Eliza Olczyk z "Rzeczpospolitej" przyznała, że dymisjonując Jarosława Gowina tuż przed długim weekendem, premier wykazał się sprytem. - Nie ma zainteresowania mediów ani odbiorców, to przejdzie małym kosztem - mówiła dziennikarka.
Obecni w studiu Radia TOK FM goście zgodnie przyznali, że dymisja Gowina była długo wyczekiwana. - Premier nie mógł raz w miesiącu wzywać swojego ministra i mówić: "za tydzień podejmę decyzję, co dalej". Za pierwszym razem, gdy nie było dymisji, to było śmieszne. Za drugim to było jeszcze bardziej śmieszne. Trzeciego razu być nie mogło - podkreśliła Olczyk. - Tusk od dawna wiedział, że zamierza odwołać Gowina - powiedziała Renata Kim z "Newsweeka". - Miarka się przebrała - dodała.
- Można wybaczyć ministrowi to, że ma silne konserwatywne przekonania. Choć ja bym mu nie wybaczyła, bo jest konstytucyjnym ministrem i ma obowiązek myśleć o wszystkich obywatelach, a nie tylko o tych, którzy na niego głosowali - tłumaczyła Kim. - Natomiast nie można mu wybaczyć tego, że mówi głupstwa - zaznaczyła dziennikarka.
Kim mówiła, że już po dymisji zobaczyła w telewizji Gowina, który "podtrzymywał wersję, że słyszał o niecnych praktykach" w klinikach in vitro. - Jako jeden z argumentów podał wpis na blogu posłanki Ruchu Palikota, który sugeruje podobne rzeczy. Człowiek, który był ministrem, powołuje się na plotki. To jest błąd, za który należy zapłacić stanowiskiem - stwierdziła publicystka "Newsweeka".
Piotr Pytlakowski z "Polityki" skupił się na polityce kadrowej rządu PO. - Nie rozumiem niektórych decyzji personalnych Tuska - przyznał dziennikarz. Jego zdaniem "szczególnie zabawne albo tragiczne" są przyczyny odwołań ministrów.
Pytlakowski przypomniał, że Zbigniew Ćwiąkalski, minister sprawiedliwości w latach 2007-2009, był "znawcą prawa i procedur", a został odwołany, ponieważ dwie osoby popełniły samobójstwa w więzieniach. - On za to odpowiadał, nie miał na to wpływu, nie mógł temu przeciwdziałać - mówił dziennikarz "Polityki". - Złożył głowę, bo żądały tego badania opinii publicznej - zaznaczył. Następca Ćwiąkalskiego, Krzysztof Kwiatkowski, zdaniem Pytlakowskiego sprawił, że notowania resortu sprawiedliwości wyraźnie wzrosły. - To był dobrze komunikujący się z opinią publiczną, mający wizję, stosunkowo młody, elokwentny człowiek. Dlaczego został odwołany? Nie wiem - przyznał Pytlakowski. Tę dymisję i przyjście do ministerstwa Gowina można wytłumaczyć w jeden sposób. - Wewnętrznymi układami, ukłonem w stronę jednego ze skrzydeł Platformy - wyjaśnił dziennikarz.
Zdaniem Renaty Kim wiele decyzji personalnych Tuska "obarczonych jest grzechem". - Wybiera się nie najlepszych kandydatów, ale takich, którzy jakoś będą pasować do misternego planu politycznego. To jest błąd - zaznaczyła.
Eliza Olczyk zauważyła, że "każdy dostaje to, na czym mu najmniej zależy". - Nominacja Biernackiego jest w tym duchu. On zawsze zajmował się bezpieczeństwem wewnętrznym. Idealnie pasował, by zostać szefem MSW - mówiła dziennikarka "Rzeczpospolitej". - Ale nim nie został. To filozofia, którą wyznaje pan premier - dodała. Także Pytlakowski przyznał, że Biernacki reformował stare MSWiA i nowy resort zwyczajnie mu się należał.
Kim podkreślała, że jako obywatele mamy prawo oczekiwać, że ludzi wybierać się będzie za kompetencje, umiejętności i osobiste predyspozycje. A nie za ładny wygląd. - To absolutnie błędna i nieuczciwa filozofia - podkreśliła dziennikarka "Newsweeka".