas wylotu o pięć czy sześć godzin. W takiej sytuacji pasażer może się bezpłatnie przebukować na inny kierunek. Wystarczy zadzwonić i o to poprosić. Ja przebukowałam swoje bilety za złotówkę na trasę Bruksela - Marakesz. W sumie cała podróż z Warszawy do Maroka i z powrotem kosztowała 20 zł.
Ale to, że jest tanio, nie jest najważniejsze. Czasem warto dopłacić parę złotych, żeby polecieć tam, gdzie chcemy.
Książkę Marzeny Filipczak "Lecę dalej. Tanie podniebne podróże" w wersji elektronicznej można kupić tutaj >>>