Są wielkie jak szczury i bardzo żarłoczne. Afrykańskie ślimaki pojawiały się na Florydzie kolejny raz. W 2011 r. trwała akcja ich odławiania, co nie jest proste, bo tylko w nocy wychodzą na powierzchnię ziemi.
Afrykańskie ślimaki to problem przede wszystkim dlatego, że mogą być nosicielami groźnych chorób. Wiadomo, że mogą przenosić pasożyty, które powodują zapalenie opon mózgowych. Na razie jednak w Stanach Zjednoczonych nie odnotowano takich przypadków.
Afrykańskie ślimaki niszczą naturalne środowisko Florydy, bo zjadają blisko 500 różnych gatunków roślin. Niszczą też domy, bo zjadają gips i tynk - czerpią z nich składniki wzmacniające ich skorupy. Jeszcze większy problem z tym gatunkiem mają na Barbadosie. Tam zdarzały się już przypadki, że samochody trafiające na przechodzącego przez ulicę ślimaka miały opony uszkodzone od ich twardych skorup. Kłopotem są też odchody, którymi zanieczyszczają chodniki.
Nie wiadomo, skąd te egzotyczne mięczaki wzięły się w USA. Jeden z tropów wskazuje na Miami Santeria - grupę religijną wywodzącą się właśnie z Afryki, która w swoich rytuałach używa śluzu ślimaków. Wiadomo też, że egzotyczne gatunki często trafiają do Stanów zjednoczonych w bagażach turystów.