Telewizyjna Jedynka pokaże 8 kwietnia dwa filmy o katastrofie smoleńskiej: zrealizowaną na zlecenie National Geographic "Śmierć prezydenta" i "Anatomię upadku" autorstwa Anity Gargas. Po emisji w specjalnym programie Piotra Kraśki odbędzie się dyskusja ekspertów i publicystów. W "Gazecie Wyborczej" Juliusz Braun, prezes TVP, tłumaczył się z tych planów: "Ten film jest ważny, chociaż fałszywy" - mówił. - Mam wrażenie, że prezes oglądał zupełnie inny film niż ja - stwierdziła w Poranku radia TOK FM Janina Paradowska.
Prof. Michał Komar podzielał w "Poranku radia TOK FM" optymizm Juliusza Brauna względem polskich telewidzów: - Widzowie obu tych filmów będą umieli odróżnić, który z materiałów dotyczy faktycznych przyczyn katastrofy smoleńskiej - stwierdził. - To są jednak media publiczne - oponował Adam Szostkiewicz. - One są dla wszystkich. Ale nie ze wszystkim.
- Jestem wielkim zwolennikiem wyemitowania filmu Gargas w telewizji publicznej - przyznał Paweł Wroński. - On jest idealny do udowodnienia wszystkich paranoi zespołu smoleńskiego. Bo jeśli mówi się o wybuchu, a świadek koronny opowiadał, że widział cały samolot przelatujący nad drogą, to znaczy, że wybuchu nie było - mówił dziennikarz "Gazety Wyborczej". - Problemem jest to, że film kanadyjski nie jest do końca rzetelny. Podkreśla na przykład wspaniałą współpracę między polskimi i rosyjskimi śledczymi - wskazywał Wroński.
Publicyści ubolewali, że telewizja publiczna nie przygotowała własnego dokumentu wyjaśniającego przyczyny katastrofy smoleńskiej. - Uważam to za błąd nie tyle telewizji państwowej, co całego systemu informacji społecznej - podkreślał prof. Komar. Przyznał jednocześnie, że "nie jest jeszcze za późno", by taki materiał przygotować. - Telewizja publiczna powinna sama zrobić film. Kanadyjczycy zrobili, Anita Gargas zrobiła, Braun nie zrobił. I teraz ma problem, bo udaje bezstronnego, posiłkując się propagandówkami - zgodziła się Janina Paradowska.
- To jest wynik zaniedbań po stronie aparatu propagandowego rządu. To ich obowiązkiem było przełożyć ustalenia komisji Millera na język przystępny - dodał Szostkiewicz. Tłumaczył, że nie jest naiwnością oczekiwać od instytucji państwowych rzetelnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Jako przykład podał raport nt. zamachu na World Trade Center w 2001 r. przygotowany przez amerykański parlament. - Wyobrażasz sobie komisję senacką w Polsce? - zdziwił się Wroński. - To nie znaczy, że nie należało podejmować takich prób - stwierdził publicysta "Polityki".
Paradowska dodała jednak, że rządowy raport w części dotyczącej przyczyn katastrofy jest "wyjątkowo przejrzysty i jasny".
Wroński powątpiewał, by w telewizji publicznej znalazł się dziennikarz "na tyle heroiczny", by przygotować film na podstawie raportu Millera. Od razu przypięto by mu łatkę rządowego funkcjonariusza. - Jeśli rząd przygotowałby coś, co ma społeczeństwu wyjaśnić przyczyny katastrofy, zostałoby to opatrzone przez stronę smoleńską napisem "rządowa propaganda". Odebrałoby to filmowi resztki wiarygodności - wyjaśniał dziennikarz "Gazety Wyborczej".