Co się wydarzyło 10 kwietnia? Oto najważniejsze ustalenia w sprawie katastrofy Tu-154

- Mieliśmy do czynienia ze zbrodnią, z zabiciem pana prezydenta i polskiej elity, za co jest odpowiedzialna strona rosyjska - powiedział w zeszłym roku Antoni Macierewicz w internetowym programie "Tu jest Polska". Czas zderzyć teorie o zamachu z faktami. Dlatego przypominamy najważniejsze ustalenia rządowych komisji Jerzego Millera oraz Macieja Laska.
Smoleńsk, wrak TU-154 Smoleńsk, wrak TU-154 Wikipedia, CC BY-SA 2.5

Piloci prezydenckiego tupolewa nie mieli uprawnień do pilotowania tego samolotu

- Mieliśmy do czynienia ze zbrodnią, z zabiciem pana prezydenta i polskiej elity, za co jest odpowiedzialna strona rosyjska - powiedział w zeszłym roku Antoni Macierewicz w internetowym programie "Tu jest Polska". Czas zderzyć teorie zamachu z faktami. Dlatego przypominamy najważniejsze ustalenia rządowych komisji Jerzego Millera oraz Macieja Laska.

Każdy pilot musi systematycznie odnawiać swoje uprawnienia np. regularnie zaliczać lądowanie w trudnych warunkach atmosferycznych.

- Wojskowy regulamin lotów, czyli wojskowa biblia latania, mówi wprost: niewykonanie kontroli techniki pilotażu skutkuje zawieszeniem wszystkich uprawnień. Z całej załogi tupolewa 10 kwietnia 2010 r. tylko technik pokładowy miał prawidłowo nadane i ważne uprawnienia do wykonywania lotu - mówił w 2012 roku "Gazecie Wyborczej" Maciej Lasek, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

- Z formalnego punktu widzenia reszta nie miała prawa polecieć do Smoleńska - dodał.

TU-154, Okęcie TU-154, Okęcie Franciszek Mazur, Agencja Wyborcza.pl

Samolot w ogóle nie powinien wystartować z Okęcia do Smoleńska

Zgodnie z instrukcją wykonywania lotów, załoga samolotu podczas przygotowania do lotu musi otrzymać prognozę ostatnią (czyli najnowszą). Taka prognoza została sporządzona w Centrum Meteorologicznym Sił Zbrojnych RP jeszcze przed startem samolotu.

Prognoza mówiła o podstawie chmur 60 m, czyli o warunkach poniżej minimum do lądowania. Zapowiedź tak złych warunków na smoleńskim lotnisku była wystarczającym powodem, by od razu lecieć na lotnisko zapasowe.

Wbrew przepisom prognozę własną na krytyczny lot wydał Dyżurny Meteorolog Lotniska. Napisał w niej, że podstawa chmur wyniesie 200 do 300 m, a widzialność od 3 do 5 km.

Przez zaniedbanie i złamanie procedur właściwa prognoza nigdy nie trafiła jednak do załogi.

Smoleńsk, fragment wraku TU-154 Smoleńsk, fragment wraku TU-154 -

Złe przygotowanie lotu: nieczynne lotnisko zapasowe

Nawet gdyby z powodu złej pogody piloci zdecydowali się polecieć na lotnisko zapasowe w Witebsku na Białorusi, okazałoby się to niemożliwe.

Jak wynika z zapisu czarnej skrzynki, piloci byli przekonani, że Witebsk wchodzi w grę jako lotnisko zapasowe.

W rzeczywistości mieli błędne informacje. Lotnisko w Witebsku czynne było tylko w dni robocze (10 kwietnia była sobota). Drugim lotniskiem zapasowym był port lotniczy w Moskwie i to tam powinni skierować samolot piloci.

Dowodzi to, jak źle przygotowany był lot prezydenckiego samolotu. Lotnisko w Witebsku w ogóle nie powinno być wybrane jako lotnisko zapasowe w planie lotu.

Smoleńsk Smoleńsk -

Kapitan zdecydował się zniżyć samolot do niedopuszczalnej wysokości

Samolot rządowy zniżając się przed lotniskiem w Smoleńsku znalazł się ostatecznie na wysokości zaledwie 20 metrów nad ziemią nim rozpoczął próbę poderwania.

Przy istniejącym wówczas w Smoleńsku systemie nawigacyjnym, samolot może tam podchodzić do lądowania przy widoczności pionowej nie mniejszej niż 100 metrów, i poziomej nie mniejszej niż 1000 metrów.

Tymczasem widoczność pionowa (podstawa chmur) wynosiła wówczas 50 metrów, pozioma, ok. 300 metrów.

Co więcej, uprawnienia kapitania Protasiuka określały te minima dla niego na 120 metrów widoczności pionowej i 1800 poziomej. Zatem już będąc na wysokości 100 metrów nad ziemią kapitan prezydenckiego samolotu złamał przepisy.

Prezentacja raportu Millera Prezentacja raportu Millera Sławomir Kamiński, Agencja Wyborcza.pl

Załoga nie zareagowała na alarmy systemu TAWS

W trakcie zniżania do lądowania system alarmowy TAWS zaczął wydawać komunikaty: "Terrain ahead" i "Pull up". Załoga samolotu zignorowała jednak to ostrzeżenie.

Zdaniem komisji Millera brak prawidłowej znajomości urządzenia TAWS u pilotów pułku doprowadził "do wyrobienia nieprawidłowego nawyku ignorowania generowanych przez system TAWS ostrzeżeń".

Lotnicy z 36 pułku nie ćwiczyli na symulatorach sytuacji kryzysowych. W Polsce nie było takich urządzeń, a do Moskwy czy do Kijowa, gdzie są symulatory TU-154, dowódcy ich nie wysyłali.

Prezentacja raportu Millera Prezentacja raportu Millera Sławomir Kamiński, Agencja Wyborcza.pl

Komisja jednoznacznie wykluczyła wariant wybuchu

- Badania laboratoryjne próbek pobranych z wraku przeprowadzone przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji jednoznacznie wykluczyły, by na wraku były pozostałości materiałów wybuchowych - powiedział Maciej Lasek w rozmowie z PAP (8 kwietnia 2016).

- Teorii wybuchu zaprzecza też sekcja zwłok ministra Wassermanna przeprowadzona po ekshumacji w 2011 r. Nie wykazała pęknięcia błony bębenkowej ucha (to oczywiście informacja z mediów, bo nie miałem dostępu do wyników tych badań), a musiałoby do tego dojść podczas eksplozji - powiedział Maciej Lasek "Gazecie Wyborczej" w listopadzie 2012 roku.

- Gdyby wybuchy nastąpiły w kadłubie wzrost ciśnienia powinna zarejestrować czarna skrzynka. Żaden rejestrator (a były dwa od siebie niezależne) nie zanotował problemów z hermetyzacją kadłuba. Do samego końca system działa prawidłowo, a ciśnienie w kabinie w ostatnich minutach lotu jest równe ciśnieniu zewnętrznemu. Również rejestrator dźwięków w kokpicie nie nagrał odgłosu wybuchu - mówi Maciej Lasek.

Więcej o: