Cezary Gmyz wraca do jednego ze swoich ulubionych tematów i znów przekonuje że na szczątkach samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem, znajdowały się ślady substancji wybuchowych. Tym razem nie chodzi jedynie o trotyl, ale także o m.in. oktogen i heksogen. Dlaczego, zdaniem dziennikarza, biegli wykluczyli obecność takich substancji na wraku? Bo zbadano zbyt małą ilość próbek - pisze Gmyz na łamach tygodnika "Do rzeczy".
Tymczasem do kwestii rzekomego wykrycia substancji wybuchowych na wraku tupolewa pisze dziś także prokurator generalny Andrzej Seremet. - Prokuratorzy i biegli nie wykryli trotylu podczas badania wraku jesienią 2012 r. - przypomina w opublikowanym w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" tekście o "fałszywych zarzutach smoleńskich". - Użyte wówczas spektometry wskazały co prawda na ekranie napis TnT (trotyl), lecz nie jest to jednoznaczne ze stwierdzeniem, że taki materiał wybuchowy tam się znajdował - dodaje prokurator.
Jak podkreśla Seremet, pewność co do tego może przynieść dopiero badanie laboratoryjne. A do czasu tego badania - pisze prokurator - prokuratorzy w zakresie hipotezy śledczej wybuchu dysponowali już wieloma dowodami, z których każdy wykluczał użycie materiałów wybuchowych.
Jakie to dowody? Andrzej Seremet wymienia: opinie polskiego Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, opinie polskich specjalistów z analizy zapisów rejestratora, opinie medyczne opracowane po ekshumacjach, oględziny wraku i miejsca katastrofy, zapis dźwiękowy z rejestratora CVR, opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych, zeznania funkcjonariuszy BOR, dwie opinie rosyjskie. Wszystkie wykluczają hipotezę, że w prezydenckim samolocie doszło do eksplozji.