Gdyby to od Mateusza Morawieckiego zależał skład jego rządu, to połowy ministrów, albo i więcej, by w nim już nie zasiadało. Wpływ na skład ma jednak taki, jak na kształt własnej polityki. Posunąć może się tak daleko, jak pozwoli mu prezes PiS - ma jednak unikatową w całym PiS-ie zaletę: jest w stanie prezesa przekonać do swoich pomysłów.
Pierwszy rok Morawieckiego to głównie gaszenie pożarów, okraszane bombastyczną retoryką o sukcesach. Morawiecki dążył do zamknięcia frontu w relacjach z USA i Izraelem - doprowadził do skasowania ustawy o IPN, co jest jego ogromnym sukcesem. Choć wcześniej premier bez sensu dolał oliwy do ognia mówiąc o 'żydowskich sprawcach' Holokaustu. I jeszcze konflikt z Brukselą - tu do skutku doszedł błyskawiczny odwrót od czystki wśród sędziów Sądu Najwyższego. Wciąż jednak Polska jest na celowniku UE z powodu KRS i Trybunału Konstytucyjnego.
W gaszeniu pożarów ma zatem sukcesy, ale ukierunkowanych na przyszłość wielkich osiągnięć brak. Z kolei częste naciąganie faktów bądź zwyczajne kłamstwa budzą irytację. Podobnie szafowanie gigantycznymi kwotami na pięknie brzmiące programy, choć to w dużym stopniu te same pieniądze owijane w nowe sreberko. Mimo to w obozie PiS nie ma lepszego kandydata na szefa rządu.
Z punktu widzenia szeregowego obywatela rezultat tego roku premiera jest nikły. Flagowy program Mieszkanie+ utknął, choć to szef rządu ma nad nim nadzór. A ceny prądu będą szybować - jeśli nie teraz, to w kolejnych latach. Jednak z drugiej strony premier przepychał ułatwienia dla biznesu. Polska gospodarka jest rozpędzona, bezrobocie rekordowo niskie, pieniędzy na programy społeczne pod dostatkiem, bo budżet w świetnej kondycji.
Wicepremier ds. społecznych.
Beata Szydło męczy się w rządzie niemiłosiernie. Nie dlatego, że ma tyle pracy, ale z powodu degradacji i ciągłego przycinania jej znaczenia w ekipie rządzącej. Marzyła o posadzie komisarza w Komisji Europejskiej, ale ta wizja prysła. Z chęcią wyjechałaby już do Parlamentu Europejskiego, by tam odpocząć. Póki co, wietrzy jednak jakieś wewnątrzpartyjne zlecenie na nią.
Projekty Komitetu Społecznego, którym kieruje, nie powalają. Owszem, pomysł na emeryturę matczyną, jest ciekawy i przyniesie ulgę grupie rodziców z co najmniej czwórką dzieci, wyciągnie ich z biedy, ale w morzu społecznych potrzeb w Polsce, to mało. A w czasie protestu niepełnosprawnych była nieobecna.
Wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego.
Zamiast skupić się choćby na wielkim projekcie Muzeum Historii Polski na warszawskiej Cytadeli, to daje się ponosić temperamentowi publicysty. Jednym zdaniem, że PiS jest traktowany przez opozycję jak Żydzi przez Goebbelsa, wywołał scysję z Izraelem. Z co większych rzeczy obciąża go promowanie Macieja Świrskiego w zarządzie Polskiej Fundacji Narodowej i wojna z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, które odziedziczył po rządach PO. I jeszcze daje fundacji Lux Veritatis o. Tadeusza Rydzyka 70 mln zł na muzeum.
Jego resort serwował serial z zapowiedziami dekoncentracji i repolonizacji mediów, a jedynie ośmieszył się tu nieskutecznością. Udało się za to zdekoncentrować obchody 100-lecia niepodległości. Doprowadził do kupna za 100 mln euro kolekcji Fundacji Czartoryskich, co - mimo kontrowersji - można zaliczyć na jego plus.
Wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Krakowskiego inteligenta czasami ponosi. Tak było, gdy mówił, że rząd może nie respektować wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Potem się jednak krygował. Sens takich wyskoków jest żaden, oprócz chwilowego uwiarygodnienia się w najtwardszym elektoracie.
Oczkiem w głowie Gowina była Konstytucja dla Nauki i tu dopiął swego. Realne efekty działania ustawy będzie można zweryfikować dopiero po latach, ale teraz warto odnotować, że była ona przedyskutowana ze środowiskiem akademickim. A to w trwającej kadencji jest chlubnym wyjątkiem. W ich trakcie do projektu wprowadzono zresztą sporo zmian.
Minister finansów.
Niewidoczna profesjonalistka. Pochodzi z technokratycznego zaciągu premiera Morawieckiego. W mediach jest obecna rzadko. Po wybuchu afery KNF dawała uspokajające sygnały. Na jej konto można też notowaną obecnie zapisać nadwyżkę w budżecie państwa.
Z drugiej jednak strony ma na koncie podnoszenie podatków - choćby w postaci daniny solidarnościowej i utrzymywanie VAT-u na poziomie 23 proc., co jest złamaniem obietnic PiS.
Minister rolnictwa i rozwoju wsi.
Przede wszystkim: chce mu się. Po ministrze Krzysztofie Jurgielu każdy kolejny będzie od niego lepszy. A Ardanowskie jest lepszy o niebo. Broni lobby rolniczego i jego interesów. Przyszedł do resortu w momencie, gdy ministerstwo nie radziło sobie z dwiema podstawowymi dla rolników sprawami: plenienie się afrykańskiego pomoru świń i klęska suszy. Z pierwszym cały czas się nie uporał. Drugi problem mógł już tylko zasypać pieniędzmi.
Podjął też próbę podniesienia z dna hodowli koni arabskich - ale to projekt na lata. Najnowszy akord jego działalności, to przyjazd na zablokowana przez rolników autostradę A2. Kolejne takie protesty są kwestią czasu. Minister miał jednak choć odwagę, by do nich pojechać.
Minister infrastruktury.
Jego ministerstwo to już ogryzek. Ale zajmuje się budową dróg i koleją. Tu na plus można mu zaliczyć np. znalezienie pieniędzy na obwodnicę Krakowa. Na kolei fala remontów powoduje, że pociągi coraz częściej się spóźniają.
Bijąc w rządy PO-PSL Adamczyk efektowni rozwinął na mównicy sejmowej długą płachtę papieru z listą roszczeń wykonawców i podwykonawców budowy autostrad wobec poprzedniego rządu. Ale sam nie doprowadził do - choć byłą obiecywana - uchwalenia ustawy, która by cywilizowała ten rynek.
Minister sportu i turystyki.
Odziedziczone po poprzednich rządach 'Orliki' niszczeją - co trzeci nie nadaje się do użytku. Ale ministrowi trzeba oddać, że w sport młodzieży inwestuje w inny sposób - jest np. program 'Klub', z którego dofinansowane są tysiące klubów sportowych - na wynagrodzenie dla trenera, obozy sportowego czy sprzęt. Albo poprzez Narodową Bazę Talentów. Cieniem kładą się wciąż niewypłacone nagrody dla polskich mistrzów w siatkówce.
Minister obrony narodowej.
Mariusz Błaszczak na wojsku nie zna się w ogóle. Ale po Antonim Macierewiczu za zasługę uchodzi już nawet uspokojenie sytuacji w armii. Nie obiecuje bez sensu śmigłowców. Ale też jego - zastopowany przez premiera w ostatniej chwili - plan zakupu używanych fregat w Australii tylko ośmieszył Siły Zbrojne i sam MON. Podpisał za to kontrakt na dostawę systemu Patriot z USA, co jest postępem, ale offset jest de facto żaden.
Minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
Równie dobrze jego ministerstwa mogłoby nie być. Minister może jeszcze wiele razy wkopywać słupek na plaży, przez którą ma przebiegać przekop Mierzei Wiślanej. Może też odsłaniać kolejną stępkę (oś konstrukcyjną) pod budowę statku w stoczni. Gdyby nie był ulubieńcem o. Tadeusza Rydzyka, to ministrem też by nie był.
Koordynator ds. służb specjalnych.
Służby zadziałały wolno ws. afery KNF. Pozwoliły, by były już szef Komisji Marek Ch. wrócił spokojnie z Singapuru i zajrzał do swojego gabinetu. CBA zatrzymało go dopiero później, a przecież afera KNF jest najdonioślejszą aferą tego roku. Faktem też jest, że gdyby nie koligacje rodzinne, to jego syn nie dostałby pracy w Banku Światowym.
Ministrowi oddać z kolei trzeba, że służby nadzór już mają.
Minister, pełnomocniczka ds. pomocy humanitarnej.
Konstytucyjnymi ministrem została tylko dlatego, że Solidarna Polska ma mieć dwóch ministrów. Dla Kempy fotel pełnomocniczki to tylko przystanek, bo chce bardzo trafić do Parlamentu Europejskiego. Jeździ po świecie, by dystrybuować pomoc humanitarną z Polski i jednocześnie dbać o wizerunek państwa jako niosącego pomoc. Ale uderzający jest jej brak pozytywnej odpowiedzi na postulat Episkopatu, by stworzyć korytarze humanitarne do Polski dla uchodźców.
Minister środowiska.
Zakończył bezsensowny konflikt z Komisją Europejską o wycinkę w Puszczy Białowieskiej. Ustawa eliminująca piece 'kopciuchy' weszła w życie. A także przepisy dotyczące monitorowania i kontroli jakości paliw stałych (choć to akurat rozporządzenia ministra energii). Szczyt klimatyczny COP24 zorganizowano sprawnie, ale i tak wszyscy musieli wyjechać z Katowic z przeświadczeniem, że Polska stoi węglem i smogiem. Ucywilizował prawo łowieckie.
Ministrowi środowiska nie przeszkadza nawet rosyjski węgiel, którego import jest z roku na rok większy. Elektromobilność leży.
Minister rodziny, pracy i polityki społecznej.
Rafalska cały czas jest kojarzona przede wszystkim z 500+. Bardzo niskie bezrobocie i sprawne realizowanie tego największego programu społecznego - z tego może być dumna. Wzrosła za to pensja minimalna i minimalna stawka godzinowa. Brakuje za to nowych, wielkich projektów, które mogłyby stać się nowym 500+.
Minister energii.
Ten plus to z czystej złośliwości. Za jego politykę zapłacą wszyscy. Zdrowiem albo pieniędzmi. A najpewniej i jednym, i drugim. Polityk ten nigdy nie powinien być ministrem. Resort wciąż inwestuje w energetykę węglową. Ma właśnie startować z budową ostatniego tak wielkiego węglowego bloku energetycznego nie tylko w Polsce, ale i w Europie - Ostrołęką C. To akurat okręg wyborczy Tchórzewskiego. Energia z tego bloku będzie zwyczajnie droga, a do tego brudna. Na jej potrzeby z czasem i tak będzie trzeba spalać nie polskie 'czarne złoto', ale to importowane z Rosji. Zamiast inwestować w tańszą zieloną energię - pochodzącą choćby z wiatraków - resort woli technologię odchodzącą do skansenów. W miksie energetycznym Polski udział zielonej energii spadł.
Wartość spółek energetycznych jest najniższa w historii. Projekt elektrowni atomowej leży. Sam minister w tym, co mówi, jest z kolei bardzo zmienny.
Minister edukacji narodowej.
Najbardziej zadowolona z siebie minister w rządzie. Jej zachwytu nad sobą nie podzielają jednak rodzice i młodzież, którzy ucierpieli na likwidacji gimnazjów i wycofaniu się z obniżenia wieku obowiązku szkolnego. Te dwie flagowe obietnice zrealizowała sprawnie, ale kosztem części uczniów i dzieci z najbiedniejszych rodzin, bo te na szybszym pójściu do szkoły zyskiwały. Podstawy programowe powstawały w pędzie. Szkodliwych dla edukacji zapisów Karty nauczyciela pani minister nawet nie tknęła. Zamiast skupić się na realnym poprawianiu programów i podnoszenia jakości nauczycieli, podnoszeniu wymagań dla nich i podwyżek za cięższą pracę całą para poszła w gwizdek.
Do tego doszedł nieformalny strajk nauczycieli, którzy masowo biorą zwolnienia lekarskie. Gratulować można tylko samopoczucia.
Minister sprawiedliwości, prokurator generalny.
Prokuratura pod wodzą Zbigniewa Ziobry stała się narzędziem polityki. Widać to choćby po widowiskowych zatrzymaniach byłych szefów KNF, by stworzyć wrażenie, że to w czasach rządów PO KNF się zdegenerowała. Takie działanie, zwłaszcza wobec Wojciecha Kwaśniaka, który omal nie został zakatowany na zlecenie ludzi ze SKOK Wołomin, jest haniebne.
Wydłuża się czas trwania procesów - mimo wymiany wielu prezesów sędziów. Personalna czystka w Sądzie Najwyższym została odwrócona, a Ziobro nie miał na to najmniejszego wpływu. Do SN wrócili również sędziowie jak Józef Iwulski, który ma na sumieniu wydawanie wyroków na opozycjonistów w stanie wojennym. Jeśli mierzyć zasługi Ziobry właśnie usunięciem pojedynczych sędziów z czasów komunizmy, to poniósł porażkę.
Spada na niego także bezsensowna - a potem odwołana - walka prokuratury z TVN-em za reportaż o polskich nazistach.
Z drugiej strony ministerstwo pod wodzą Ziobry zapędziło więźniów do pracy. Prokuratura prężniej wzięła się za wyłudzenia VAT-u, choć śledztwa często bywają spadkiem z poprzednich lat. Z myślą o ludziach resort wziął się z kolei za zmianę prawa tak, aby karać za przekręcanie liczników w autach.
Minister spraw wewnętrznych i administracji.
Protest policji udało mu się ugasić za cenę - co słuszne - podwyżek, ale też - co jest już nieuczciwe wobec innych grup zawodowych - skrócenia wieku emerytalnego funkcjonariuszy. Nic nie usprawiedliwia tego, że utrzymuje na stanowisku swojego zastępcę Jarosława Zielińskiego. Służba Ochrony Państwa, która miała być nową jakością, rozbija kolejne samochody i traci funkcjonariuszy.
Minister spraw zagranicznych.
Styl ma znaczenie. Po Witoldzie Waszczykowskim, który poruszał się jak słoń w składzie porcelany, Czaputowicz to maestro dyplomacji. Kształt polityki zagranicznej nie zależy jednak od niego. Ponosi go jednak czasami, jak choćby wtedy, gdy powiedział o Francji jako 'chorym człowieku Europy'.
Minister przedsiębiorczości i technologi.
Ulubienica Jarosława Gowina. Dla jego protegowanej szukano fotela w rządzie Mateusza Morawieckiego. Trzeba jej przyznać: jest nastawiona bardzo probiznesowo. Angażuje się w promocję polskiego biznesu i jego rozwój, ale wielkich efektów ciągle brak.
Minister inwestycji i rozwoju.
Zaufany człowiek premiera. Jako minister nie był jednak w stanie zmienić tego, że motorem wzrostu polskiego PKB jest wciąż konsumpcja, a nie inwestycje. Bardzo angażował się w kampanii samorządowej obiecując, że za kandydatami PiS popłyną też rządowe pieniądze. Brak jego wyraźnego głosu w sprawach takich jak budżet strefy euro czy budżetu UE po Brexicie. Polska przegrała też batalię o pracowników delegowanych.
Minister zdrowia.
Doszedł do porozumienia z lekarzami rezydentami, choć ci później zarzucili mu, że ich oszukuje przy realizacji ustaleń. Program wspierania prokreacji poprzez naprotechnologię jest drogim gniotem. Minister skąpi z to - z powodów światopoglądowych, ale i politycznych - na program dofinansowania in vitro. Kolejki do lekarzy się nie skróciły. Leków dla seniorów to efektowna fikcja. Przeprowadził ustawę, która przewidująca stopniowy wzrost wydatków na służbę zdrowia do 6 proc. PKB w 2024 r.
Minister cyfryzacji.
Skutecznie nie przypomina o swoim istnieniu, choć są oczywiście postępy w cyfryzacji państwa. Można zgłosić online narodziny dziecka albo sprawdzić przez internet historię auta. Ale z drugiej strony zdarzają się wpadki. Podczas wyborów okazało się, że przez niedopracowanie systemu ePUAP część wyborców nie mogła zagłosować.