Kobiety w Sejmie to dekoracja? "Parytetami niczego się nie załatwi. Trzeba pracy u podstaw"

- Kobiety, które we własnej partii mają coś do powiedzenia, można policzyć na palcach jednej ręki - wskazuje w rozmowie z TOK FM dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz. - Jeśli kobiety tego nie zmienią, będą niczym innym jak tylko dekoracją - dodaje. Politolożka z UW podkreśla, że parytetów nie należy przeceniać, a raczej zająć się "pracą u podstaw".

Sejm zajmie się dzisiaj dwoma projektami zmian w Kodeksie wyborczym, zakładającymi podwyższenie obowiązującej obecnie 35-procentowej kwoty zarezerwowanej dla kobiet na listach wyborczych do poziomu 50-procentowego parytetu. Z kolei projekt przygotowany przez Parlamentarną Grupę Kobiet przewiduje wprowadzenie tzw. metody suwakowej, czyli wstawiania na listy wyborcze naprzemiennie kobiet i mężczyzn.

W Sejmie "suwak" i parytety, w TK reforma sądów Gowina, a Arabskiego przepytają o Smoleńsk. Relacja na żywo z Sejmu >>>

Krzysztof Lepczyński: Wraca projekt, który trzy lata temu posłowie odrzucili, zastępując mniej "radykalnym". Tym razem parytet będzie do przełknięcia?

Dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz, politolożka z UW: Sprawa parytetów wraca jak czkawka, a zmiany są niewielkie. Czy to przegłosują? Nie wydaje mi się. Atmosfera w Sejmie jest taka, że dwie największe partie zgłaszają wobec siebie pretensje i głosują przeciwko sobie. Wiele zależy od frekwencji na sali i od tego, na ile za parytetami lobbowały kobiety w swych ugrupowaniach. Tymczasem żadnego szumu w eterze nie ma, jakby nie było sprawy. Zdumiewa mnie to.

Może większość jest zadowolona z tych 35 proc.?

- Mam wrażenie, że wielu podziela pogląd, że parytetami niczego się nie załatwi. Jest mało kobiet polityczek, po prostu mało.

Ale "suwak" wyciągnie je na miejsca "biorące".

- Do parlamentu weszłoby więcej kobiet, ale nie tak dużo, jak się sądzi. Nasz tzw. teren nie jest przygotowany do głosowania na kobiety.

Bo pochodzą z łapanki, żeby spełnić wymogi parytetu, i przez to są niekompetentne, jak chcą przeciwnicy projektu?

- One są nieprzygotowane, często nie mają żadnej wcześniejszej praktyki na stanowiskach partyjnych czy w samorządzie. Ile kobiet stoi na pierwszej linii, gdy omawiane są ważne sprawy? Ile kobiet jest we władzach partii? By w polskiej polityce mieć coś do powiedzenia, trzeba mieć pozycję we własnej formacji. Proszę pokazać kobiety, które we własnej partii mają coś do powiedzenia. Można je policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli kobiety tego nie zmienią, będą niczym innym jak tylko dekoracją. A że będzie ładniej w parlamencie, bo panie będą siedziały? Niewątpliwie. Ale czy o to chodzi?

Renata Beger, Anna Sobecka czy Krystyna Pawłowicz równają raczej do niechlubnych męskich wzorców.

- To raczej folklor. Proszę zobaczyć, przy jakich problemach rzeczywiście mamy mądry głos kobiecy z parlamentarnej trybuny. Nie ma tradycji kobiet w polityce. Trzeba nad tym pracować. Parytety może i są jakimś pomysłem, ale nie przeceniałabym go.

Czyli najpierw zmiany w świadomości?

- Zdecydowanie. W polityce potrzeba pracy u podstaw.

Więcej o: