Kolejna klubokawiarnia ofiarą mieszkańców. Warszawa będzie martwym miastem?

- Nie wyobrażamy sobie życia bez klubokawiarni - mówił w Radiu TOK FM Michał Olszewski, wiceprezydent Warszawy. Te mają jednak ciężkie życie z niektórymi mieszkańcami. - Los Chłodnej jest przesądzony. To miejsce zniknie - przyznał Grzegorz Lewandowski, właściciel słynnego lokalu Chłodna 25. Aby podobny los nie spotkał innych miejsc, władze miasta zasiadły do rozmów z właścicielami klubów. Porozumienie już jest. Ale na efekty przyjdzie jeszcze poczekać.

Dwa tygodnie temu warszawski sąd oddalił pozew prof. Ewy Kuryłowicz przeciwko działającemu w sąsiedztwie jej apartamentu klubowi Cud nad Wisłą. - Z tym nie da się żyć - mówiła architekt o działalności lokalu. Podobnie uważa wielu innych mieszkańców miasta, którzy walczą z knajpami.

Kuryłowicz walczy o ciszę: Nie jestem zmęczoną burżujką. To kwestia kultury >>>

Ofiarą tej walki jest choćby znana klubokawiarnia Chłodna 25. Przed rokiem, po protestach lokatorów kamienicy, w której działa lokal, cofnięto mu koncesję. Fatalnie odbiło się to na kondycji Chłodnej. Właściciele postanowili zmienić profil klubu, wprowadzając do niego program teatralny. Wyciszono wnętrza, skrócono godziny otwarcia. - Po paru miesiącach dostajemy od mieszkańców kolejny sygnał: nie będziemy z wami rozmawiać. Dziś trochę żałuję, że nie zamknąłem tego rok temu - mówił w Radiu TOK FM Grzegorz Lewandowski, właściciel Klubu Komediowego Chłodna. - Los Chłodnej jest przesądzony. To miejsce zniknie - dodał.

"Straż miejska jest zagubiona w czasie i przestrzeni"

- Gdyby nie rozpoczął się remont bulwarów nad Wisła, pewnie mielibyśmy problemy - przyznał Przemysław Dziubłowski z Cudu nad Wisłą. Podkreślił, że jego lokal nie miał problemów z sąsiadami, nie licząc profesor Kuryłowicz. - To pokazuje, że jedna osoba może walczyć z miejscem, które odwiedza w sezonie dwieście tysięcy osób - stwierdził.

Orężem mieszkańców często stają się służby porządkowe. - Często dochodziło do absurdalnych sytuacji, kiedy straż miejska przyjeżdżała i spisywała ludzi, którzy stali na ulicy i rozmawiali - mówił Michał Borkiewicz z Powiększenia i Planu B. - Funkcjonariusze są zagubieni w czasie i przestrzeni, bo jeszcze dziesięć lat temu nie było tego problemu, ludzie spotykali się u siebie w domach. Warszawa była martwym miastem i od wielu lat próbujemy to zmienić. I to nam się udaje.

Wiceprezydent: "Nie wyobrażamy sobie życia bez klubokawiarni"

- Jesteśmy świadomi, że popularność naszych miejsc jest uciążliwością dla mieszkańców. Nie da się jej zlikwidować, ale można ją ograniczyć - powiedział Borkiewicz. Dlatego powstać ma kodeks dobrych praktyk, który regulować będzie działalność klubokawiarni. O jego stworzeniu wspólnie zadecydowali przedstawiciele klubów i władze miasta. Rozmowy trwają już kilka miesięcy, niedawno opublikowano specjalne oświadczenie .

- Jako władze miasta nie wyobrażamy sobie życia bez klubokawiarni - podkreślił w Radiu TOK FM Michał Olszewski, wiceprezydent Warszawy. - Jesteśmy zbyt dużym organizmem, by tworzyć rozrywkowe getto. Klubokawiarnie są cenne, bo powstają w wielu miejscach w mieście - tłumaczył. Jego zdaniem funkcjonowania knajp nie sposób uregulować przepisami. - To nie ma sensu. Cisza nocna jest standardem higieny i powinniśmy razem dbać o to, żeby ją respektować. Co nie oznacza, że musimy przy tym zabijać życie nocne mieszkańców - mówił Olszewski. Stąd pomysł kodeksu dobrych praktyk.

"Jesteśmy pasjonatami. Bo biznesem bym tego nie nazwał"

- Wierzę w dialog. Tylko w dialogu możemy to miasto zmieniać - mówił Lewandowski. - Przypadek Chłodnej jest smutny, ale jestem przekonany, że on nam pomoże - wskazywał. Przypominał o dobrej woli właścicieli klubokawiarni, którzy uczestniczą w wielu debatach z władzami i mieszkańcami. - Po drugiej stronie pojawiają się osoby, które nie chcą rozmawiać. Bo prof. Kuryłowicz nie chciała rozmawiać. Wiemy to od organizatorów, wiemy to od miasta. Sąsiedzi z Chłodnej także nie chcieli rozmawiać. Nie oceniam ich, mają do tego prawo - stwierdził.

- Nie robimy tego dla pieniędzy - podkreślił Borkiewicz. - Jesteśmy grupą pasjonatów, którzy otwierają te miejsca po to, żeby robić dobre koncerty i by spotykali się tam ludzie, a nie dlatego, że wymyśliliśmy sobie taki sposób na biznes. Bo biznesem bym tego nie nazwał - zakończył.

Więcej o: