Prof. Jerzy Vetulani*: Pan Alexander miał rzadki przypadek zapalenia mózgu spowodowany bakteriami Escherichia coli. Pytanie, czy sama pałeczka okrężnicy ma w sobie substancje halucynogenne. Nie zostało to stwierdzone, ale zapalenia mózgu tego typu same z siebie powodują wydzielanie się związków halucynogennych, zwłaszcza dwumetylotryptaminy.
Wygląda na to - patrząc przez pryzmat procesów zachodzących w mózgu przed śmiercią - że ona sama nie jest bolesna. Dzieje się tam mnóstwo rzeczy. Prócz halucynogenów podnosi się temperatura, co przyspiesza przebieganie procesów. Mówi się, że ktoś bredzi w gorączce. Tworzą się halucynacje, w które wierzymy, tak jak gdy śpimy, wierzymy w to, co się z nami dzieje podczas snu. Zdrowy mózg się przed tym chroni.
Cały problem z opowieścią autora polega na tym, że twierdzi on, iż jego mózg wtedy nie działał. Wszyscy twierdzą jednak, że to jest niemożliwe. Jeżeli niknie czynność kory i komórki umierają, to ona już nigdy nie wraca. Dopóki komórka nerwowa żyje, musi utrzymać różnicę potencjałów między wnętrzem a zewnętrzem. Od czasu do czasu jakieś potencjały w niej przebiegają.
Nawet jeżeli ktoś jest wielkim profesjonalistą w jakiejś dziedzinie, to nie znaczy, że nie może ulegać halucynacjom tak jak wszyscy inni. Historia, którą opisał ten człowiek, jest fantastyczna, ale nie jest dowodem. Żaden sędzia nie przyjmie jako dowodu zeznań jednego świadka, który jest w stanie nietrzeźwości.
- To, co halucynujący mózg może wymyślić, jest dość indywidualne. A uważam, że to były - nieco sterowane światem zewnętrznym - halucynacje. Osoby po takiej śpiączce mówią na przykład, że unosiły się ponad stołem operacyjnym, słyszały rozmowy lekarzy, widziały, co się dzieje.
My już wiemy, że zjawisko autoskopii [pseudohalucynacja wiążąca się z doznaniem, że jakiś nasz organ bądź całe ciało ulega podwojeniu - red.] możemy wywołać, drażniąc odpowiednie części mózgu. Wtedy właśnie ma się wrażenie, że widzi się siebie z drugiej strony, słyszy się rozmowy. Osoba znieczulona odbudowuje sobie strukturę, "widzi". Nasz mózg bardzo łatwo potrafi takie rzeczy zrobić.
Ludzie są bardzo mocno przeświadczeni o tym, że wiedzą, co widzieli, że znają motywy swojego postępowania. Wiemy o takim działaniu mózgu już od czasów nauki Freuda. Mówił on o sugestii posthipnotycznej. Przykład? Po hipnozie na słowo "parasol" facet klękał na kolano. Od razu miał gotową odpowiedź na pytanie dlaczego. A to go kostka swędziała, a to chciał sprawdzić, czy ma buty dobrze zawiązane. Przyczyny mogły - i były - zupełnie inne. Mózg jednak natychmiast musi wytłumaczyć, dlaczego działamy tak, a nie inaczej. Nawet jeżeli nie znamy prawdziwej odpowiedzi.
- Tunel pojawia się praktycznie zawsze. Najpierw jest ciemność. Mnie bardziej interesowały zawsze zmiany chemiczne, które w tym momencie występują w mózgu. Zazwyczaj stany przedśmiertne są związane z niedotlenieniem mózgu, zwiększa się jego kwasowość, uwalniają się substancje halucynogenne.
Psychologowie wiedzą, że to, co nam się wydaje realne - kolory, dźwięki - to się nazywa qualia. To są reprezentacje rzeczy zewnętrznych, które mogą nie mieć niczego wspólnego z realną materią. Są na tyle mocno osadzone w nas, że jak ja panu powiem w hipnozie, żeby pan otworzył drzwi, to momentalnie zobaczy pan drzwi, znajdzie klamkę i otworzy. Pan nie wie nic o naturze tej klamki, działa pan w qualiach, ale traktuje je pan jak rzeczy realnie istniejące.
Ciekawe były też badania, które badały aktywność mózgu aż do śmierci. Wszystkie wyniki pokazywały stopniowe opadanie aktywności mózgu. Ostatnich 15-30 sekund to bardzo wzmożona aktywność elektryczna mózgu, ewidentny przestrzał. Takie badania robiło się w obecności bliskich umierających pacjentów. Dla nich to było miłe, bo myśleli, że dusza wychodzi z ciała...
- To mi troszeczkę przypomina historię moich znajomych z lat 70. ubiegłego wieku. Byliśmy wtedy w Stanach i oni mówili, że po marihuanie mieli bardzo głębokie przemyślenia i wiedzieli, na czym polega istota wszechświata. Problem polegał na tym, że potem zapominali o tej istocie. Postanowili wobec tego, że przy takich dyskusjach będą włączać magnetofon i nagrywać to, co mówią. Jak to zrobili, okazało się, że jedynym sensownym zdaniem jest to, że śmierć jest końcem wszystkiego... Musi pan przyznać, że nie było to jakimś wielkim filozoficznym odkryciem. Ale w tych warunkach umysł nastrojony przez zmienioną psychikę otwierał inne światy.
To, co jest realne w głowie, nie musi być realne fizycznie. Wiemy przecież o halucynacjach słuchowych u schizofreników. Widzimy u nich pobudzenia kory słuchowej i badanego. Zachodzą rzeczywiście procesy, które powinny mieć miejsce przy słyszeniu jakichś dźwięków. Nie mamy możliwości obiektywnego spojrzenia na własne, subiektywne przeżycia.
Widzenia pana Alexandra to są piękne rzeczy, ale nie mówią nic o obiektywnej prawdzie. Nie mówią również, czy to się może naprawdę zdarzyć.
- I potem się obudził, żył i napisał książkę. Fantastyczne halucynacje. Warto spojrzeć na aspekt kulturowy tego widzenia. Gdyby coś istniało naprawdę, to ten aspekt nie miałby znaczenia. Jak rozmawiałem z hindusami, którzy coś takiego przeżyli, to nie widzieli swoich bliskich. Widzieli zwierzęta, piękne krajobrazy, ale nie bliskich... On żyje w kulturze, w której po śmierci dusza zachowuje swoją osobowość. Widział anioła, zmarłą siostrę... Skompilował sobie to wszystko. Alexander opisał niedokładnie chrześcijańską wizję świata. Był ateistą, co jest ciekawe o tyle, że miał wizję Boga bezosobowego. Widział jądro, a nie starca z długą brodą.
- Ewidentnie wygląda na to, że Eben Alexander miał osobowość odbiegającą od normy. Nie każdy przeżywa głęboką depresję. Nie odmawiam temu człowiekowi piękna jego wizji, ale - umówmy się - nie ma tak, żeby dyrektor mógł sobie rozmawiać z Bogiem. Nie wiadomo, czy ktokolwiek może, jeżeli w ogóle Pan Bóg istnieje.
Z mojego punktu widzenia opowieść pana Alexandra jest ciekawa, ale - podkreślam - to nie jest żaden dowód. Dla uczonego dowód jest czymś, co można sprawdzić, poprawić, potwierdzić. Trzeba pamiętać, że to było widzenie człowieka. Człowieka, który był chory, leczony psychicznie, lekami psychotropowymi. Zachorował na ciężkie zapalenie mózgu. Zachował wspomnienia i miał piękne halucynacje. Pozazdrościć, ale to się w żaden sposób nie przenosi na świat realny.
Jeżeli on tę książkę napisał dla pokrzepienia serc - wiadomo, że ludzie boją się śmierci - by wiedzieli, że po śmierci spotkają kobietę motyla, że będzie pięknie, to świetnie, doskonale. Jak w to wierzymy, tym lepiej dla nas, ale nie ma w jego historii ani jednej rzeczy, którą można zweryfikować.
*Prof. Jerzy Vetulani jest profesorem nauk przyrodniczych, psychofarmakologiem, neurobiologiem, biochemikiem. Jest członkiem Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności. Doctor honoris causa Śląskiego Uniwersytetu Medycznego i Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Napisał kilkaset prac badawczych o międzynarodowym zasięgu, współtworzył hipotezę ß-downregulacji jako mechanizmu działania leków przeciwdepresyjnych. Zwolennik legalizacji marihuany i ogólnej depenalizacji narkotyków, krytyk represyjnej polityki narkotykowej w Polsce. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.