Ponad 70 tys. – tyle wpłaciliście w okresie świątecznym na konto Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), która wspólnie z Gazeta.pl pod hasłem "Wspólne Święta" prowadzi zbiórkę na zakup i transport świątecznych paczek. To dzięki Wam dostarczyliśmy już ponad 500 paczek dla pacjentów i personelu szpitala w Chersoniu, a także dla mieszkańców wyzwolonych podchersońskich wsi. Jesteście niesamowici! Każda kolejna wpłata to ważna pomoc, wciąż zachęcamy do wsparcia Ukrainy. A poniżej zapraszamy do lektury relacji ze styczniowego przekazania paczek. Ze względów bezpieczeństwa szczegóły publikujemy dopiero po powrocie.
Nasza podróż zaczyna się w Odessie, gdzie zabieramy kupione dzięki czytelnikom Gazeta.pl paczki świąteczne. Czekają już w tamtejszym magazynie ukraińskiej organizacji Flogiston Team, która organizuje transport i wolontariuszy. Wolontariusze pojadą z nami, kieruje nimi niezwykle pozytywna Lesia Dobroszczenko.
Mieszkańcy Odessy starają się żyć, jakby nigdy nic. Część restauracji i pubów wciąż działa i za dnia można odnieść wrażenie, że wojna to tylko jakiś senny koszmar. Dopiero w nocy skąpana w kompletnych ciemnościach Odessa uświadamia, że wojna w Ukrainie wciąż trwa. Po zmroku w mieście dochodzą do głosu generatory prądotwórcze, które zasilają poszczególne domy i lokale gastronomiczne.
Gdy ruszamy w drogę, na ulicach jest jeszcze szarówka. O wojnie przypominają teraz mijane blokposty na rogatkach większych miejscowości. Dopiero gdy po trzech godzinach jazdy dojeżdżamy do Mikołajowa, jadąca z nami wolontariuszka medyczka Lena pokazuje trafione budynki.
– Raszyści na początku podeszli pod miasto, ale byli zbyt słabi, by je zająć. Nasze wojska szybko ich odepchnęły – mówi. Jak teraz to wygląda w obwodzie chersońskim? – Tam, gdzie była linia frontu, zniszczenia są bardzo duże. Poza tym przy odwrocie zaminowali wszystko.
Ostatni blokpost za Mikołajowem jest bardziej ufortyfikowany, to widać. Linia frontu przez 8 miesięcy przebiegała raptem 20 km dalej. Jednak teraz żołnierzy jest wyraźnie mniej. Minięty blokpost stanowi też swego rodzaju cezurę. O ile w samym mieście nad Bohem zniszczenia nie są aż tak wielkie, to poza nim wygląda to tak, jakby żaden kawałek ziemi nie uniknął trafienia pociskiem artyleryjskim. Wszystkie stacje benzynowe i przydrożne budynki są doszczętnie zniszczone. Jadąc, co jakiś czas mijamy spalony samochód na poboczu.
– Rosjanie byli kilka kilometrów dalej, a nasi stacjonowali za miejscowością – mówi kierowca, gdy zbliżamy się do wsi Posad-Pokrowske. Mijamy zniszczony budynek domu kultury i pomnik z czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Widok jest groteskowy, monument sławiący bohaterskich żołnierzy radzieckich patrzy teraz na miejscowość zniszczoną przez poniekąd tę samą armię.
Wjeżdżamy na coś, co można nazwać głównym placem. Ludzie już stoją i czekają na nasz mały konwój, jednak pierwsze podbiegają liczne psy. Są głodne, część jest bezpańskich, gdyż właściciele albo uciekli, albo zginęli i tak teraz się błąkają. Są głodne, jednak nie szczekają, widać po nich, że są wciąż wystraszone, mimo że front zniknął stąd ponad dwa miesiące temu. Sanitariuszka Lena również dla nich ma niespodziankę. Psy ochoczo jedzą wysypaną karmę, machając ogonami.
We wsi panuje porządek. Każdy jest na liście do otrzymania pakunku, który zakupiono w ramach wspólnej akcji Fundacji PCPM i Gazeta.pl. Potrzebne są teraz ciepłe skarpety, koce, obuwie, żywność z długim terminem przydatności, witaminy i owoce. I właśnie to znajduje się w paczkach.
Od razu w oczy rzucają się ogromne zniszczenia. Domy mieszkalne, szkoła, dom kultury – nie oszczędzono żadnego budynku. Żaden nie ma sprawnego okna, a na dworze przecież minusy.
– Ile osób mieszkało tu przed wojną?
– Z dwa tysiące, teraz może niecałe dwieście – odpowiada starsza pani, która czeka na wywołanie swojego nazwiska. Nagle naszą krótką wymianę zdań przerywa głośny jednostajny hałas. Ludzie stojący w kolejce spojrzeli tylko w górę. Jeden z wolontariuszy od razu nas uspokaja: to ukraiński samolot, który leci w stronę frontu.
– Orki boją się latać nad naszym terytorium – mówi uśmiechnięty.
Z Anią, koordynatorką Fundacji PCPM, podchodzimy do kobiety, która już otrzymała paczkę z pomocą humanitarną.
– Obecnie jest około 150 osób, część wyjechała, część wróciła. Teraz już jest w miarę bezpiecznie, jedynie czasem słychać wybuchy. Od wycofania się Rosjan minęły dwa miesiące.
– Czy była tu okupacja?
– Nie, ściśle tu nie. Nasza wieś znajduje się w połowie drogi między Chersoniem a Mikołajowem. Posad-Pokrowske były mniej więcej na linii frontu i toczyły się tu walki. Zostało może 30 proc. z całej wsi, reszta jak widzicie jest bardzo zniszczona.
Gdy rozmawiamy, lekko przestępuje z nogi na nogę, by się rozgrzać. Na dworze są trzy stopnie mrozu, jednak specyfika południa Ukrainy sprawia, że odczuwalność chłodu jest dużo większa. Nie ma tu dużych, ogromne połacie ziemi to pola uprawne.
– Czego używacie do ogrzewania?
– Głównie drewna, wiele drzew, które rosły w wiosce, zmiotły wybuchy. Palimy właśnie nimi – mówi.
Poza podstawowymi produktami bardzo potrzebne są materiały budowlane.
– Podmuchy powyrywały okna razem z framugami i teraz ziąb wdziera się do i tak podziurawionych domów. Potrzebujemy okien - mówi kobieta.
Jednym z podstawowych produktów kuchni ukraińskiej kuchni są kasza i ziemniaki. Na wsi niemal każdy ma swój ogródek, gdzie normalnie sadzi warzywa. Jednak w tym roku wojna nie pozwoliła na to.
– Będziecie coś sadzić na wiosnę? – pytam.
– Najpierw musimy sprawdzić teren, czy nie ma min. Rosjanie na odchodnym zaminowali wszystko. Zobaczymy, co z tego będzie. Bez własnych upraw nie przetrwamy.
Gdy wolontariusze i pracownicy PCPM rozdają paczki z pomocą, jeden z mieszkańców zabiera mnie do punktu niezłomności – jednego z tysięcy zorganizowanych w Ukrainie przez władze. Budynek był ostrzelany, okna zaklejają folia i koce. Po wejściu bucha ciepło, aparat fotograficzny natychmiast zaparowuje. W środku trzy kobiety i jeden mężczyzna jedzą posiłek i ogrzewają się przy kominku.
– Mam córkę w Polsce. Moja wnuczka mówi po ukraińsku w domu i po polsku w przedszkolu. Nasze języki są podobne – mówi.
– Córka nie namówiła cię do wyjazdu do Polski?
– Mam dopiero 52 lata, jeszcze pójdę walczyć. Chociaż jak byłem w Polsce, to bardzo mi się podobało. Zdziwiłem się, że w Polsce mężczyzna pozdrawia dziecko, zdejmując kapelusz. Takie coś można wdrożyć w Ukrainie, ładny zwyczaj, nie mamy tego – śmieje się.
– Znam kobietę, która wróciła do Ukrainy, to nasz dom, niektórym lepiej tutaj. Poza tym nie wszyscy mogą wyjechać.
Gdy chcemy już wyjść na zewnątrz, mężczyzna mówi, intensywnie przy tym gestykulując, że bardzo nam dziękuje.
– Polska bardzo nam pomaga, nie zapomnimy wam tego. Dzięki wam jeszcze pogonimy Rosjan.
Następnego dnia ponownie jedziemy z Odessy, tym razem do Chersonia. Za Posad-Pokrowskimi ruch na drodze maleje. Co jakiś czas mijamy zniszczone zabudowania albo zepchnięty na bok wypalony korpus rosyjskiego czołgu albo wozu bojowego. Jednak niemal każdy zagajnik jest przeorany przez liczne okopy, które miały Rosjanom służyć do odparcia spodziewanych ukraińskich ataków.
Chersoń w czasie okupacji nie był ostrzeliwany przez Ukraińców. Chyba że lotnisko w Czarnobajewce na rogatkach miasta, to tak. Teraz sterczą tam tylko spalone wraki.
Budynek szpitala góruje w dzielnicy, przed nim stoją dwa generatory prądu. Gdy tylko zaczynamy wyciągać paczki z pomocą, witają nas huki eksplozji. Miejscowi nawet tego nie zauważają. My też szybko się przyzwyczajamy, tak to działa. W szpitalu przebywa ponad 130 pacjentów i 600 lekarzy, pielęgniarek, ratowników i pracowników administracji. Dla nich wszystkich mieliśmy świąteczne podarunki.
Widać, że nasz przyjazd zakłócił codzienną rutynę. W rozdzielaniu paczek od razu pomaga nam dwóch mężczyzn, którzy zapewne akurat odwiedzali któregoś pacjenta. Wiele osób jest wyraźnie wzruszonych, a kilka kobiet aż się popłakało.
– Dziękuję za waszą pomoc – mówiła zapłakana kobieta, która przytuliła Anię z fundacji. – Dziękuję, że jesteście z nami!
Zachęcamy do dalszego wsparcia Ukraińców i Ukrainek w ramach uruchomionej 24 lutego wspólnej zbiórki PCPM i Gazeta.pl "Pomoc dla Ukrainy".