Do zdarzenia doszło w poniedziałek ok. godz. 17. Poszukiwania 28-letniego pilota tuż po wypadku trwały według różnych doniesień od 1,5 do nawet 3 godzin. Pojawia się też pytanie, dlaczego w akcji ratowniczej nie uczestniczył śmigłowiec.
ZOBACZ TAKŻE: Pilot Mig-a 29 się nie katapultował? Reporter TVN dotarł na miejsce katastrofy>>>
Niektóre media podają także nieoficjalne informacje wskazujące na to, że pilot się nie katapultował, a spadł na ziemię. O te i inne wątpliwości zapytaliśmy majora Michała Fiszera, pilota i eksperta lotniczego.
Marcin Kozłowski, Gazeta.pl: Niektórzy mówią - katastrofa, wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki tuż po zdarzeniu mówił "incydent". Co tak naprawdę wydarzyło się pod Mińskiem Mazowieckim?
Mjr Michał Fiszer: Katastrofa jest wtedy, kiedy ginie człowiek, zgodnie z terminologią obowiązującą w lotnictwie. Nie jest to też incydent. To wypadek lotniczy. O incydencie można mówić, kiedy nastąpiło zdarzenie, w wyniku którego statek uległ uszkodzeniu, ale nie zniszczeniu.
Pojawiały się doniesienia, że pilot się nie katapultował, a spadł na ziemię będąc w maszynie. To możliwe?
Słyszałem, że podobno został w kabinie rozbitego samolotu, a po lądowaniu miał z tej kabiny dopiero wysiąść i czekać na pomoc. Ile w tym prawdy? To nieprawdopodobne, by przeżyć takie zderzenie, w nocy, w lesie. Samolot ma konstrukcję dość filigranową, nie jest przewidziany na silniejsze uderzenia.
Z jaką prędkością MiG-29 mógł zderzyć się z ziemią?
Co najmniej 300 kilometrów na godzinę, a nawet więcej. To są niewyobrażalne prędkości. W odległości ok. 10 km od pasa utrzymuje się prędkość ok. 450 km/h, potem ją się zmniejsza, by 4 km przed pasem osiągnąć prędkość ok. 340 km/h. Oficjalnie mówiono, że pilot się katapultował i został znaleziony kilkaset metrów przed samolotem. Stawiam na tę wersję.
Co dzieje się w chwili, gdy pilot decyduje się na opuszczenie maszyny?
W fotelu katapultowym znajduje się system, który automatycznie się uruchamia i powoduje, że włącza się radiostacja nadająca sygnały ratownicze. Oprócz tego pilot ma stację ratowniczą przy sobie, w kieszeni kombinezonu, przez którą może rozmawiać.
Nie wiem, czy on tej radiostacji przy sobie nie miał, czy ona działała? Czy z nikim z jakiegoś względu nie udało się nawiązać łączności? A może zapomniał, że ją ma lub nie był doszkolony?
Wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki mówi, że pilota odnaleziono po 90 minutach, podczas gdy z moich informacji wynika, że spędził w lesie ok. 3 godzin. Podobno po 1,5 godziny nawiązał kontakt telefoniczny. Najprawdopodobniej nie był w stanie powiedzieć, gdzie jest, być może ta rozmowa nie pomogła w jego odnalezieniu. Pytanie, dlaczego rozmawiał przez telefon, a nie radiostację ratowniczą?
To mógł być powód, dla którego te poszukiwania trwały ok. 2-3 godzin?
Główny powód był taki, że w poszukiwaniach nie użyto śmigłowca. To jest kolejna dziwna okoliczność. Niby dlaczego ten śmigłowiec nie wystartował? Dowódca bazy oświadczył, że była zbyt niska podstawa chmur, by użyć śmigłowca ratowniczego. Jeżeli była za niska, to dlaczego MiG-29 lądował, skoro ma większe wymagania co do podstawy chmur?
Z tego, co wiem, pilot śmigłowca nie miał uprawnień do latania w takich warunkach, co w ogóle jest paranoją. Co robił na dyżurze w tych warunkach? Wiele kwestii wymaga wyjaśnienia.
Problemem jest to, jeśli rzeczywiście okaże się, że to prawda, że pilot będący w dyżurze ratowniczym nie miał uprawnień do latania w warunkach, w których pełnił dyżur ratowniczy. Jeżeli jednak miał uprawnienia, to dlaczego ten śmigłowiec nie wystartował? Gdzie się człowiek nie obróci, to jest jakiś faul. Wynika z tego, że w wojsku nie dzieje się tak dobrze.
Co powinien był zrobić pilot MiG-29, by zapobiec katastrofie?
Jeśli rzeczywiście te warunki były takie, że pilot ze względu na warunki pogodowe nie mógł lądować w Mińsku, to powinien skierować się na lotnisko zapasowe i tam wylądować. Jeśli nachodzą na lotnisko niskie chmury, to z góry można przewidzieć, że ta pogoda się pogarsza, to nie powinno się kontynuować lotów. Gdzie leży wina, gdzie leży błąd? Trzeba pytać, niech oficjele na te pytania odpowiadają.
We wtorek Ministerstwo Obrony Narodowej wydało komunikat, w którym czytamy, że "mimo złych warunków pogodowych, nocy, gęstego lasu i podmokłych terenów, akcja przebiegała szybko i sprawnie".
"Poszukiwanie prowadzono na obszarze około 15 km2, a pilota znaleziono po około 2 godzinach" - informuje rzeczniczka MON płk Anna Pęzioł-Wójtowicz.
Jak dodaje rzeczniczka resortu, "obecny na miejscu wojskowy śmigłowiec, mimo ciągłej i pełnej gotowości do akcji, z powodu niewystarczających warunków pogodowych nie mógł podjąć działań poszukiwawczo-ratowniczych".
"Podkreślamy, że warunki pogodowe, które nie pozwalały na realizację zadania przez śmigłowiec, jednocześnie umożliwiały lądowanie samolotu MiG-29" - twierdzi Pęzioł-Wójtowicz.
"Do czasu wyjaśnienia okoliczności prosimy o wstrzymanie się z spekulacjami i ocenami" - apeluje MON.