W październiku 2008 roku w kościele św. Antoniego w Sokółce miało dojść do cudu eucharystycznego. Na ziemi leżała hostia. Ks. Jacek Ingielewicz podniósł ją i umieścił w waskulum - liturgicznym naczyniu z wodą. Waskulum spędziło tydzień w sejfie. Hostia miała się w tym czasie rozpuścić. Okazało się jednak, że nie tylko jest cała, ale pojawiła się na niej czerwona plama, wyglądająca jak krew. Patomorfolodzy z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku zbadali opłatek i znaleźli w nim tkankę mięśnia sercowego.
Jednak inni naukowcy zakwestionowali wyniki badań. Kościół nie zdecydował się powtórzyć testów i oficjalnie nie potwierdza cudu eucharystycznego, choć od 2011 roku 'cudowną' hostię umieszczoną w relikwiarzu można zobaczyć w Sanktuarium Cudu Eucharystycznego w Sokółce.
'Matka Boska pojawiła się na kuchennej szybie u sąsiadki Łucji Piechnik' - oświadczył w listopadzie 1997 roku górnik Huber Pielka. Pod budynkiem w Zabrzu-Kończycach zaraz zebrali się mieszkańcy. Oni również widzieli matkę Chrystusa. Szybę odwiedzali wierni z całego kraju - czytamy na zabrzańskim 'Naszym Mieście'. Jednak katowicka kuria nie uznała objawień - Kościół uznał, że ludzie źle zinterpretowali zwykły zaciek na szybie. Oznaczałoby to, że mieli do czynienia z pareidolią, która sprawia, że dopatrujemy się znajomych kształtów w przypadkowych wzorach. Pareidolia jest wykorzystywana do testu Rorschacha.
Miasteczku Medjugorje w Bośni i Hercegowinie sławę przyniosły świadectwa młodych ludzi, którzy twierdzili, że objawiła im się Matka Boska. Było to w 1981 r. Niektórzy z 'widzących' do dziś twierdzą, że mają objawienia - niektórzy codziennie, inni co tydzień czy co miesiąc. Mimo że Watykan nie uznał rzekomych objawień, Medjugorje stało się popularnym miejscem pielgrzymek. Organizował je m.in. ojciec Tadeusz Rydzyk.
Popularność tego miejsca trwa do dziś. Według danych Kościoła do Medjugorje co roku przybywa od 2 do 2,5 mln wiernych z całego świata, wielu z Polski. Dlatego w kwietniu tego roku papież Franciszek zlecił abp. Hoserowi, żeby po tygodniowym pobycie w miejscowości przygotował raport dla Watykanu.
W latach 1961-1965 w miejscowości San Sebastian de Garabandal cztery koleżanki ze szkoły - Conchita González, Maria-Dolorez Mazon, Jacinta González i Maria-Cruz González - miały wielokrotnie spotykać Michała Archanioła oraz Matkę Bożą oraz doświadczać lokucji, czyli wewnętrznych słyszeń. W 1965 roku Maryja miała ustami Conchity wydać następujące orędzie:
Conchita poinformowała, kiedy dokładnie dozna objawienia. Media, kapłani i pielgrzymi z całego świata pojawili się w zapowiedzianym terminie i patrzyli, jak dziewczyna wpada w ekstazę.
Biskupi, którzy badali te objawienia, nie byli w stanie potwierdzić ich nadprzyrodzonego charakteru, ale jednocześnie nie potępili rozpowszechniania tej historii, ponieważ 'zawiera wezwanie do modlitwy i eucharystii'. 'Kiedy Bóg pragnie mówić, czyni to w terminach jasnych i niedwuznacznych' - zaznaczali kapłani. Jednak wielu duchownych do dziś wierzy, że w Garabandal rzeczywiście doszło do cudów. Powołują się na liczne nagrania, na których widać jak dziewczynki wpadają w ekstazę, lewitują lub nawracają.
Objawienia Kazimierza Domańskiego prawie podzieliły Kościół katolicki. 8 czerwca 1983 roku mężczyzna pojechał na działkę podwiązać pomidory. Okazało się jednak, że zabrakło mu tasiemek, dlatego poszedł do altanki. Tam miała na niego czekać Matka Boska. - Ty masz uzdrawiać ludzi - usłyszał. Szybko przerobił altankę na prowizoryczną kapliczkę, w której zaczął uzdrawiać chorych. W ciągu kolejnego roku altankę Domańskiego odwiedziło ok. 100 tys. pielgrzymów. Część z nich dała świadectwa uzdrowienia. Ale popularność oławskich ogródków działkowych zaczęła być niebezpieczna. Dwóch mężczyzn umarło w kolejce dwie altanki, dwie inne osoby zginęły na torach, które trzeba pokonać, żeby do nich dotrzeć.
Domański twierdził, że miał łącznie ok. 270 objawień. 'Objawienia zawsze mam o trzeciej w nocy' - utrzymywał. 'Matka Boża pojawia się na chmurce, Chrystus ma kasztanowe włosy i brodę. Po ekstazie wszystko przychodzi mi do głowy, siadam i piszę. I potem odczytuję w kościele' - opowiadał. Matka Boska nieraz upominała mężczyznę. 'Byłam między wiernymi dwie godziny. Nie wszyscy się modlili - tylko 20 procent ludzi' - miała mu się kiedyś poskarżyć. To z jej polecenia Domański miał wybudować kaplicę Bożego Pokoju.
17 stycznia 1986 roku Kościół oficjalnie ostrzegł wiernych, żeby nie pielgrzymowali do Oławy. Władze miasta również nie pochwalały działalności Domańskiego. Kilka miesięcy później z oczu stojącej w altanie figury Matki Bożej miały trysnąć krwawe łzy. Mężczyzna zdecydował więc, że zgromadzi fundusze i wbrew zakazowi kurii postawi tam kościół. Założył też stowarzyszenie, które duchowni nazwali sektą. Za karę na Domańskiego nałożono interdykt - zakaz odprawiania obrzędów religijnych i przyjmowania sakramentów. Tuż przed jego śmiercią w 2002 roku kara została anulowana. Trzy lata później zbudowane przez niego sanktuarium zostało przejęte przez Kościół. CZYTAJ WIĘCEJ >>>