"Super Express" podsumował, którzy posłowie, od początku tej kadencji (czyli w niecałe trzy lata), najczęściej latali samolotem i jakie koszty poniesiono w związku z tymi podróżami. Dane o tych lotach obejmują okres od początku kadencji do końca czerwca 2018 roku.
Na liście 10. najczęściej latających posłów znalazło się sześciu polityków Platformy Obywatelskiej, dwóch z PiS oraz po jednym z klubu PSL-UED i koła Liberalno-Społeczni.
Rekordzistą pod względem przelotów jest Szymon Ziółkowski z PO, który od początku kadencji skorzystał z samolot 402 razy, co kosztowało 230 tys. zł. Jak przekonywał w rozmowie z "SE", "nie wykorzystał wszystkich biletów, więc tych lotów mogło być mniej".
Gazeta.pl sprawdziła, czy częste loty ułatwiają posłowi PO dotarcie do Sejmu: wziął on udział w prawie 92 proc. głosowań, mniej więcej tyle ile szef jego partii Grzegorz Schetyna. To daje mu miejsce w trzeciej setce posłów pod względem obecności.
Tuż za Ziółkowskim uplasował się były poseł PO, a obecnie członek klubu PSL-UED Jacek Protasiewicz, który odbył 401 lotów za 229 tys. zł. Zapytany przez Gazeta.pl o swoje podróże Protasiewicz odpowiada:
- To nie chodzi przecież o zagraniczne delegacje, ale przemieszczanie się po Polsce. Samolot, jak i pociąg, to środek komunikacji, zapewniony posłom do wykonywania obowiązków, podobnie jak bezpłatne noclegi w hotelu sejmowym. To czynienie zarzutu z tego, że parlamentarzysta jest aktywny - stwierdza w rozmowie z Gazeta.pl.
Poseł zaznacza przy tym, że trochę winny tej sytuacji jest marszałek Sejmu, który skraca posiedzenia Sejmu, często do 2-3 dni dwa razy w miesiącu.
- Bierny poseł siedzi w biurze, aktywny - przyjmuje zaproszenia z całej Polski. A jeśli jest aktywny, to często jest zapraszany do radia lub telewizji. I wtedy musi specjalnie przylecieć do Warszawy - mówi Protasiewicz.
Protasiewicz rzadziej niż 1. na liście Ziółkowski bierze udział w sejmowych głosowaniach. Od początku kadencji wziął udział w 85 proc. z nich.
359 lotów i 203 tys. zł - to wynik posła Platformy Obywatelskiej Bartosza Arłukowicza, który zajął 3. miejsce w zestawieniu. Podobnie jak jego klubowy kolega, Arłukowicz w Sejmie pojawiał się stosunkowo często: wziął udział w prawie 92 proc. głosowań.
Dla porównania: absolutny rekordzista, poseł Prawa i Sprawiedliwości, Dariusz Kubiak wziął udział w 6087 głosowaniach, czyli w 99,95 proc. wszystkich w tej kadencji.
Poseł Platformy Obywatelskiej Borys Budka latał 357 razy, co kosztowało około 204 tys. zł. Jednak nie zgadza się on z takim przedstawianiem, w negatywnym świetle, wydatków na poselskie podróże.
- Tylko w tym roku miałem blisko 40 otwartych spotkań w całej Polsce. Byłem w każdym województwie. Korzystam nie tylko z samolotu, ale i pociągu czy prywatnego samochodu. Kiedyś powiedziałem nawet, że moim marzeniem jest, by być na pierwszym miejscu tej listy parlamentarzystów, którzy najczęściej podróżują. To oznaczałoby, że odbyłbym jeszcze więcej spotkań. Te podróże to narzędzie pracy, tymczasem tabloidy piętnują aktywność poselską - mówi Gazeta.pl poseł.
Dodaje przy tym, że po prostu wybiera podróżowanie samolotem, ponieważ to najszybsza forma dotarcia w różne miejsca w kraju. - Zdaję sobie sprawę, że to budzi emocje, ale każda ta podróż związana jest z wykonywaniem mandatu, docieraniem na posiedzenia Sejmu, komisji czy KRS, a ja mieszkam na Śląsku. Wsiadam w samolot i dzięki temu jestem najszybciej - kwituje.
Borys Budka w brał udział w około 84,5 proc. głosowań w Sejmie - to jeden z gorszych wyników (w sejmowych statystykach zajmuje 402. miejsce).
Poseł Prawa i Sprawiedliwości Wiesław Janczyk, do niedawna też wiceminister finansów, zajął 5. miejsce na liście najczęściej podróżujących samolotami posłów. Od początku kadencji "wylatał" 188 tys. zł podczas 329 lotów.
Mimo częstych podróży i łączenia mandatu z funkcją w ministerstwie, co warto odnotować, Janczyk jest jednym ze skrupulatniejszych posłów. Wziął udział w 99,34 proc. wszystkich sejmowych głosowań, co daje mu miejsce w pierwszej 50. parlamentarzystów pod tym względem.
Były poseł Nowoczesnej, a obecnie parlamentarzysta Platformy Obywatelskiej, Grzegorz Furgo także często podróżuje samolotem. "SE" naliczyło mu 313 lotów, które kosztowały 179 tys. zł.
Według sejmowych statystyk z kolei Furgo opuszcza co 10. sejmowe głosowanie, notując 90 proc. obecności. Czy to kiepski wynik? Na pewno daleki od najgorszego posła, a jego klubowego kolegi, Mariana Zembali. Były minister zdrowia jest na samym końcu listy, jeśli chodzi o obecność na głosowaniach: pojawił się na 3850 z nich, czyli zaledwie na 63 proc. ze wszystkich.
Podróżowanie samolotem kiedyś przyczyniło się do sporego zamieszania w Nowoczesnej, chodzi oczywiście o sprawę z wycieczką na Maderę. 7. miejsce zestawienia przypadło bohaterce tamtych wydarzeń, Joannie Schmidt, która jako posłanka Nowoczesnej, a teraz koła Liberalno-Społecznych, latała samolotem 305 razy za 174,5 tys. zł.
Ułatwione poruszanie się po Polsce nie przekłada się jednak w przypadku Schmidt na obecność w Sejmie: posłanka wzięła udział w 86 proc. głosowań, co jest wynikiem dającym jej miejsce w ogonie parlamentarzystów tej kadencji.
Kolejnym politykiem PO w zestawieniu jest Adam Korol, były minister sportu, który latał 302 razy za 173 tys. zł. Parlamentarzysta też nie zawsze pojawia się w Sejmie - omijał mniej więcej co 10. głosowanie (wziął udział w 89 proc. wszystkich).
Joanna Augustynowska, poprzednio w Nowoczesnej, a obecnie w barwach Platformy Obywatelskiej, znalazła się na liście za sprawą 299 lotów od początku kadencji za kwotę 171 tys. zł. Posłanka wzięła udział w 84 proc. wszystkich głosowań, co jest jednym z gorszych wyników w tej kadencji.
Listę zamyka szef KPRM i jednocześnie poseł Prawa i Sprawiedliwości Michał Dworczyk. Od początku kadencji odbył 297 lotów za 170 tys. zł. Wcześniej Dworczyk pełnił też równocześnie funkcję wiceministra obrony narodowej, łączył więc pracę parlamentarzysty z obowiązkami wobec ministerstwa.
Mimo sporej liczby obowiązków Dworczyk notuje nie najgorszy wynik pod względem liczby głosowań w Sejmie: wziął udział w prawie 93 proc. z nich.