Zwolennicy monitoringu zyskali właśnie ważny argument: zamachowcy z Bostonu zostali schwytani dzięki zdjęciom z miejskich kamer. Co prawda niewiele było na nich widać, ale sprawa była tak nagłośniona, że zgłosili się ludzie, którzy rozpoznali zamachowców.
Co naprawdę mogą kamery monitoringu? - Renomowani producenci kamer od pewnego czasu oferują algorytmy wykrywające podejrzane zachowania, ale nie ma sensu ich stosować w każdym miejscu. Z sukcesem można je wykorzystać w budynku lub na zamkniętym obszarze, ale w mieście komputery mają ogromne problemy z odróżnieniem normalnego zachowania od nietypowego - mówi Wittich.
- Komputer nie zinterpretuje nietypowego zachowania tak precyzyjnie jak człowiek. Algorytmy, które mu zaprogramowano, wykryją zagrożenie dopiero wtedy, gdy np. padną pierwsze ciosy w bójce. Przeszkolony operator wcześniej potrafi ocenić, czy grupa mężczyzn wraca spokojnie do domu, czy szuka kłopotów. Można wtedy wysłać patrol i uspokoić sytuację. Człowiek potrafi przewidzieć zagrożenie, kamera nie - dodaje.
Cały wywiad przeczytasz w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej"