Leciała kostka brukowa, w 2011 roku spalono samochód TVN, w 2013 Tęczę. W 2018 r. Marsz Niepodległości narodowców zakazany

Marsz Niepodległości zakazany
Ustępująca prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz ogłosiła swoją decyzję podczas konferencji.
- Warszawa dość już się wycierpiała przez agresywny nacjonalizm - powiedziała.
Przyglądając się wydarzeniom, do których doszło w poprzednich latach, trudno nie przyznać prezydent racji. Wystarczy tylko wspomnieć o zniszczonych wiatach przystankowych, rzucaniu kostką brukową, rannych policjantach, aresztowaniach czy spalonej Tęczy.

Marsz Niepodległości 2011
W 2011 roku odbył się pierwszy Marsz Niepodległości organizowany przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, do którego należą głównie osoby o poglądach narodowych. Zarówno prezes stowarzyszenia - Robert Bąkiewicz - jak i zastępca - Witold Tumanowicz są związani z narodowymi ugrupowaniami - ONR-em i Ruchem Narodowym.
Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Gdy narodowcy przeszli ulicami Warszawy straty były znaczące. Miasto wyliczyło je na 72 tysiące złotych. Największe poniósł Zarząd Transportu Miejskiego, musiał wydać ponad 50 tysięcy na naprawę zniszczonych wiat przystankowych. Za samo sprzątanie trzeba było zapłacić 15 tysięcy.

Samochód TVN płonie
Zamieszki trwały przez kilka godzin. Większość zniszczeń i burd miało miejsce w okolicach centrum miasta.
Na placu Konstytucji leciały szklane butelki, kamienie, race i petardy, a nawet kostka brukowa, którą chuligani wyrwali z chodników. Niebezpiecznie było też na placu Na Rozdrożu. Tam grupa osób podpaliła dwa samochody, w tym samochód transmisyjny TVN.
Po zamieszkach zatrzymano 210 osób. Większość z nich za naruszenie nietykalności policjantów, którzy pilnowali Marszu. Około 40 funkcjonariuszy miało lekkie uszkodzenia po starciu z narodowcami.
Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta

Marsz Niepodległości 2012
Podobny scenariusz Marszu Niepodległości mieliśmy w Warszawie rok później. Rzecznik prasowy Urzędu Miasto mówił wtedy, że straty wyniosły około 50 tysięcy złotych - 30 tysięcy na sprzątanie i 20 na naprawę zdewastowanej infrastruktury.
- Powyrywane płyty chodnikowe, kostka brukowa, poprzewracane znaki drogowe i uszkodzona sygnalizacja na jednym ze skrzyżowań - wyliczał rzecznik Bartosz Milczarczyk.
Fot. Adam Stępień / Agencja Gaze
Dochodziło do bójek. Część z nich, gdy zamaskowani chuligani próbowali atakować policjantów. Funkcjonariusze musieli użyć broni gładkolufowej i gazu pieprzowego. W 2012 roku aresztowano 176 osób, a rannych było 22.

Płonie Tęcza, na Ambasadę Rosji lecą race
W 2013 roku straty wyniosły aż 120 tysięcy złotych.
Podczas Marszu Niepodległości spłonęła instalacja Tęcza, na placu Zbawiciela. Uczestnicy mieli iść ulicą Waryńskiego, ale nagle skręcili na plac. W ciągu kilku minut instalacja spłonęła doszczętnie. Na miejscu od razu zjawili się strażacy, ale nie zostali dopuszczeni do pożaru przez uczestników marszu - obrzucono ich kamieniami. Zaledwie kilka dni wcześniej miasto odnowiło Tęczę po poprzednim podpaleniu. Wydano na to 64 tysiące złotych.
11 listopada 2013 roku podpalono również policyjną budkę przy rosyjskiej ambasadzie w Warszawie. Uczestnicy marszu obrzucili ją racami.
Były oczywiście również "standardowe" zniszczenia: wyrywane kostki brukowe i słupki, powykrzywiane znaki drogowe, wybite szyby w autach...
Marsz Niepodległości został w 2013 roku rozwiązany decyzją prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz.

W stronę policji leciały kamienie i rowery
Rok później doszło do poważnych zamieszek chuliganów z policją. 11 listopada 2014 r. na komendę doprowadzono 270 osób. 47 osób zostało rannych, w tym 23 policjantów.
W 2014 r. Marsz Niepodległości poszedł inną trasą i zakończył się przy Stadionie Narodowym. Do zamieszek doszło już na samym początku (chuligani rzucali race w kierunku policji), ale do największego starcia doszło przy stadionie. Grupa kilkuset osób odłączyła się od pochodu i ruszyła na funkcjonariuszy.
Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
Bojówkarze rzucali w stronę policjantów kostką brukową, butelkami, racami, a nawet rowerami Veturillo.
Straty wyceniono na 90 tysięcy złotych.
TV Republika czy TVN?
Demonstranci nie uszanowali nawet dziennikarza Telewizji Republika.
Podczas wejścia na żywo, Bartłomieja Graczaka, tłum demonstrantów, który przechodził obok, pomylił z dziennikarzem TVN. "Je*ać TVN" - krzyczeli maszerujący, rzucając w dziennikarza kamieniami, szklanymi butelkami i petardami.
- Obawiam się, że dostanę czymś zaraz w twarz, więc też usuwam się w cień - zakończył wejście Graczak.

Wyjątkowo spokojnie w 2015 i 2016 roku
Podczas Marszu Niepodległości w 2015 roku i 2016 było wyjątkowo spokojnie. To były pierwsze od lat marsze narodowców, które nie zakończył się bójkami i dewastacją miasta.
W 2015 r. doszło tylko do jednego drobnego (i dziwnego) incydentu. W pewnym momencie grupka osób odłączyła się i zaczęła biec w stronę ronda. Wyglądali, jakby chcieli się z kimś bić. Szybko jednak zawrócili, bo okazało się, że na rondzie nikogo nie ma.
Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta
Policja zwracała tylko uwagę, że podczas marszu używano zakazanych przedmiotów pirotechnicznych - rac i petard. Nikomu nic się jednak nie stało.

Kopali i wyzywali kobiety
Po dwóch spokojnych latach przyszedł rok 2017. Wtedy doszło do skandalicznego zdarzenia. Na marszu narodowców pojawiły się działaczki Obywateli RP i Strajku Kobiet, które rozwinęły wewnątrz tłumu transparenty z hasłem antyfaszystowskim. Od razu zostały zaatakowane przez innych uczestników. Gdy usiadły na ziemi, były wyzywane i szarpane. Niektórzy mężczyźni zaczęli je nawet kopać.
Sprawa trafiła do prokuratury, ale śledztwo umorzono, stwierdzając, że atakujący w ten sposób "okazywali niezadowolenie".
Poza tym było spokojnie. Nikt nie chciał bić policjantów. Odpalono tylko zakazane race.