- Ta grupa była świetnie przygotowana. Samochody, których kradzieżą się trudniła, nie tak łatwo po prostu zabrać z ulicy. Trzeba mieć odpowiednie narzędzia i oprogramowanie - powiedział Andreas Kummer z austriackiej policji. Szkody spowodowane przez szajkę polskich złodziei oszacowano na co najmniej 3 mln euro.
- Seria kradzieży aut marek Toyota i Honda zaczęła się rok temu - powiedział gazecie "Krone" Georg Rabensteiner z austriackiej policji. Schemat działania złodziei był dobrze pomyślany: kradzione w Austrii auta wyjeżdżały już z polskimi numerami i fałszywymi papierami do Polski. Na miejscu trafiały do dziupli paserskich, gdzie oczekiwały na sprzedaż. Złodzieje upłynniali łup w serwisach aukcyjnych.
Pakiet przeróbek (w tym m.in. fałszywe tablice rejestracyjne), które stosowali polscy złodzieje, nazywali w rozmowach między sobą "tabliczkami czekolady".
Kiedy liczba kradzieży wciąż się zwiększała, austriaccy policjanci rozpoczęli operację pod kryptonimem "Tabliczka Czekolady" (Operation Schokoladentafel - red.). Równocześnie ich polscy koledzy zaczęli rozpracowywać grupę paserów, którzy sprzedawali samochody.
I to polska policja przesłała Austriakom kluczową informację, dzięki której udało się ująć złodziei. Polacy dowiedzieli się, że w połowie kwietnia złodzieje planują przyjazd do Wiednia po kradzione samochody, które mieli wywieźć za granicę. Austriacy zrobili zasadzkę i aresztowali trzech mężczyzn. Trzech pozostałych wpadło w Polsce - jednego zatrzymano w skradzionej toyocie yaris, dwóch wpadło podczas przeszukania podejrzanych hal magazynowych. Znaleziono w nich skradzione auta.