W rozmowie w "Dzienniku Opinii" Cezary Michalski zauważa, że w polityce krajowej Marek Migalski, europoseł z PJN, "konkuruje brutalnością z Czarneckim i Palikotem", zaś w Parlamencie Europejskim kompetentnie pisze o polityce wschodniej i realizuje ciekawe, merytoryczne pomysły. - Kiedy ktoś trafia do Parlamentu Europejskiego, widzi bardzo szybko, że obowiązują tam inne normy, inne konwencje, inny język - przyznaje Migalski.
Europoseł wyjaśnia, że polityka to "załatwianie pewnych rzeczy". A żeby załatwić coś w Brukseli, trzeba dostosować się do reguł. - Im głośniej się krzyczy, im bardziej jest się wyrazistym, tym mniej się znaczy - tłumaczy Migalski.
Przykładem jest Nigel Farage, brytyjski lider eurosceptycznego, populistycznego stronnictwa w PE, który wsławił się stwierdzeniem, że Herman Van Rompuy, przewodniczący Rady Europejskiej ma "charyzmę mokrego mopa" .
- To nie radykałowie uprawiają politykę europejską, to nie ich krzyk wpływa na kształt polityki europejskiej - zaznacza Migalski. Tłumaczy, że w europarlamencie liczy się "dilowanie", które kłóci się z wyrazistością, a właściwie pieniactwem. Bo w Brukseli, w przeciwieństwie do Warszawy, "mocne słowa nie popłacają".
- Tam jest już mocno zakorzeniona poprawność polityczna albo, mówiąc mniej ideologicznie, pewne standardy poruszania się, mówienia, podawania ręki. Zdolność przekładania twardych słów i konfliktów na bardziej elastyczne działania - mówi Migalski. Jego zdaniem polscy politycy tego nie rozumieją. Starzy wyjadacze walczą niekiedy o wiele brutalniej niż nuworysze znad Wisły, używają jednak "aksamitnych rękawiczek". - A nawet aksamitnych pałek - przyznaje europoseł.
Migalski stwierdził, że negocjacje w Brukseli prowadzone przez Jarosława Kaczyńskiego sprowadzały się do skakania po stole i pokrzykiwania. - Perwersyjną odwrotnością tego jest Donald Tusk, który rzeczywiście uwierzył w ten język - kwituje europoseł.
Całą rozmowę z Markiem Migalskim przeczytasz na stronach Dziennika Opinii .