Sporo zmian czeka przede wszystkim komisarzy wyborczych. To najprościej mówiąc przedstawiciele Państwowej Komisji Wyborczej w terenie. Jest ich w sumie 51. Dziś każdy z nich jest sędzią - niezależnym i niezawisłym, który z zasady nie może być członkiem partii politycznej.
Teraz PiS chce wymienić wszystkich komisarzy. Będzie ich w dodatku dużo, dużo więcej - w całym kraju prawie 400. Do pełnienia tej funkcji wystarczy zaś już tylko wyższe wykształcenie prawnicze. Jednocześnie w projekcie nie ma ani słowa o obowiązkowej apolityczności komisarzy.
Co więcej, 9-osobowa PKW będzie miała na ich rekrutację tylko 60 dni. Zostaną więc - jeśli w ogóle się to uda - wyłonieni dosłownie na chwilę przed głosowaniem.
Zadaniem nowych komisarzy będzie wytyczenie zupełnie nowych okręgów wyborczych. To kolejna istotna zmiana, bo dziś decydują o tym same samorządy. Nie wiadomo, jakimi kryteriami przy podziale na okręgi będą się kierować nowi komisarze.
Wiadomo natomiast, że w wyborach do rad mniejszych gmin znikną jednomandatowe okręgi wyborcze. Okręgi w wyborach do rad miast na prawach powiatu, rad powiatów i sejmików wojewódzkich będą z kolei mogły być zmniejszone.
Obie te zmiany to duże ryzyko dla małych partii czy ruchów miejskich - mniejsze okręgi minimalizują bowiem ich szanse na sukces wyborczy.
Nowością w lokalu wyborczym będą kamery, dzięki którym przebieg głosowania będzie transmitowany na żywo w internecie. To jednak nie jedyna zmiana - organizacją wyborów zajmą się dwie osobne komisje wyborcze.
Pierwsza, tak jak do tej pory, będzie się zajmowała tylko wydawaniem kart do głosowania. Druga, już po zamknięciu lokalu wyborczego, będzie natomiast tylko liczyła głosy. PiS argumentuje, że takie rozwiązanie jest stosowane m.in. w Wielkiej Brytanii, a jego celem jest równe rozłożenie obowiązków tak, by żadna z komisji nie była "przemęczona".
Transmitowanie przebiegu głosowania oraz podwojenie składów komisji wyborczych wygeneruje siłą rzeczy dodatkowe koszty. I to niemałe. Według starych zasad wybory samorządowe w 2018 roku będą kosztowały ponad 300 mln złotych. Po zmianach suma ta będzie dwa razy wyższa.
Kolejna zmiana dotyczy znaku, który umieszczamy na karcie do głosowania. Dziś muszą to być dwie linie przecinające się w kratce, czyli popularny "x". PiS chce tę definicję zmienić - od teraz będą to co najmniej dwie przecinające się linie.
Zmiana pozornie niewielka, ale PKW spodziewa się chaosu. Zgodnie z nową definicją za ważne będą mogły bowiem być uważane głosy ze znakami innymi niż "x". Na przykład "gwiazdka" albo "#". Nie wiadomo jednak, jakie jeszcze pomysły będą mieli wyborcy i jak w rezultacie będą to interpretowały komisje liczące głosy. Liczenie może się przeciągać.
Co więcej, ważny będzie również głos, na którym np. jedna kratka będzie zamazana, a dopiero w drugiej znajdzie "x" lub inny znak. Dziś taki głos jest traktowany jako nieważny.
Na koniec zmiany dotkną samą Państwową Komisję Wyborczą. Dziś składa się ona z 9 sędziów - po trzy osoby wskazują Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy oraz Naczelny Sąd Administracyjny. Po zmianach nadal będzie to 9 osób. Zmienią się jednak proporcje.
PiS chce, by TK oraz NSA wskazywały tylko po jednej osobie. Pozostałe siedem wybierze Sejm, z czego trzy wskaże największa partia. Nie ma jednak pewności, czy będzie to PiS, bo w przypadku PKW zmiany mają wejść w życie w 2019 roku - czyli po następnych wyborach parlamentarnych.
Choć niewykluczone, że PiS będzie chciał wymienić skład Państwowej Komisji Wyborczej jeszcze przed wyborami samorządowymi w 2018 roku. Taką nieoficjalną informację podał reporter radia RMF FM.