Za rok, jeśli bezrobotny odmówi przyjęcia już pierwszej oferty zatrudnienia przedstawionej mu w urzędzie pracy, zostanie wykreślony z rejestru na dziewięć miesięcy. I straci dostęp do bezpłatnej opieki medycznej. To plany Ministerstwa Pracy, do których dotarła "Gazeta Wyborcza" .
Dziś pierwsza odmowa skutkuje utratą statusu bezrobotnego na cztery miesiące. Kolejna - na pół roku. Trzecia i następne - na dziewięć miesięcy. Zaostrzenie przepisów ma zapobiec zapisywaniu się do urzędu pracy przez osoby pracujące na czarno, którym zależy jedynie na ubezpieczeniu zdrowotnym.
- W Polsce zjawisko fałszywego bezrobocia jest bardzo duże - przyznaje w rozmowie z TOK FM prof. Andrzej Blikle, znany przedsiębiorca, ekspert Centrum im. Adama Smitha i założyciel Inicjatywy Firm Rodzinnych. Jak pisze "Gazeta", zjawisko może dotyczyć nawet połowy bezrobotnych zarejestrowanych w stolicy.
- Rozumiem, że rząd chciałby pozbyć się tych martwych dusz, czyli ludzi, którzy gdzieś pracują na czarno, tylko chcą mieć status bezrobotnego - mówi. Dodaje jednak, że nie należy zapominać o osobach, które z jakiegoś powodu pracy faktycznie podjąć nie mogą, choćby ze względów zdrowotnych czy religijnych. Wiele więc zależy od tego, jak zdefiniuje się w nowych przepisach odmowę przyjęcia oferty. - Wydaje się, że kierunek jest prawidłowy, ale diabeł tkwi w szczegółach - wyjaśnia prof. Blikle.
Wątpliwości ekonomistów budzi inna kwestia. W 2009 roku minister Jolanta Fedak rozluźniła kryteria wykreślania bezrobotnych z rejestru i wydłużyła czas, po którym ponownie można się zarejestrować. Wskaźniki bezrobocia spadły. Teraz wynoszą alarmujące 14,3 proc. (w marcu) i nowy pomysł może mieć na celu właśnie poprawę statystyk. Ale już nie sytuacji bezrobotnych.
Zdaniem Andrzeja Arendarskiego, prezesa Krajowej Izby Gospodarczej i byłego ministra współpracy gospodarczej z zagranicą, dzięki zmianom resortu pracy statystyki będą bardziej odpowiadały rzeczywistości. - Pamiętajmy, że Unia Europejska mierzy bezrobocie wg swojego sposobu - wskazywał w Radiu TOK FM Ryszard Petru, ekonomista z PwC. Chodzi o BAEL, wedle której z bezrobociem na poziomie nieco powyżej 10 proc. wypadamy poniżej średniej unijnej. - Tam nie bierze się pod uwagę tych, którzy nie szukają pracy - zaznaczył Petru.
Tymczasem Maciej Grelowski z Business Center Club wskazywał w Radiu TOK FM, że sprowadzanie problemu bezrobocia do składki zdrowotnej jest "absurdem". - Wyliczanie tych składek, naliczanie, kontrolowanie kosztuje fortunę, która z pewnością pokryje margines, który jest dziś pominięty w tym systemie - zaznaczył ekonomista.
- Byłoby taniej i wygodniej, gdyby wszyscy obywatele w Polsce mieli ubezpieczenie zdrowotne. Bez sprawdzania, czy jest się zarejestrowanym, czy nie - przyznaje prof. Blikle. Oddzielną kwestią jest jednak przekonanie do tego rozwiązania opinii publicznej. Prof. Blikle poddaje przykład Zurychu, gdzie przeprowadzono referendum w sprawie wprowadzenia bezpłatnego transportu publicznego w zamian za niewielkie podniesienie podatków. - Obywatele powiedzieli: "Nie. Dlaczego mamy płacić za tych, co nie jeżdżą?" - mówi prof. Blikle.
Ministerstwo Pracy ma także pozytywne wiadomości dla bezrobotnych. Chce im pomóc, przypisując ich do trzech profili. Pierwszy to aktywni, którzy szukają jedynie ofert pracy. Drugi to osoby, które muszą podnieść swoje kwalifikacje. Trzeci to osoby trwale bezrobotne i im mają pomóc ośrodki pomocy społecznej wraz z prywatnymi agencjami zatrudnienia.
- Światowe doświadczenie pokazuje, że prywatni pośrednicy mogą tu najmniej pomóc - wskazywał Petru w Radiu TOK FM. Dlatego agencje pracy powinny pomagać osobom nie z trzeciego, a pierwszego profilu, czyli tym, które niedawno trafiły na bezrobocie. - Nie wiem, dlaczego ministerstwo to robi. To będzie nieskuteczne - zaznaczył Petru.