Wywiad z Małgorzatą Terlikowską podzielił środowisko publicystów i oburzył część feministek. Żona naczelnego "Frondy" opowiadała w nim m.in. o trudach bycia matką, braku czasu dla siebie oraz o tym, jak mąż i dzieci nakłaniają ją na kolejnego potomka, którego ona "nie bardzo chce, ale sądzi, że ulegnie". Szybko pojawiły się komentarze, że Terlikowska jest zniewolona przez męża i przygnieciona swoją rolą. Inni zaś bronili jej, twierdząc, że skoro czuje się szczęśliwa w swojej rodzinie, to nie powinno się tego oceniać.
Do grona broniących Terlikowskiej dołączyła Agnieszka Kozłowska-Rajewicz. "Wywiad z Małgorzatą Terlikowską przeczytałam z dużymi emocjami. Mam wielki szacunek dla rodziny, jaką tworzą Terlikowscy, i do wysiłków, jakie podejmują na rzecz utrzymania jej w jednym kawałku i w szczęściu. Nawet poczułam cień sympatii do Tomasza Terlikowskiego, którego znam tylko z wypowiedzi publicznych, dla mnie wielokrotnie nieakceptowalnych. Ale jeśli chodzi o Małgorzatę Terlikowską, mogę tylko pogratulować rodziny i wyborów, których dokonuje" - napisała na swoim blogu w serwisie NaTemat.pl Agnieszka Kozłowska-Rajewicz.
Pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania zaznaczyła: "To zewnętrzne otoczenie, które rości sobie prawo do oceniania i wnioskowania, na podstawie liczby dzieci i krótkiego wywiadu, o uzależnieniu i braku szczęścia 'kobiet domowych', wykonuje zamach na niezależność kobiet. Bo niezależność to prawo do swobodnego wyboru - modelu rodziny, religii, modelu życia prywatnego i zawodowego. Do zdefiniowania swojej roli w różnych sferach życia".
Obrona Terlikowskich w wykonaniu Kozłowskiej-Rajewicz nie spodobała się jednak samemu szefowi "Frondy". Chodziło o określenie "kobieta domowa". W tekście "'Kobiety domowe', czyli zapewne nieświadoma pogarda dla wyborów kobiet" Tomasz Terlikowski przypomniał: "O mojej żonie i jej dramacie (bądź nie) wypowiedzieli się już dziennikarze 'GW', NaTemat.pl (Tomasz Lis bronił jej i mnie), autorytety, a teraz przyszedł czas na minister ds. równego traktowania Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz".
Naczelny "Frondy" stwierdził, że to wpis minister go najbardziej rozbawił i zmartwił. "Rozbawił, bo pani minister broni podmiotowości mojej żony i uznaje jej prawo do takiego wyboru, a nawet deklaruje, że poczuła do mnie, dzięki żonie sympatię, a zmartwił, bo już w samym tytule tekstu znajduje się dowód na - być może nawet nieuświadamianą - pogardę, jaką polityk odczuwa dla kobiet, które nie wybrały kariery zawodowej, ale pracę w domu. Panie takie określone zostały mianem 'kobiet domowych', i trudno nie dostrzec, że specjalnie sympatycznym to sformułowanie nie jest" - napisał Terlikowski.
Terlikowski zaznaczył, że określenia "domowe" można jego zdaniem używać wobec zwierząt bądź kapci, ale nie wobec kobiet. "Żona, kobieta zaś nie jest domowa, ale jest po prostu kobietą. Tak jak kobieta, która chodzi do pracy, nie jest kobietą dziką (takie jest przeciwstawienie terminu domowa)" - napisał.
Terlikowski przyznał, że jest to jego zdanie, zdanie konserwatysty. Spuentował jednak: "Ale rozumiem, że obrończynie kobiet muszą jakoś określać te z kobiet, które decydują się na własną, odmienną od większościowej drogę życia".