Bezludna wyspa koralowa Henderson leżąca na Oceanie Spokojnym jest domem dla czterech endemicznych gatunków ptaków. Organizacja BirdLife International uznała ją za ostoję ptaków IBA. Co więcej, została wpisana na listę światowego dziedzictwa kulturowego i naturalnego UNESCO. Ale oddalona 5 tys. km od najbliższego zamieszkałego terenu wyspa kryje też paskudny sekret. Na plaży znajduje się więcej plastikowych śmieci niż gdziekolwiek na świecie.
Wyspa leży w połowie drogi między Nową Zelandią a Chile. Do XIV wieku mieszkali na niej Polinezyjczycy, jednak od dawna jest bezludna. Teoretycznie oznacza to, że na 37 km kw. wyspy nie powinno być śmieci. Niestety, prawda wygląda inaczej. A wszystko za sprawą Wiru Południowopacyficznego.
Wyrzuca on na plaże Hendersona odpady z całego świata. "National Geographic" wymienia, że można tam znaleźć śmieci z Rosji, Stanów Zjednoczonych Ameryki, Europy, Afryki Południowej, Japonii i Chin. Śmieci przybywają tam w zatrważającym tempie.
Szacuje się, że na wyspie jest już ponad 38 milionów odpadków. To znaczy, że na metr kwadratowy wyspy przypada średnio 671 śmieci. Australijska badaczka Jennifer Lavers, która bada stopień zaśmiecenia wyspy, przyznała w rozmowie z AP, że jest on w "alarmujący".
Zespół badaczy zebrał próbki z pięciu równych miejsc na wyspie i oszacował, że znajduje się tam już ponad 17 ton plastikowych odpadków.
- To, co przytrafiło się wyspie Henderson pokazuje, że nawet w najdalszych częściach oceanu nie uciekniemy przed zanieczyszczeniem plastikiem - powiedziała Lavers.
To tym boleśniejsze, że Henderson, zamieszkana na przykład przez kraba palmowego, została swego czasu wpisana na listę UNESCO. Na stronie organizacji czytamy, że jest jednym z niewielu atoli, w którym nie widać działalności człowieka. Zobaczymy tam też galerię pięknych zdjęć Rona Van Oersa. Nie zobaczymy na nich jednak, w jakim stanie wyspa jest dzisiaj.