Zamach w Bostonie wstrząsnął amerykańską sceną polityczną. Co dalej z reformą imigracyjną?

To miał być kluczowy tydzień dla politycznych losów prezydenta Obamy w jego drugiej kadencji. W poniedziałek wszyscy w Waszyngtonie przygotowywali się do dwóch wydarzeń: głosowania w sprawie zaostrzenia kontroli dostępu do broni w USA oraz do startu dyskusji o reformie imigracyjnej. Ale ten tydzień szybko zmienił się w coś innego. Tragedia na mecie maratonu w Bostonie, chaos informacyjny i medialny, dramatyczny pościg za terrorystami zakończony w piątek - to wszystko wstrząsnęło amerykańskim systemem politycznym.

W międzyczasie Senat odrzucił reformę dostępu do broni palnej, co było bolesnym ciosem dla Obamy. Teraz prezydent musi dokonać ponownego przeglądu swoich priorytetów. To oznacza m.in. złe wieści dla wszystkich oczekujących na szybkie przeforsowanie w Kongresie reformy imigracyjnej. Ta reforma zawiera jeden kluczowy dla Polaków element - wprowadza możliwość zniesienia wiz do USA.

Reforma imigracyjna oficjalnie zaprezentowana w mijającym tygodniu to jeden z kluczowych elementów całego planu politycznego Obamy na II kadencję. Imigracja ma być po systemie zdrowotnym najważniejszym elementem jego politycznego dziedzictwa. To jednak problem niezwykle skomplikowany, ważny nie tylko pod względem politycznym ale także gospodarczym i społecznym. Demokraci liczą na to, że wprowadzając zmiany - m.in. rodzaj programu legalizacyjnego dla osób nielegalnie przebywających w USA - trwale zyskają poparcie Latynosów, jednej z najważniejszych grup demograficznych w wyborach. Ze strony Republikanów głównym orędownikiem reformy jest senator Marco Rubio, który liczy, że jeśli "wygra" tą sprawę dla swojej partii, to stanie się naturalnym faworytem przed prawyborami w 2016 roku i jednocześnie sprawi, że Latynosi staną się dla Republikanów bardziej przychylni.

W tym wszystkim tkwi tzw. JOLT Act, fragment reformy imigracyjnej który jest najważniejszy z polskiego punktu widzenia. To właśnie ten segment umożliwi - jeśli reforma wejdzie w życie - dołączenie Polski do systemu bezwizowego. Ta sprawa nie jest kontrowersyjna, w przeciwieństwie do emocji, które budzi pomysł na zapewnienie tzw. "ścieżki legalizacyjnej" dla milionów ludzi, którzy teraz przebywają w USA nielegalnie.

Boston może zmienić cała polityczną kalkulacje dotyczącą imigracji. Jeśli okaże się, że to system imigracyjny (jeden z terrorystów stał się naturalizowanym obywatelem USA w 2012 roku) był jednym z czynników, które doprowadziły do tragedii, reforma imigracyjna stanie się bardzo "gorąca" politycznie. Republikanie, w tym Marco Rubio, mogą chcieć zmienić jej niektóre założenia i np. położyć większy nacisk na bezpieczeństwo. Już dziś w trakcie porannych programów politycznych w USA pojawił się sygnał ze strony konserwatystów, że całą sprawę trzeba odłożyć w czasie. Mówił o tym senator Dan Coats z Indiany. To pierwszy tak poważny głos po stronie GOP.

Jeśli Republikanie się wycofają, to Demokraci nie będą w stanie przegłosować reformy w Senacie, a tym bardziej w Izbie Reprezentantów, którą kontrolują Republikanie. Kluczowa będzie postawa Marco Rubio. Jeśli on się wycofa - chociaż nic w tej chwili tego nie zapowiada - to cała reforma upadnie. A wraz z nią zniesienie wiz dla Polaków. Inny scenariusz to zmiany w reformie zaostrzające system lub jej kilkumiesięczne opóźnienie.

Co dalej? Obama musi szybko przeforsować reformę

Obamie jednak bardzo zależy na legislacyjnym zwycięstwie w tej sprawie. Bez imigracji jego polityczna agenda w 2013 roku rozsypie się w drobny mak. Dlatego prezydent oraz jego sojusznicy w tzw. Gangu 8, czyli ponadpartyjnej grupie senatorów przygotowujących reformę, będą bardzo mocno lobbować za jej szybkim przyjęciem. Jednak pewne jest jedno: każdy senator i członek Izby Reprezentantów - niezależnie od przynależności partyjnej - po Bostonie bardzo intensywnie będzie myślał o swoim poparciu dla szerokiej reformy imigracyjnej. Kluczowe będą prawdopodobnie dalsze wyniki śledztwa. W tej chwili jednak, chociaż zwolennicy reformy udają, że nie stało się nic specjalnego, to trudno nie odnieść wrażenia, że cała sprawa jest zawieszona w powietrzu. Pierwsze sondaże po Bostonie także będą bardzo ważne dla wahających się polityków. W takiej sytuacji nie ma nic ważniejszego dla każdego gracza w systemie politycznym USA niż mocne stanie na straży bezpieczeństwa obywateli. Jeśli okaże się, ze amerykańska opinia publiczna zwraca się przeciwko imigracji, to reforma może znaleźć się na śmietniku.

Odrębną kwestią jest pojawienie się w dyskusji politycznej tematów powiązanych - co naturalne - z bezpieczeństwem narodowym. Teraz przez wiele tygodni będą trwały analizy i debaty o zachowaniu się służb, systemach bezpieczeństwa, statusie ujętego terrorysty (już pojawiają się opinie że nie powinien stanąć przed cywilnym sądem). Wróci temat używania samolotów bezzałogowych wewnątrz USA do zadań typowo politycznych. To wszystko będzie utrudniać dyskusję o imigracji i zajmować czas dziennikarzy i polityków.

Także polityczna pozycja Obamy w sprawach bezpieczeństwa uległa nadwątleniu po Bostonie. Do tej pory Obama i jego zwolennicy często wspominali o śmierci ben Ladena i rozbiciu Al-Kaidy jako o kluczowych sukcesach prezydenta. Ale po Bostonie nie ma już on tak czystej karty w obronie Ameryki przed atakami. Jeśli okaże się, że bracia nie działali sami, a byli częścią większej grupy terrorystycznej, to prezydent będzie musiał odpowiadać na bardzo trudne pytania o sprawność aparatu bezpieczeństwa, który kosztuje USA miliardy dolarów rocznie.

Nikt w Waszyngtonie nie jest pewny, jaki będzie efekt polityczny zamachów. Ale jedno nie ulega wątpliwości: reforma imigracyjna, a wraz z nią zniesienie wiz dla Polaków, jest dużo bardziej zagrożona niż jeszcze tydzień temu.

Zamachy w Bostonie: bracia mogli szykować kolejne zamachy | FBI krytykowane: Mieli Carnajewa i pozwolili mu odejść | Carnajew w stanie krytycznym | zdjęcia | kim jest podejrzany | Carnajew w motorówce [WIDEO]

Więcej o: