Sierżant John Hartley Robertson brał udział w operacji specjalnej w Laosie w południowo-wschodniej Azji. Gdy w 1968 r. jego śmigłowiec został zestrzelony, armia USA uznała go za poległego, choć nigdy nie odnaleziono ciała - dowiadujemy się ze strony promującej film "Unclaimed".
Na ślad Robertsona natrafił inny amerykański weteran - Tom Faunce. Podczas misji humanitarnej w 2008 r. usłyszał o Amerykaninie, który został zestrzelony 40 lat wcześniej i zapomniany przez rząd USA. Nawiązał współpracę z kanadyjskim filmowcem Michaelem Jorgensonem. Postanowili odnaleźć tajemniczego żołnierza, by potwierdzić jego tożsamość, lub zdemaskować go jako oszusta.
Początkowo Jorgenson był sceptycznie nastawiony do całego projektu - opisuje "Independent" . Historia amerykańskiego żołnierza żyjącego od 40 lat w wietnamskiej wiosce wydawała się pretensjonalna i niewiarygodna. Kiedy jednak udało mu się dotrzeć do tajemniczego mężczyzny, coraz więcej szczegółów wskazywało, że rzeczywiście może to być John Hartley Robertson.
Trailer dokumentu "Unclaimed" Michaela Jorgensona, przygotowanego we współpracy z amerykańskim weteranem Tomem Faunce'em
Starszy mężczyzna nie mówi już po angielsku, więc swoją historię przekazał za pośrednictwem tłumacza. Opowiedział, jak po zestrzeleniu był przetrzymywany w bambusowej klatce i torturowany przez prawie rok. Kiedy został zwolniony, zaopiekowała się nim jedna z miejscowych pielęgniarek. Wkrótce para postanowiła się pobrać - pisze brytyjski dziennik.
Choć dziś Robertson jest już starszym człowiekiem i cierpi na demencję, wiele podanych przez niego faktów wskazuje, że rzeczywiście jest tym, za kogo się podaje. Michael Jorgenson twierdzi jednak, że amerykańska armia nie była zainteresowana współpracą przy potwierdzeniu tożsamości mężczyzny, choć od 2010 r. jego odciski palców znajdują się w amerykańskich dokumentach. Ostatecznym dowodem mają być planowane testy DNA.
Rodzina i dawni współpracownicy Robertsona nie potrzebują wyników badań. Są przekonani, że odnaleziony w Wietnamie mężczyzna rzeczywiście jest zestrzelonym amerykańskim żołnierzem.
- Kiedy spojrzałam mu w oczy, nie miałam żadnych wątpliwości, że to mój brat - powiedziała 80-letnia Jean Robertson Holly w rozmowie z "The Independent". Wątpliwości nie ma też jeden z żołnierzy szkolonych przez Robertsona w 1960 roku. On także twierdzi, że dawnego dowódcę rozpoznał po oczach.
Początkowo w dokumencie kręconym przez Jorgensona mieli też wziąć udział żona amerykańskiego weterana i jego dzieci, ale ostatecznie wycofali się, nie podając powodów.
Sierżant John Hartley Robertson spełnił swoje życzenie - po raz ostatni spotkał się z rodziną. Nie chce jednak wracać do USA, postanowił pozostać w Wietnamie. Po ponad 40 latach właśnie to miejsce uważa za swój dom.
- To nie Wietnamczycy nie pozwolili mu odejść. To Amerykanie nie zrobili nic, by wrócił do domu - mówi reżyser filmu. - Dlaczego armia nie zrobiła nic, by go odnaleźć? Czy są jeszcze inni Robertsonowie w Wietnamie? - pyta w rozmowie z "The Independent".