"10 lat - nie ma łatwego sposobu, aby to powiedzieć, opisać, zaakceptować. Pamiętam, że kiedy Madeleine zniknęła, nie byłam w stanie myśleć o tym w kategorii lat. Shawn Hornbeck był porwany i trzymany w ukryciu przez ponad cztery lata, Natascha Kampusch przez ponad osiem lat. Nie mogłam tak myśleć. Jednak stało się. Madeleine, nasza Madeleine - 10 lat" - napisali pod koniec kwietnia rodzice zaginionej dziewczynki na Facebooku.
Madeleine, córka Kate i Gerry'ego McCann, zaginęła 3 maja 2007 r. w portugalskim Algarve na kilka dni przed swoimi czwartymi urodzinami. Sprawa była niezwykle głośna - w znanym kurorcie zniknęło bez śladu małe dziecko. Rodzice dziewczynki wyszli na kolację do odległej o 50 metrów restauracji i co jakiś czas wracali do pokoju, by sprawdzić, czy z dziećmi wszystko w porządku. Około godziny 22 okazało się, że Madeleine zniknęła. Jej rodzeństwo nadal spało.
W sprawie Madeleine powstało wiele hipotez, m.in. podejrzewano rodziców (mieli tuszować śmierć dziewczynki), siatkę pedofilów, obsługę hotelową. Mimo rozesłania listów gończych i długotrwałego śledztwa los dziecka pozostaje nieznany.
Siedem lat po rozpoczęciu śledztwa brytyjska policja ogłosiła, że kolejność wydarzeń towarzyszących zaginięciu dziewczynki jest inna, niż do tej pory sądzono. Ujawniła też nowe fakty dotyczące okoliczności zaginięcia. Po odkryciu przez brytyjskich śledczych nowych tropów Portugalczycy w 2011 r. wznowili zamknięte trzy lata wcześniej śledztwo. W 2013 r. formalne śledztwo rozpoczęła również policja brytyjska. To postępowanie, znane jako Operacja Grange, pozostaje otwarte. W czerwcu 2014 r. policjanci z psami przeszukali kilka miejsc w kurorcie Praia de Luz, jednak nic nie znaleźli. Śledztwo trwa.
Po 10 latach rodzice podkreślają, że policjanci pracują nad sprawą Madeleine, a oni sami nie tracą nadziei. Tak jak przypomnieli w notatce na Facebooku - świat zna przypadki, w których zaginione dzieci udawało się odnaleźć po latach.
Wiedeń, 2 marca 1998 roku. 10-letnia Natascha Kampusch wyszła do szkoły zapłakana po kłótni z matką. Przechodzący obok mężczyzna wciągnął ją do białej furgonetki. Przez następne 3096 dni porywacz Wolfgang Priklopil był jednocześnie jej katem i jedyną, najważniejszą osobą w życiu.
Nataschy Kampusch udało się uwolnić dopiero po 8 latach. 23 sierpnia 2006 r. uciekła od Priklopila, wykorzystując chwilę jego nieuwagi. Niedługo potem o kobiecie usłyszał cały świat.
Priklopil, z zawodu technik komunikacyjny, zawiózł dziewczynkę do swojego domu w Strasshof, niedaleko Wiednia. Zamknął ją w małym pokoju umieszczonym pod garażem. Z sufitu zwisała jedna żarówka, na ścianie zamocowany był szumiący wentylator. Zapewniał, że jeśli "będzie grzeczna", to nic jej się nie stanie.
Priklopil za wszelką cenę próbował stworzyć sobie idealny świat, w którym porwana byłaby raz jego niewolnicą, raz partnerką, a innym razem workiem treningowym. Natascha miała go podziwiać i być mu bezwzględnie posłuszna. Porywacz znęcał się nad nią fizycznie i psychicznie. Po uciecze dziewczynki Wolfgang Priklopil popełnił samobójstwo, rzucając się pod pociąg.
Historię Nataschy Kampusch szybko poznał cały świat. Kobieta udzieliła wielu wywiadów, w 2010 r. wydała książkę "3096 dni" opisującą to, co przeżyła w piwnicy Priklopila. Prowadziła także program telewizyjny, angażuje się w działalność charytatywną.
Kidnapparen Priklopil filmade allt och kallade tio?riga Natascha sin "slav" #PlusNyheter https://t.co/4UWX8pOdax pic.twitter.com/S4ob0jN0TB
- AftonbladetPlus (@PlusAftonbladet) 4 kwietnia 2016
Elisabeth Fritzl przez blisko ćwierć wieku była przetrzymywana przez swojego ojca Josefa Fritzla w piwnicy swego domu w Amstetten, w kraju związkowym Dolna Austria. Emerytowany elektryk zamknął ją pod ziemią, gdy miała 18 lat. Kobieta byłą wielokrotnie gwałcona. Urodziła siedmioro dzieci.
Troje z nich mieszkało razem z Fritzlem i jego żoną, a troje z matką w piwnicy. Siódme dziecko, będące bliźniakiem jednego z synów, zmarło wkrótce po urodzeniu. Jego ciało zostało spalone przez ojca.
Mimo że dramat Elisabeth trwał 24 lata, ani sąsiedzi, ani miejscowa policja nie zainteresowali się, co się z nią dzieje. Wystarczyła im opowieść Fritzla, że córkę uprowadziła sekta.
Ofiarą Josefa Fritzla, 74-letniego emerytowanego elektryka z austriackiego Amstetten, była nie tylko jego córka Elisabeth, ale również własna matka. Mężczyzna zamurował ją w pokoju i więził do jej śmierci w 1980 roku. Jak tłumaczy, zrobił to z zemsty za cierpienia w dzieciństwie.
Elisabeth i jej dzieci udało się uwolnić po tym, jak najstarsza córka, Kerstin, straciła przytomność i Josef zgodził się zabrać ją do szpitala. Okazało się, że cierpi na zagrażającą życiu niewydolność nerek. Lekarze zauważyli nieścisłości w historii, przedstawianej im przez mężczyznę. Policja wznowiła śledztwo w sprawie poszukiwania Elisabeth. Tym czasem ona sama wynegocjowała z ojcem możliwość wyjścia z celi i udania się do szpitala. Policja zatrzymała ją i jej ojca i przesłuchała oboje. Po zeznaniach Elisabeth, 26 kwietnia 2008 roku policja zatrzymała 73-letniego wtedy Josefa.
Niecały rok później Fritzl został skazany na 15 lat więzienia. Obecnie odsiaduje wyrok.
W artykule z 2010 roku "The Independent" opisywał, co dzieje się z kobietą i jej dziećmi po uwolnieniu. Elisabeth żyła wtedy w domu w miejscowości, której nazwy media nie zdradzają. Miejsce jest pod stałym nadzorem przeciwko niechcianym gościom. Z policją współpracują mieszkańcy maleńkiej wioski. Kobieta zmieniła nie tylko miejsce zamieszkania, ale też nazwisko. Według relacji gazety, Elisabeth i jej dzieciom udaje się wieść "w miarę normalne życie" niewiarygodnie dobrze, biorąc pod uwagę to, przez co przeszli.
Ben Needham miał niespełna dwa lata, gdy w 24 lipca 1991 roku zaginął na greckiej wyspie Kod, gdzie brytyjska rodzina przebywała na wakacjach. Rodzice wciąż szukają dziecka lub miejsca, gdzie może znajdować się jego ciało.
Dziecko znajdowało się pod opieką dziadków, gdy jego mama udała się do hotelu w okolicy. Ben samodzielnie spacerował w okolicy remontowanego wtedy domu dziadków. W pewnym momencie jego rodzina zorientowała się, że chłopiec zniknął. Przez kilkanaście kolejnych dni policja, armia i straż pożarna prowadziły poszukiwania Bena. Przez kolejne lata pojawiały się dziesiątki zeznań o rzekomym zauważeniu chłopca, jednak żadne z nich się nie potwierdziło.
W 2016 roku mieszkaniec Kos poinformował brytyjską policję, że nieżyjący już operator koparki wyznał mu, że Ben zginął w wypadku, a mężczyzna ukrył jego ciało na placu budowy. W związku z tym przeprowadzono poszukiwania w tym miejscu. Nie udało się jednak odnaleźć szczątek chłopca.
W 2002 roku David Mitchell włamał się do domu Smartów w stanie Utah i porwał Elizabeth, grożąc jej nożem. W trakcie procesu Smart, teraz 23-letnia, opisywała, jak została kolejną "żoną" poligamisty Mitchella. Mówiła o codziennych gwałtach i "piekle" życia w górskim obozowisku. Po dziewięciu miesiącach dziewczyna została rozpoznana na ulicy w Salt Lake City, którą szła z Mitchellem i inną jego żoną.
Szeroko relacjonowana w mediach historia Elizabeth wstrząsnęła Amerykanami i uzmysłowiła im, jak powszechnym problemem są zaginięcia dzieci.
Wyrok zapadł dopiero w 2010 roku, bo od czasu aresztowania Mitchella w 2003 r. eksperci spierali się o jego zdrowie. Początkowo uznano, że proces jest niemożliwy ze względu na chorobę psychiczną porywacza. W końcu udało się jednak wnieść sprawę przed sąd. Obrońcy Mitchella nie zaprzeczali, że mężczyzna porwał Elizabeth, ale chcieli uznania go za niewinnego ze względu na niepoczytalność.
Mitchell trafiłby wówczas do zamkniętego szpitala psychiatrycznego. Rozpoczął się więc, jak to określały amerykańskie media, "festiwal biegłych". Eksperci badali zachowanie mężczyzny i czytali pisma religijne jego autorstwa. Kolejni specjaliści wzywani na świadków wykrywali u oskarżonego kolejne zaburzenia. Od rzadkich urojeń, po pedofilię, narcyzm i osobowość dyssocjalną.
Prokuratura powtarzała, że Mitchell to "kameleon-drapieżnik", który tylko udaje chorobę psychiczną, by uniknąć wyroku. Oskarżony regularnie był usuwany z sali rozpraw za głośne śpiewanie religijnych hymnów i kolęd. Proces trwał pięć tygodni.
Wreszcie rada przysięgłych uznała Davida Mitchella za poczytalnego i winnego porwania oraz uprowadzenia nieletniej przez granicę stanów w celach seksualnych. Maksymalna kara za każdy z tych zarzutów to dożywocie.
Amanda Berry zniknęła w 2003 roku, gdy miała 16 lat, w drodze powrotnej z pracy w barze szybkiej obsługi. Gina DeJesus zaginęła w 2004 roku jako 14-latka, kiedy wracała ze szkoły do domu. Później okazało się, że za porwaniem dziewczyn stał mężczyzna, który już od 2002 roku więził 36-letnią obecnie Michelle Knight.
Wszystkie były regularnie gwałcone i bite w jednym z domów w Cleveland w stanie Ohio. Kobiety wielokrotnie też zachodziły w ciążę, a porywacz biciem wywoływał u nich poronienia.
Do ich uwolnienia doszło na początku maja 2013 roku, gdy sąsiad, zaniepokojony krzykami w pobliskim domu, poszedł sprawdzić, co się dzieje, i odnalazł tam zaginione.
Rozszerzony akt oskarżenia obejmował 977 zarzutów. 53-letniego Ariela Castro oskarżono m.in. o uprowadzenie, uwięzienie, gwałcenie trzech młodych kobiet, które przetrzymywał przez blisko 10 lat w swoim domu w Cleveland w stanie Ohio. Według policji Castro bił i pętał swe ofiary. Podczas procesu bronił się, odrzucając większość oskarżeń.
- Ci ludzie starają się robić ze mnie potwora - powiedział przed sądem. I zaznaczył: - Nie jestem potworem. Jestem chory. Twierdził także, że porwane były szczęśliwe, żyjąc z nim. - W domu była harmonia - stwierdził.
Ostatecznie Castro miał zgodzić się na karę dożywocia i 1000 lat więzienia. W zamian prokuratorzy mieli nie wnosić o karę śmierci. Porozumienie między stronami miało m.in. oszczędzić ofiarom mężczyzny zeznawania przed sądem i powracania do bolesnych wspomnień. We wrześniu 2013 roku, po miesiącu odsiadki, mężczyzna powiesił się w swojej celi.
Nikola Sieczka została zabrana z domu przez ojca 25 października 2010. Miała wtedy pięć miesięcy, a więc dziś ma niecałe cztery lata. Jej los pozostaje nieznany. Norbert S., ojciec dziewczynki, twierdzi, że oddał dziecko matce.
Dwa lata później w rozmowie z "Życiem Siedleckim" opowiadał, że oddał następnego dnia Nikolę matce, która miała po nią przyjechać białym volkswagenem z obcymi ludźmi. Matka dziewczynki zaprzecza, żeby doszło do takiego przekazania.
Prokuratura Okręgowa w Siedlcach umorzyła postępowanie, w uzasadnieniu pisząc, że Nikola prawdopodobnie zmarła po porwaniu przez ojca. Nie udało się jednak postawić Norbertowi S. zarzutów doprowadzenia do śmierci, nigdy nie znaleziono też ciała dziewczynki.
Na stronie Fundacji Itaka Nicola wciąż widnieje jako zaginiona. W 2013 roku w romskim obozowisku w greckiej Farsali odnaleziono dziewczynkę, która wg. policji została porwana z Europy środkowo-wschodniej. Miała tyle lat, ile miałaby wtedy Nikola. Pojawiły się zatem podejrzenia, że może to był właśnie zaginiona dziewczynka. Nie potwierdziło się to jednak.
14 kwietnia 2015 roku 10-letnia Maja została porwana przez 31-letniego Adriana M., który leczył się psychiatrycznie. Dziewczynka nie wróciła ze szkoły. Adrian M. porwał ją wprost sprzed jej domu w Wołczkowie pod Szczecinem. Moment porwania nagrały kamery monitoringu. Nie zarejestrowały jednak numerów rejestracyjnych auta porywacza.
Dzięki akcji polskich i niemieckich policjantów udało się ustalić numery rejestracyjne. Tymczasem dzień później już w Niemczech samochód porywacza zepsuł się, a gdy ten próbował go naprawić, ktoś zawiadomił policję. Niemieccy funkcjonariusze szybko zatrzymali mężczyznę i uwolnili dziewczynkę,
Polska policja podkreślała, że udało się ją znaleźć tak szybko m.in. dzięki Child Alert. Była to pierwsza sprawa, w której uruchomiony został system działający w Polsce od listopada 2013 r.
Jak czytamy na stronie childalert.pl, jest to "system natychmiastowego rozpowszechniania wizerunku zaginionego dziecka za pośrednictwem dostępnych mediów". Celem systemu jest szybkie i skuteczne poszukiwanie zaginionych dzieci.
Po zgłoszeniu Child Alertu np. przez rodziców dziecka (na numer 995 lub childalert@policja.gov.pl), szef jednostki policji, która prowadzi poszukiwania, może podjąć decyzję o wszczęciu procedury. Jego wniosek jest przesyłany do Centrum Poszukiwań Osób Zaginionych, gdzie podejmowana jest ostateczna decyzja oraz uruchamiana procedura Child Alertu.
Informacje o zaginięciu Mai pojawiły na stronach KGP, MSW, na różnych portalach internetowych i stronach wielu mediów - telewizji informacyjnych, stacji radiowych, gazet. Rozpowszechniały one plakat ze zdjęciem dziewczynki, jej rysopisem, numerem Child Alert i apelem: "Zadzwoń. Nie działaj sam". Numer Child Alert jest linią bezpłatną.
Child Alert funkcjonuje obecnie w 11 krajach europejskich (m.in. w Niemczech, Francji, Holandii, Wielkiej Brytanii i Czechach) oraz na terenie Kanady, Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Zdaniem specjalistów statystyki pokazują, że w przypadkach zaginięć, w których program jest wykorzystywany, większość spraw udaje się pozytywnie rozwiązać.