Ekspert o Korei: W ciągu trzech tygodni może dojść do próby jądrowej

- Jesteśmy trzy tygodnie przed urodzinami twórcy Korei, czyli Kim Ir Sena. Prawdopodobna wydaje się próba jądrowa. Korea szuka historii, którą będzie mogła pokazać na uroczystości - uważa Nicolas Levi, ekspert z Centrum Studiów Polska-Azja.

Dzisiaj armia Korei Północnej została postawiona w stan gotowości bojowej. Rakiety i jednostki artylerii dalekiego zasięgu wycelowano w terytorium USA. To koreańska reakcja na loty amerykańskich bombowców B-52.

Stan gotowości to kolejna groźba, czy poważne zagrożenie?

Nicolas Levi: - To, że armia jest w stanie gotowości, nie oznacza, że na Półwyspie Koreańskim wybuchnie wojna. Jesteśmy trzy tygodnie przed urodzinami twórcy Korei, czyli Kim Ir Sena. Urodziny obchodzone są 14 kwietnia i można się spodziewać demonstracji sił.

Działania koreańskiego reżimu można przewidzieć?

- Po pierwsze jest wielce prawdopodobne, że coś stanie się na Półwyspie Koreańskim. Czy to będzie wojna? Raczej nie. Prowokacja? Prawdopodobne jest, że Korea Północna sprowokuje Koreę Południową. Może też dojść do ataków informatycznych, podobnych do tych, które miały miejsce ostatnio.

Przewidujemy, że coś się stanie, bo dwie najważniejsze uroczystości w Korei, czyli urodziny Kim Ir Sena i Kim Dzong Una dotychczas były pretekstem do pokazu sił północnokoreańskich. Korea szuka historii, którą będzie mogła pokazać. Prawdopodobna wydaje się także próba jądrowa, tak jak przy ostatnich urodzinach Kim Dzong Ila. Korea potrzebuje też takiej próby z przyczyn technicznych. Koreańczycy muszą potwierdzić niektóre badania nad bronią jądrową.

Na początku marca amerykański koszykarz Dennis Rodman osobiście powiedział przywódcy Korei Północnej, że jest jego "przyjacielem na całe życie". Wcześniej mieliśmy wizytę na półwyspie szefa Google Erica Schmidta. Groźby, a z drugiej strony wizyty znanych Amerykanów. O czym to świadczy?

- Korea prowadzi politykę dwulicową. Z jednej strony wydaje się, że reżim otwiera się, a z drugiej wiać, że polityka Korei nie jest do końca logiczna. Choć uważam, że ten kraj jest mimo wszystko stabilny i nieprzypadkowo prowadzi taką politykę. Same wizyty są niesamowite. Przecież Korea Północna werbalnie zagraża pokojowi na półwyspie, zagraża też USA. A z drugiej strony Stany wysyłają prezesa Google. Mimo wszystko to pozytywne, bo pokazuje zmiany, jakie zachodzą w tym kraju. Nie było żadnych takich wizyt w latach 80. czy 90. A z pierwszą ważną pojechał prezes egipskiej spółki, która zbudowała sieć komórkową.

Jak te wizyty są przedstawiane Koreańczykom?

- Mają charakter propagandowy. Są czysto symboliczne z punktu widzenia zwykłego obywatela, który ma przecież inne problemy. Co prawda wizyta szefa Google może coś zmienić w sferze informatycznej, ale dotyczy to tylko uczelni, gdzie niewielu ma dostęp do internetu. Z kolei podczas wizyty Dennisa Rodmana, władze podkreślały tylko, że jest Amerykaninem. Ludzie nie wiedzą kim on jest.

Korea przez wizyty znanych osób pokazuje, że jest silnym państwem. To element gry politycznej, dzięki czemu Korea łagodzi swój obraz jako kraju totalitarnego.

Więcej o: