W środę prezydent zapowiedział, że podpisze dwie złożone przez siebie ustawy, które po przejściu całej drogi trafiły na jego biurko.
- To były moje ustawy, nie było żadnego powodu, żeby ich nie podpisywać. Chciałbym bardzo, żeby te ustawy zostały rzetelnie przeczytane, przeanalizowane przez instytucje europejskie, żeby była merytoryczna dyskusja, a nie polityczne działania - powiedział Andrzej Duda.
Stwierdził, że "sędziowie nie powinni być kastą, a wszyscy przedstawiciele władz, ustawodawczej, wykonawczej, sądowniczej, powinni być sługami obywateli".
Tymczasem jak wynika z badanie przeprowadzonego na zlecenie "Rzeczpospolitej" przez IBRIS aż 53 proc. badanych nie chce, by złożył on swój podpis pod ustawami. 34 proc. było przeciwnego zdania, a 13 proc. nie miało sprecyzowanej opinii. Oczywiście Andrzej Duda ma za sobą wyborców PiS. Popiera go 86 proc. pytanych przez pracownię. Nieco mniej entuzjazmu dla tych zapowiedzi wykazują wyborczy Kukiz 15. Zwolennicy pozostałych partii miażdżąco krytycznie odnoszą się planów prezydenta.
Badanie przeprowadzono w dniach 14 - 15 grudnia.
Do tej pory członkowie Krajowej Rady Sądownictwa byli wybierani w większości przez środowiska sędziowskie. Zgodnie z nowelizacją, PiS może wskazać do KRS maksymalnie aż 11 sędziów. W takim wariancie pozostałą czwórkę będą stanowili kandydaci aktualnej opozycji, o ile ta ich zgłosi.
Nowelizacja ustawy o KRS przewiduje m.in. wybór przez Sejm sędziów do KRS większością 3/5 głosów. Tak duża większość potrzebna jest jednak tylko w pierwszym głosowaniu. Co jeśli się nie uda? Przepisy przewidują proste rozwiązanie. W razie spodziewanego klinczu wystarczy po prostu bezwzględna większość głosów, którą PiS dysponuje z nawiązką.
Kolejna ustawa przewiduje rewolucję w Sądzie Najwyższym. Jeśli wejdzie ona w życie, blisko 40 proc. sędziów przejdzie w stan spoczynku.