W poniedziałek białostocka policja została powiadomiona o wybuchu w jednym z pomieszczeń biurowych administratora pasażu handlowego. Wybuchła część prymitywnej bomby - prawdopodobnie petardy, jednak nie doprowadziło to do eksplozji butelek z benzyną.
W pomieszczeniu znajdował się wtedy jeden z pracowników pasażu, ale nic mu się nie stało. Sprawę przejęli policjanci CBŚP, którzy wkrótce ustalili, że 65-letni pracownik poprosił o skonstruowanie ładunku wybuchowego 35-letniego kolegę, który także pracował w tym pasażu handlowym. Jak się okazało, doświadczenie "pirotechniczne" zdobywał na poddaszu swojego domu.
Śledczy ustalają motywy podłożenia prymitywnej bomby, ale według policjantów z Białegostoku, jeden z zatrzymanych chciał swoim czynem "odzyskać szacunek innych ludzi". Drugi z kolei liczył na szybki zarobek.
W Prokuraturze Rejonowej Białystok-Północ mężczyznom postawiono zarzuty zagrożenia życia lub zdrowia wielu osób, a także próby zniszczenia mienia przez wywołanie eksplozji materiałów wybuchowych. Grozi im do dziesięciu lat więzienia.