Położone na kilkuset wyspach Filipiny kojarzą się z trwającym cały rok sezonem turystycznym - pięknymi plażami, rafami koralowymi, przejrzystymi wodami wpisanymi na listę UNESCO, czynnymi i wygasłymi wulkanami i ostatecznie bajecznymi kurortami.
Tymczasem w jednej z prowincji po pięciu miesiącach zakończyła się bitwa z bojownikami tzw. Państwa Islamskiego. Mimo triumfu, jaki ogłosiły władze Filipin, miasto jest doszczętnie zrujnowane. Jego odbudowa pochłonie co najmniej miliard dolarów.
Konflikt rozpoczął się w maju, po tym jak służby filipińskie próbowały zaaresztować bojownika o pseudonimie Isnilon Hapilon, dowódcy grupy powiązanej z ISIS. Wówczas grupa Hapilona zwarła szyki z innymi zastępami dżihadystów w regionie i zdołała zająć część miasta.
Jak wyjaśniała w felietonie Paulina Wilk, wyspa Mindanao to jedyny obszar Filipin zajmowany głównie przez muzułmanów. Ataki na tę część Azji (Indonezja, Filipiny, Malezja) to poszukiwanie przyczółku po licznych porażkach tzw. Państwa Islamskiego na Bliskim Wschodzie.
Na wyspie wprowadzono stan wojenny. Prezydent Rodrigo Duterte, który na świecie zasłynął zapowiedzią antynarkotykowego pogromu. Od tego czasu 'sprawiedliwość' wymierzają już nie tylko służby mundurowe ale i zwykli przestępcy. Giną ludzie podejrzani zarówno o handel nielegalnymi substancjami, jak i zażywanie narkotyków.
Duterte i tym razem pozwolił na wszystko - wojskowi w imię wyzwolenia miasta mieli zezwolenie również na zbrodnie i gwałty. Prezydent obiecał, że nie poniosą konsekwencji swoich czynów.
Przed kilkoma dniami władze Filipin oświadczyły, że Marawi udało się odbić i w mieście nie ma już bojowników ISIS. W walkach zginęło około tysiąca osób. Szacuje się, że z Marawi uciekło aż 600 tysięcy mieszkańców.
Zdjęcia ukazują skalę zniszczeń miasta - zalegające na ulicach gruzy, szkielety budynków, wypalone meczety i góry śmieci. Rząd wstępnie oszacował koszty odbudowy Marawi na ponad miliard dolarów.
- Marawi było postępowym, rozwijającym się miastem ze średnią zabudową, szkołami, biznesem i pięknymi meczetami - mówił w rozmowie z 'The Manila Times' jeden z architektów, którzy wspierają odbudowę miasta.
- To wszystko zostało wypalone i zniszczone. Gdy usłyszeliśmy o tych tragicznych zdarzeniach, mieliśmy łzy w oczach - dodał architekt.
O tym, jak trudno jest patrzeć na ruiny i zniszczenia mówił też burmistrz Marawi. - Przypominają jak wiele ludzie wycierpieli przez te pięć miesięcy - wyjaśniał.
Właściwe rozbieranie ruin i wywożenie gruzu rozpocznie się po tym, jak saperzy rozbroją wszystkie pozostawione przez dżihadystów ładunki wybuchowe.
Każdego dnia walk zdesperowani mieszkańcy podejmowali próby ucieczki. Niektórzy wydostawali się z gruzów miasta na własną rękę, inni ratowani byli podczas ryzykownych misji, w których wojskowe lub cywilne jednostki ratunkowe zapuszczały się blisko linii frontu.
Uciekinierzy byli w opłakanym stanie - przez wielu dni nie mieli dostępu do jedzenia i wody, byli też przerażeni. - Niektórzy ocaleni nie mogą wypowiedzieć ani słowa. Inni płaczą i nie nawiązują żadnego kontaktu - opisywali wolontariusze.
- Nie byliśmy pewni, czy wzywający do wyjścia głos z megafonów to rzeczywiście armia, czy jednak islamiści. Ale zaufaliśmy Bogu - opowiadała w rozmowie z reporterem agencji AP jedna z ocalonych.
Jak relacjonowała kobieta, jej 7-letnia córeczka niosła zrobioną z koszulki białą flagę, która miała uchronić rodzinę od przypadkowego postrzelenia przez żołnierzy.
Zrujnowane Marawi po pięciu miesiącach walk.
Zrujnowane Marawi po pięciu miesiącach walk.