Pani Anna chce jasnych odpowiedzi od władz, chce wiedzieć, kto zawinił i jak można dopuścić do takich sytuacji, dlaczego ludzie, którzy zapłacili za bilety, muszą uciekać ze swoich przedziałów i jechać całą drogę na stojąco. Nasza czytelniczka podkreśla jednak wyraźnie, że jest bardzo wdzięczna całej obsłudze pociągu. - Robili, co mogli - pisze. Poniżej publikujemy cały list pani Anny i odpowiedź PKP Intercity oraz policji.
Jeden z pasażerów Pogorii, pociągu TLK relacji Gdynia-Wisła, był na stacji już od 18. Widział pochód kibiców na imprezę i ich pełen agresji powrót. O 19.00 na stadionie Arki Gdynia odbył się mecz, który wygrali gospodarze. GKS Tychy przegrał 1:2. Kibice przegranego, w liczbie około 500, opanowali pod opieką policji, trzy wagony, w których miejsca mieli - wraz z miejscówkami - wykupione zwykli, spokojni pasażerowie.
Poszłam na peron na 5 minut przed planowym odjazdem pociągu. Wcześniej, niczego nieświadoma, wypiłam dobrą kawę w kawiarni. Po co się spieszyć, skoro mam miejscówkę? Zaczęłam się dziwić, gdy wchodząc na peron, minęłam grupę policjantów prewencji w kompletnych strojach, w kaskach i z tarczami, zbiegających pośpiesznie.
Okazało się, że wejście do mojego wagonu obstawione jest przez policję, podobnie jak kilka kolejnych. Na moje pytanie: "Czy coś się dzieje?", usłyszałam jedynie: "Oj, dzieje się, dzieje". Na szczęście w pobliżu stał konduktor, który skierował mnie do innego wagonu i polecił znaleźć sobie wolne miejsce.
Weszłam do pustego przedziału. Chwilę później dołączyły trzy kolejne osoby. Pierwszy był sympatyczny mężczyzna około 30-tki, który tak jak ja miał miejscówkę w wagonie nr 18. On już od policji usłyszał, żeby iść do czoła pociągu ze względu na zagrożenie ze strony kibiców.
Jako drudzy dosiedli się do nas młodzi ludzie około 20-tki. Dziewczyna wraz ze swoim chłopakiem zaczęła podróż w wagonie nr 18, na wykupionych miejscach. Na stacji oboje byli już o 20.57 (planowy odjazd pociągu to godzina 21.07). Na peronie była już też policja - oddziały prewencji.
Jeden z policjantów rzucił w kierunku obojga, gdy na peron zaczęli już wbiegać kibole: "Proszę szybko wsiadać, bo zaraz będzie tutaj tłoczno". Oboje, korzystając z prawa miejscówki, weszli do swojego przedziału i zostawili na miejscach plecaki. Następnie wyszli na peron pożegnać się z rodziną. W tym czasie przybywało kibiców i zamieszanie robiło się coraz większe. Po szybkim pożegnaniu, właściwie już z falą kiboli, weszli do swojego wagonu.
Gdy dotarli do przedziału, nie byli sami. Siedzieli wraz z innymi pasażerami i kibicami. Po ok. 5 minutach kibice zaczęli wypowiadać bez żadnych zahamowań w stronę wszystkich pozostałych groźby: "Proszę opuścić przedział albo zaraz zacznie się chamstwo". Kiedy to nie zadziałało, wzmocnili je: "Zaraz tutaj rzucimy petardę i was stąd wykurzymy" oraz "Proszę szybko stąd wychodzić, bo was zgwałcimy i pozabijamy".
Pasażerowie w popłochu opuścili przedział. Dziewczyna przekazała policjantowi, że jej grożono. Wiadomość została zbagatelizowana, a w odpowiedzi usłyszała: "No przecież mówiłem". Na każdej kolejnej stacji pasażerowie byli już kierowani na wolne miejsca, z wyłączeniem wagonów 18-20, których wejścia zabezpieczała policja. Niestety, wejścia do innych nie były kontrolowane. Kibice pojawili się jeszcze na stacji w Sopocie.
Podobno rezerwacje całkiem przestały obowiązywać. Inni, proszeni przeze mnie ludzie pozbawieni możliwości podróżowania na swoich miejscach nie chcieli komentować sytuacji. Na moją propozycję ujawnienia swoich danych i złożenia protestu wobec nieskuteczności działań oraz łamania praw spokojnych obywateli, którego dopuściło się Państwo Polskie - uosobione przez oddziały policji, które nie spełniły swojego obowiązku - odpowiadali, że i tak to nic nie da.
Mówili, że boją się kibiców oraz konsekwencji ze strony "góry". A ja się nie boję. Uważam, że odpuszczanie sobie w rzeczach małych prowadzi do zaniedbań w rzeczach wielkich. Brak troski Państwa o obywatela to działanie wbrew racji stanu - ale kto to w dzisiejszych Władzach to rozumie?
Ja podpiszę się pod tym i składam publiczne zapytania do polskich Władz: jak to możliwe, że spokojni i prawi obywatele nie mogą cieszyć się prawem do bezpiecznego podróżowania publicznymi środkami transportu? Jak to jest możliwe, że agresywne i zagrażające życiu, zdrowiu spokojnych ludzi oraz ich mieniu osobistemu oraz mieniu spółki PKP Intercity osoby, będące w większości pod wpływem środków odurzających, korzystają z nadmiaru wolności kosztem społeczeństwa?
Jak to jest możliwe, że za groźby karalne - "gwałt i pozbawienie życia" - nie są natychmiast izolowane? Jak i dlaczego policja dopuściła te osoby do korzystania z transportu publicznego, skoro regulaminy wyraźnie mówią o tym, że tacy ludzie korzystać z takiego dobrodziejstwa nie mogą - właśnie ze względu na dobrostan pozostałych pasażerów oraz mienia - a utrzymanie porządku publicznego w takich jak opisywana sytuacja nie jest już sprawą przewoźnika, a Państwa? Pytam o to polskie Władze.
Dziękuję szeregowym pracownikom PKP za troskę i wielkie zaangażowanie w swoją pracę. Podziwiam, Panowie Waszą zimną krew, mimo że zostaliście pozostawieni z problemem sami sobie. Szczerze współczuję Panu Kierownikowi pociągu, który robił, co mógł, by ulżyć pasażerom. Podobnie Panu Konduktorowi. Proszę, by Gazeta jasno to napisała: robili, co mogli.
Liczę na publiczną odpowiedź Ministrów odpowiedzialnych za zaistniałą sytuację, nie ich Rzeczników. W odpowiedzi tej oczekuję informacji o planie naprawczym w zakresie, na początku: egzekwowania prawa, a następnie jego polepszania na rzecz prawych obywateli.
Z wyrazami szacunku,
Anna (nazwisko do wiadomości redakcji)
- Przepraszamy naszych pasażerów za zaistniałą sytuację. Wszyscy zainteresowani, którzy mając bilety ze wskazaniem miejsca do siedzenia jechali na stojąco, mają prawo do zwrotu 10 proc. wartości biletu w kasie PKP Intercity. Istotne jest, aby na bilecie znalazła się adnotacja o zaistniałej sytuacji. Równolegle podejmujemy rozmowy z policją, aby uniknąć takich sytuacji w przyszłości - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Zuzanna Szopowska, rzeczniczka prasowa PKP Intercity.
- Na wniosek policji, która eskortowała kibiców, przygotowaliśmy wzmocnienie dla pociągu nr 56 200 (TLK Rozewie) czterema wagonami. Wieczorem, w dniu meczu policja poprosiła nas o podział dodatkowych wagonów między dwa pociągi, które odjeżdżały w niewielkim odstępie czasu: nr 54 502 (TLK Pogoria) oraz nr 56 200 (TLK Rozewie). Czyli do każdego z tych składów dodano po dwa wagony - dodaje Szopowska.
- Po meczu wszyscy kibice pod opieką policji zostali jednak umieszczeni w pociągu nr 54 502 (Pogoria). Aby móc sprawować nadzór nad grupą, funkcjonariusze poprosili naszych pasażerów o zwolnienie miejsc i zmianę wagonu. Ponieważ policja umieściła wszystkich kibiców w jednym pociągu, dla poprawy komfortu podróży naszych pasażerów, na stacji w Bydgoszczy przepięliśmy dodatkowe dwa wagony z pociągu nr 56 200 (Rozewie) do nr. 54 502 (Pogoria), aby nasi klienci mieli miejsca siedzące - tłumaczy.
O komentarz do sprawy poprosiliśmy także KWP w Gdańsku. Podkomisarz Maciej Stęplewski z zespołu prasowego tłumaczy: - Policja nie organizuje przejazdu kibiców. Na podstawie porozumienia między przewoźnikiem a policją w sytuacji meczów wymieniamy informacje, m.in. o przewidywanej liczbie kibiców. W tym przypadku powiadomiliśmy przewoźnika, że będzie jechało około 400 kibiców. Policja nie ma bezpośredniego wpływu na liczbę wagonów, może jedynie zasugerować przewoźnikowi, ile powinno ich być. My informujemy tylko, ilu kibiców będzie jechało pociągiem. W tej sytuacji dostaliśmy telefoniczną informację, że warunki techniczne pozwalają na przyłączenie tylko dwóch. Jak się okazało, kibiców było trochę więcej niż na dwa dodatkowe wagony, dlatego kierownik pociągu podjął decyzję, żeby poprosić pasażerów, aby przesiedli się do innego wagonu. Funkcjonariusze, którzy byli na miejscu, również informowali pasażerów o decyzji kierownika pociągu.
Podkomisarz Maciej Stęplewski: - Cały czas była mowa o jednym pociągu. Kibice po prostu postanowili, że pojadą wcześniejszym pociągiem, niż początkowo wszystko na to wskazywało. Na miejscu okazało się, że zostały podpięte do niego dwa wagony.
- Policjanci są od zapewnienia bezpieczeństwa. Zarówno kibicom, jak i osobom postronnym. Ja nie mam informacji, aby ze strony kibiców doszło do jakichś ekscesów. Niemniej jednak dokładnie tę sprawę zbadamy.
- Dokładnie to sprawdzimy. Jeżeli ktoś czuje się pokrzywdzony ze strony jadących tym pociągiem kibiców, to jak najbardziej może przyjść na policję i zgłosić przestępstwo. Jeżeli uważa też, że policjanci nie dopełnili swoich obowiązków, to może złożyć skargę.
- Trudno tu doszukiwać się błędu funkcjonariuszy, jednak każdy sygnał zostanie przez nas dokładnie sprawdzony.
- Każda sytuacja jest indywidualna. Myślę, że za wcześnie jeszcze teraz wyrokować, szczególnie że dotychczas taka skarga do nas nie wpłynęła. Mimo to informacje uzyskane od państwa zostaną szczegółowo sprawdzone.