NFZ: Karetka ma być przy każdym szpitalu. Szpitale: To miliard rocznie. Skąd go wziąć?

Przy najmniejszym nawet szpitalu przez całą dobę dyżurować ma karetka ze sprzętem do ratowania życia - żąda minister zdrowia. - Czy ktoś policzył, ile nas to będzie kosztować i czy nas na to stać? - pyta dyrektor szpitala w Rudzie Śląskiej. O kosztach, jakie mogą w związku z oczekiwaniami NFZ ponieść szpitale, pisze dziś "Gazeta Wyborcza".

Zapis o karetkach znalazł się w projekcie rozporządzenia o warunkach, jakie muszą spełniać szpitale, by otrzymać kontrakt z NFZ na następny rok. Mają mieć wyposażenie i obsługę "odpowiadające" zespołowi karetki specjalistycznej w pogotowiu. Oznacza to, że taki ambulans musi mieć sprzęt do ratowania życia oraz że w jego zespole musi być lekarz.

- Czy ktoś policzył, ile nas to będzie kosztować i czy nas na to stać? - denerwuje się dr Sławomir Święchowicz, szef Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej. Kilka lat temu ten szpital zamieniono w spółkę, dopiero niedawno przestał przynosić straty. Obowiązek utrzymywania nowej karetki może to popsuć. Teraz za transport chorego karetką specjalistyczną wynajętą w pogotowiu lub prywatnej firmie szpital płaci kilkaset złotych.

Zakup karetki na własność to zależnie od wyposażenia od 200 do 350 tys. zł. Zapewnienie w niej dyżurów może kosztować rocznie nawet milion złotych. Jeśli pomnożyć to przez liczbę tysiąca szpitali, w których nie ma intensywnej terapii, wychodzi miliard. Muszą wygospodarować go sami, bo w obliczu kryzysu i spadających wpływów ze składek ani ministerstwo, ani NFZ nie mają pieniędzy, by cokolwiek dorzucić.

Cały tekst w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" >>

Więcej o: